nowy Conan, czy stary z lat 80, gdzie gral byly gubernator kaliforni ? obawiam sie, ze to jest
jakas bajka gdzie komputerowe efekty widac w kazdym ujeciu.
Bylbym zapomnial: czy fabula ma cos wspolego z ksiazkami ?
PS
nowy odtworca Conana jakos musi jeszcze przypakowac :)
wizualnie wg mnie ma. Aktorem też złym nie jest. Taki facet wiesz męski, nie wymuskany pedałek. Kogo byś obstawiał na jego meijsce prócz Arniego?
bardziej meski to Arnold jest na pewno, a na jego miejscu widzialbym kogos o podobnej budowie ciala, tak jak opisuje to ksiazka. Wiec takiego chlystka jak Jason bym nigdy nie wybral.
ja wiem czy w tych czasach istnial taki afcet jak arni (chyba ze w fantasy), to byli ciemni ludzie, co oni wiedzieli o odzywianiu etc? jako cwiczenia sluzyly im raanie drewna czy walka z kims tam.nawet bogowie greccy byli przedstaw jako dzisiejszy facet ktory cwiczy na silce 4 razy w tygodniu
Conan to czlowiek pracy. wszytko robil fizycznie, wiec takie miesnie mogl zbudowac. Moze i nie AZ takie jak mial Arnold, ale to czym blyszczy Jason to NIC na tamte lub dzisiejsze czasy. Pomysl, taki conan, ktory cale zycie zapierdzielal fizycznie VS jason po kilku miesiacach na silowni.
Silmarilion nie nadaje się na ekranizację chyba ze serial każdy rozdział jest przecież o czym innym jako film to byłaby bardzo brzydka kastracja.Najlepszy przykład to Dzieci Hurina w Silmarilionie to tylko opowiadanie ale też książka i to wcale nie taka cieniutka
Ależ czemu nie... podzielić na 2 h części na 6 epizodow jak w star warsach ...dało by rade ..a i owszem, SIlamrilion jest chronologiczny i trzyma się kupy jedna akcja wychodzi z drugiej i wpływa na siebie ...więc wszystko jest okej ...świetne pole do popisu dla grafików ja bym se z chęcią zobaczył latarnie Valarów laurelin czy teleprion ...Melkora / Morgotha z Grondem w dłoni Thangorodrim i Feanora wraz swymi synami próbującymi wszelkimi sposobami odzyskać Silmarile ..Gondolin itd ;)
Serial po 1,5-2 godziny na odcinek to było by coś,choć co do star wars nazywanie tego cyklu filmami jest już nie bardzo na miejscu to raczej serial rodzinna saga...
Jeszcze za czasów komuny kręcono seriale gdzie jeden odcinek miał o.80min a odcinków było np.15 że wymienię ten serial historyczny Katarzyna świetna ekranizacja 7 tomowej serii książek,czemu nie wrócić do tego schematu?dzisiaj serial to o.43 min na odcinek czyli 2 razy mniej
To dzisiaj jest dość wyjątkowe,ale pewnie dlatego że HBO to stacja co ma kasę i może sobie pozwolić na dłuższy niż standard odcinek.
Teraz ogólnie są nowe standardy ,trudno nie zauważyć ,że jest pewien konkretny szablon robienia seriali obecnie ,i to chyba zapoczątkowali LOST. podział na sezony które mają tyle samo odcinków każdy i każdy ma jeden zamknięty wątek główny. Do tego długość odcinka to prawie godzina.
Lost?nie pamiętam ile minut miały odcinki ale wymiękłam po 2 sezonie ...Co do fabuły że jeden odcinek to zamknięta historia to już od dawna tak jest szczególnie w kryminalnych czy raczej policyjnych.
