Długo się zbierałam, żeby obejrzeć ten film i wczoraj wreszcie się udało :) Muszę powiedzieć, że bardzo mi się podobał. Jeśli widz podejdzie do niego z lekkim przymrużeniem oka, to "What we do in the shadows" może skraść serce :) Poczucie humoru jest w nim specyficzne (ja miałam skojarzenia z typowo angielskim humorem filmowym), więc nie każdemu przypadnie do gustu. Jest nieco groteskowe, ale mi taki rodzaj akurat pasuje. Scena w aptece (to chyba była apteka), kiedy Nick pokazuje "w wielkim skrócie" jak się przeistacza powaliła mnie na kolana. Za pierwszym razem mnie wystraszyła, bo nie spodziewałam się takiego ujęcia, a potem przewijałam wstecz nieskończoną ilość razy i śmiałam się jak głupia :)
Postaci fajnie dobrane, każda wnosi coś ciekawego (chociaż wg mnie najmniej chyba Vladislav, do którego nie mogłam się przekonać), Viago jest uroczy, a Deacon i jego występ taneczny, to mistrzostwo świata. Natomiast postać Stu i ta jego... "bierność" - rozwaliły system :) Nick momentami potwornie przypominał mi Colina Farrela :)
W tym filmie jest wiele śmiesznych scen (np. kiedy Nick usiłuje nieporadnie wejść przez okno, albo akcja z policyjnym nalotem na dom :D ), ale było również kilka motywów, które średnio przypadły mi do gustu. Niemniej, polecam wszystkim obejrzenie tego "horroru", ja się naprawdę uśmiałam po pachy :)