Metafizyka jest tutaj figurą dla tworzących człowieka procesów: doboru autorytetów, zainteresowań i postaw.
Przedstawione postacie: zafuczana duszyczka-buntowniczka i pierdoła z aspiracjami, są tak sztampowe, że ich przedstawiona w bajce wyjątkowość, "wymykanie się regułom", prezentuje się dosyć niedorzecznie, tym bardziej przez obraną stylistykę.
Nie wiem czy to łechtanie ego widza który się z nimi utożsami, czy zadufanie scenarzysty, ale jest to dosyć irytujące.
Przebieg fabuły jest dosyć banalny, bohaterowie się uczą w toku komedii nieporozumień. Chociaż tak naprawdę niewiele zyskują ich charaktery: pod koniec filmu są właściwie tacy sami, dodało im tylko animuszu.
Są tu jakieś skrawki mądrości np. wątek z uczennicą, albo fryzjerem.
Zasadnicza wartość historii wynika jednak z tego, ile niedorzeczności zauważy widz.
Jeżeli nie dostrzeże żadnych niedorzeczności, to można śmiało mówić o ogłupieniu.
A jeżeli te wątki "mistyczne" mają być potraktowane przez młodego widza choć trochę na poważnie(ze szczególnym uwzględnieniem tych hipisów i astrologicznych bredni), to lepiej trzymać go od tej bajki z daleka.
Tego typu metafizyczne banialuki są ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje kształtujący się umysł dziecka.