Nie oglądałem lostów ,ale wydawało mi się ,że tam była ciągłość fabuły. Chodziło mi ,że jkażdy sezon ma jeden zamknięty wątek. Akurat tego motywu z jednym odcinkiem i jednym wątkiem nie cierpię. Uwielbiam np. Przystanek Alaska ,ale tam było to co mnie razi w tym najbardziej ,czyli jak w jednym odcinku relacje bohaterów się jakoś zmieniały i po zakończeniu można było myślec ,ze to będzie trwało to w następnym odcinku już jakby nigdy nic ,wraca wszystko do stanu poprzedniego. To jest strasznie irytujące.
Była ciągłość fabuły ale tak naciągana (bo serial miał mieć tyle a tyle sezonów i po 22 odcinki) ,że wole oglądać Conana niszczyciela niż obejrzeć resztę odcinków Lostów...
schemat, o którym piszesz jest stosowany już od bardzo dawna. ilość odcinków w sezonie (z reguły 12 lub 24) to konsekwencja długości "sezonu" w TV i częstotliwości wyświetlania odcinków
zgadzam się w pełni, że Silmarillion to świetny materiał na serial, a raczej miniserial z odcinkami po 70-80 minut. ewentualnie można dorzucić historie z Niedokończonych Opowieści i zrobić pełnowymiarowy serial
Skoro powstają filmy na podstawie opowiadań np.Kinga ze wymienię słane już Dzieci Kukurydzy to czemu nie może powstać na orginalnej prozie Howarda?Clive Barker wyprodukował nie jeden film na podstawie swojej prozy i jakoś długość nie miała znaczenia.Jak jest dobre opowiadanie to nawet lepiej bo wtedy można je ładnie dopracować a z klasyczną książką zawsze się coś wyrzuca lub przerabia.W końcu schemat opowiadań Howarda wyłazi za przeproszeniem w takich filmach jako "obcy decydujące starcie" ,"Pitch Black,"Kroniki Riddicka",itp.filmach które kręci się masowo a czemu nie wrócić do źródła tych pomysłów czyli właśnie Howarda?Takie "Czerwone ćwieki "to idealny materiał na zrobienie 80 minutowego filmu albo "Czarny Kannan"ale komu by się chciało bawić w ekranizację i ładne przerabianie opowiadania na scenariusz filmu lepiej pisać scenariusz z sufitu który najczęściej jest zdecydowanie słabszy od literackiego pierwowzoru.
Niestety nie każde opowiadanie da się zrealizować wiernie odwzorowując literacki oryginał...
dokladnie. czesto jest to niemal niemozliwe. praktycznie kazda opowiesc musi byc ,,podrasowana```przed podjeciem proby realizacji filmu na jej podstawie. A co z tego wynika ? dokladnie to co napisales...
oj, gdyby tak bylo jak mowisz to na bilet do kina wylozylbym ostatnie pieniadze :) Z checia bym zobaczyl na ekranie dokladnie to o czym czytalem ( hmm teoretycznie ).
Mnie się kilka razy udało niestety nie Conana...Ale świetny miniserial "Jeśli nadejdzie jutro" czy "milczenie owiec są dowodem że da się na 98%odwzorować książkę....
Batman Burtona czy Batman Nolana. To pytanie tego typu.
Mam starego na DVD, nowego tez kupię jak tylko wyjdzie bo mi podpasował, choć do kina szedłem raczej z nastawieniem na nie. A w zasadzie jedyne czego mi brakowała to głosu Mako i muzyki Basila.
Co do efektów, przejdzie się na Transformersy a potem powiedzcie, że w Conanie było sporo efektów z kompa.
