PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=4713}

Coś

The Thing
1982
7,5 108 tys. ocen
7,5 10 1 107919
8,4 63 krytyków
Coś
powrót do forum filmu Coś

Jak sądze tego filmu nie trzeba nikomu przedstawiać. Kultowa pozycja Johna Carpentera, której po prostu wstyd nie znać. "Coś" powszechnie uważane jest za jeden z najlepszych filmów grozy. Moje osobiste doświadczenia z tą produkcją są dość bogate. Dawno temu widziałem ją kilkakrotnie, jednak "coś" (przyczyny już nie pamiętam) sprawiło, że zacząłem omijać tę produkcję dalekim łukiem. Przez kilka lat nie obejrzałem "Thinga" ani razu, mimo iż był to czas kiedy jedna z "polskich" stacji telewizyjnych namiętnie wyświetlała go co najmniej dwa razy do roku. W końcu musiałem wreszcie zmierzyć się z tym filmem, w czasie "przerwy" poddawany byłem przez znajomych bezpośrednie inwigilacji. W końcu sięgnąłem po dzieło Carpentera...

Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy po obejrzeni "Cosia" była jego zbierzność z "Oni żyją" innym filmem tego samego reżysera. Miałbym wielką ochotę raz na zawsze przytrzeć nosa, plującym na drugi z wymienionych filmów i powiedzieć "Człowieku co ty chrzanisz, przecież widać wyraźnie na czym wzorował się Carpenter tworząć "Coś". Wszystko pasuje idealnie. Podobna fabuła (kosmci których obecność można wykryć jedynie przy pomocy specjalnego testu tu krwi tam okularów), niemalże identyczni główni bohaterowie (charyzmatyczni osiłkowie, z poczuciem humoru, którzy są gotowi do walki z obcymi nawet w pojedynkę, narażając przy tym swoje życie) , bardzo podobny motyw muzyczny, wreszcie właściwie identyczne zakończnie ("Fuck You..." w jednym " środkowy palec w drugim). Jest jednak jedno wielkie Ale. Przecież "Thing" powstało prawie sześć lat wcześniej. Czyżby Carpenter popełnił autoplagiat? Nie można byłoby mu tego zarzucić, gdyby sytuacja była odwrotna. Wszak nakręcic wysokobudżetową wersję swojego wcześniejszego dzieła to nic złego. Tutaj odpowiedź nie jest tak oczywista. Sądze jednak, że autoplagiatu nie było. Wszak powstawały film, których kolejne części różniły się dużo mniej niż wspomniane produkcje. Poza tym każda jest na swój sposób oryginalna...

Główną cechą wyróżniającą "Thing" na tle innych tego typu produkcji jest moim zdaniem miejsce akcji. Nieczęsto bowiem twórcy filmowi na miejsce akcji wybierają lodowe pustkowia. Jednak z wielu przeczyn wybór ten jest znakomity. Bohaterowie odcięci są od świata na wiele miesięcy, przy tym nie wiadomo kto jest obcym, komu można zaufać. Nie można uciec od tego co się dzieje, gdyż nie ma gdzie - na zewnątrz panuje kilkudziestostponiowy mróz. Z drugiej strony ktoś może powiedzieć. No tak ale jakie zagrożenie stanowi obcy na biegunie. Co może tam zdziałać? Steroryzować pingwiny? Kwestia ta zostaje w "Thingu" naprawdę dobrze rozwiązana. Tutaj dochodzę do kwestii inteligencji obcych (obcego?). I po raz kolejny pan Carpenter zrobił coś genialnego. Zawsze w filmach fantastyczno-naukowych mówi się wiele na temat jacy to obcy są inteligentni, czego "oni" nie potrafią. Jednak na ogół jest tak, że wystarczy ustawić na ich drodze zaostrzony pal, aby sami się wykończyli. Tutaj jest dokładnie na odwrót. Bohaterowie są autentycznie zaskoczeni tym co wymyślił ich przeciwnik. Jest to kolejna cecha, która jak się okazuje wcale nie jest taka oczywista. Właściwie w niewielu produkcjach filmowych rzekoma inteligencja kosmity zostaje tak dobrze wykorzystana. Co prawda pozornie wygląda na to, że człowiek nadal przewyższa każdego obcego obojętnie czego by ten nie potrafił. Czy aby na pewno? Zakończenie filmu nie pokazuje definitywnie kto jest zwycięzcą. Do historii tej bez większych posądzeń o komercję itp. John Carpenter mógłby dorobić kolejną część. W gruncie rzeczy dziwi mnie nieco, że tak się nie stało. Wszak kontynuacji doczekały się inne niejednokrotnie dużo gorsze filmy Johna np. "Łowcy wampirów". Zawsze można obejrzeć nieformalny sequel w postaci "Oni żyja" (wielu jednak na pewno nie zgodzi się z tą hipotezą).

O "Thingu" mógłbym napisać jeszcze wiele. Mógłby rozwodzić się nad wszystkimi jego elementami od scenerii i efektów zaczynając, na porównaniu z innymi nieco podobnym filmami (np. Inwazja pożeraczy ciał) kończąc. Nie widzę w tym jednak żadnego celu. Przypuszczalnie i tak każdy już widział ten film, a kto nie miał jeszcze okazji powinien to jak najszybciej nadrobić. Jest to jeden z tych filmów, których po prostu głupio nie znać.

Na koniec pragnąłby ustososunkować się jeszcze raz, do mojego porównani "Coś" z "Oni żyją". Co prawda może jest ono nieco powierzchowne jednak pozostaje jedna sprawa, który film cenie sobie wyżej. Obie produkcje są moim zdaniem znakomite. "oni żyją" traktuje jednak dość osobiście, jest to jednen z "moich filmów", z którym łączy mnie szczególna sentymentana więź. Może dlatego, że jest to jeden z filmów, który na dobre wciągnął mnie do świata horroru... Jeżeli nie widziałeś, żadnego z filmów o których piszę z pewnym żalem na początek polecam "Coś". Nie tylko dlatego, że powstał wcześniej. Dzięki, niemu Carpenter ugruntował swoją pozycję jako jeden z największych twórców kina grozy. Zarazem jest to prawdopodobnie najważniejszy film w jego dotychczasowej karierze.