Dla mnie Conan Barbarzyńa z Arnoldem to opus magnum - film naprawdę niesamowity - epicki, dostojny i zrealizowany w bardzo artystycznej poetyce. W tamtym "Conanie" widać było kunszt filmowy starej daty, choć może to też kwestia roku produkcji - ścieżka dźwiękowa sama w sobie stanowiła dla mnie już niesamowitą atrakcję i naprawdę często do niej wracam - budowała dostojną i dramatyczna atmosferę, patos właściwy Conanowi - to było naprawdę coś. Tutaj niestety moim zdaniem mamy przede wszystkim film rozrywkowy na modłę nowooczesną - tego typu filmy wszystkie zdają się pochodzić z jednej taśmy produkcyjnej i być robione od jednej sztancy. Zdaje się, że założenie producenta było proste - jeśli Conan, to walki, krwi i brutalności musi być do znudzenia - co niby nie powinno dziwić, bo to jednak barbaria ;], tyle że, w filmie z Arnoldem to wszystko było (paradoksalnie, bo niby poziomi techniki i możliwości wykonania był nieporównanie niższy) znacznie bardziej szczere i przekonujące. Mnie bardzo boli, że w ramach jednej filmowej sztancy sceny walki są długie, do bólu nierealistyczne - decyduję nanosekundy, nadludzka ekwilibrystyka, jakieś akrobacje niemożliwe i cyrkowe sztuczki przedłużane niemiłosiernie - to takie patenty a 'la Indiana Jones, czy inni Piraci z Karaibów. Niestety, ale w nowym Conanie mamy głównie takie drobne epizody - od mikroscenki kaskadersko woltyżerskiej do następnej - a fabuła to chyba pretekstowa jest tylko.
Niby świat przedstawiono ciekawie i sugestywnie, a nawet wstęp do filmu był reminiscencją filmu z Arnoldem. Zarysowano mitologię wiernie wobec książkowego pierwowzoru i w trakcie filmu były aluzje do elementów ze świata przedstawionego książek, ale z drugiej strony dlaczego zbanalizowano fabułę i sięgnięto po najprostszy schemat, czyli "ratujemy świat przed globalną katastrofą, której doznać on może z rąk Czarnego Charakteru"? Moim zdaniem było to fatalne posunięcie, tym bardziej, że zbliżyło to Conana do konwencji amerykańskich superbohaterów. Szkoda, że nie wyeksponowano więcej walorów świata przedstawionego - jego tajemniczości, pradawnych reminiscencji, tak silnych w o opowiadaniach, nieznanego - a także po prostu szkoda, że nie pokazano więcej obrazów świata. Szkoda też, że wątek, tajemniczego przecież, Imperium Acheronu sprowadzono bez mała do odpowiednika Mordoru z Władcy Pierścieni.
Sam Conan był moim zdaniem trochę niespójny, co zresztą już ktoś zauważył - z jednej strony eksponowano jego dziki i barbarzyński charakter - ale z drugiej strony, to był chłopaczkiem o typowo romantycznym nastawieniu i bardzo łatwo popadł w wielki afekt wobec przypadkowo poznanej kobiety, podczas gdy moim osobistym zdaniem, wtłaczanie Conana Barbarzyńcy w rolę rycerza walczącego o oblubienice jest trochę marnym zabiegiem. Zauważcie, że nawet gdy uwalniał półnagie niewolnice zachował się niezwykle szarmancko i wziął je ze sobą na wesoły wieczorek w karczmie. W tym momencie od razu pomyślałem, jak daleko bardziej przekonujący byli, skąd inąd również barbarzyńscy, Dothrakowie z serialowej Gry o Tron. Oni nie silili się na górnolotne gesty - byli autentycznymi barbarzyńcami, konsekwentnymi wobec swej plemiennej kultury. Może to dlatego, że Conan bywał w świecie i nasiąknął obyczajem, ale moim zdaniem jednak nie było to zbyt trafne. Wystarczy przypomnieć sobie, jak bardzo śmiało poczynała sobie wobec niego uprowadzona dziewczyna. Przy jej stanowczości jego barbarzyńska pewność siebie i swada jakoś zwiędła ;].
Zakończenie filmu było niestety również typowe schematycznie-patetyczne - nie obyło się bez dramatycznego wiszenia nad przepaścią i innych tego typu oklepanych zagrań.
Konkludując, uważam, że film miał pewien potencjał - środki wykorzystano nieźle, jeżeli chodzi o wykreowanie świata - ale całość sprowadzono do dziecinnie archetypowej walki dobra ze złem (książkowy Conan był raczej bardziej indyferentny w tej kwestii) i akrobatycznej nieustannej siekaniny. Brutalność, która przez jakiś czas sugestywnie oddawała realia bezwzględnego świata pełnego przemocy od pewnego momentu przestała być dla mnie przekonująca, a zamiast tego zacząłem odnosić wrażenie, że jest tylko sztuką dla sztuki.
Koniec końców w takim zestawieniu uważam, że film z Arnoldem to arcydzieło kinematografii, a nowy Connan to typowy hollywoodzki film rozrywkowy, który epatuje widza cyrkową akcją i nie pozostawia wiele więcej.
ty chyba inny film oglądałeś. Conan nie rusza na misję ratowania świata - to robi tak przy okazji. jego głównym celem jest zemsta, zabicie człowieka odpowiedzialnego za śmierć jego ojca, a że jest on również żądnym władzy nad światem maniakiem to drugorzędna sprawa.
Tamary nie traktował jak pierwszej lepszej bo miał do niej szacunek (między innymi za to, że "bardzo śmiało sobie poczynała wobec niego").
Conana nie porównuj do Dothraków, bo to zupełnie inny typ barbarzyńców (konie, stepy, koczowniczy żywot). Cymeryjczycy byli z dalekiej północy i hartował ich zupełnie inny klimat i inna kultura
sceny walk w filmach z Arnoldem też były sztuką dla sztuki - pamiętne wymachiwanie mieczem przed a nawet w trakcie walk, które nie wnosiło nic do pojedynku.
fakt, że fabuła, muzyka i prowadzenie akcji było lepsze w starym barbarianie (w nowym akcja jest rwana, ale mam nadzieję, że na DVD wyjdzie w wersji reżyserskiej i dodadzą kilka "łączników" dla większej płynności akcji), ale za to Momoa zagrał Conana dużo lepiej (a jestem wielkim fanem Arniego), no i dzięki dzisiejszej technice możemy kilka pięknych widoków obejrzeć
ogólnie film jest solidną produkcją fantasy i jeśli lubi się te klimaty to warto obejrzeć (choć 3D jest kompletnie zbędne - fajny efekt tylko w napisach końcowych, gdy iskry z kuźni lecą w ich tle)
"tyle że, w filmie z Arnoldem to wszystko było (paradoksalnie, bo niby poziomi techniki i możliwości wykonania był nieporównanie niższy) znacznie bardziej szczere i przekonujące."
Zwłaszcza, walka Conan i Subotai kontra Doom i reszta świata. Ew w niszczycielu Pierwsza scena i to jak Conan załatwia przybocznych Taramis.
"Sam Conan był moim zdaniem trochę niespójny, co zresztą już ktoś zauważył - z jednej strony eksponowano jego dziki i barbarzyński charakter - ale z drugiej strony, to był chłopaczkiem o typowo romantycznym nastawieniu i bardzo łatwo popadł w wielki afekt wobec przypadkowo poznanej kobiety, podczas gdy moim osobistym zdaniem, wtłaczanie Conana Barbarzyńcy w rolę rycerza walczącego o oblubienice jest trochę marnym zabiegiem."
I tutaj się nie zgodzę, po pierwsze Conan w nowej wersji przede wszystkim podążał za panem złym, kobietce było po drodze. Druga sprawa, że Conan Arnoldowy również był dość nie spójny tak w Barbarzyńcy jak i Niszczycielu przynajmniej względem kobiet, o ile w nowej wersji miał do głównego złego jakąś sprawę, o tyle w niszczycielu kiedy Bombata porywa księżniczkę, Cymeryjczyk rusza na ratunek choć w zasadzie mógł olać sprawę. Więc proszę bez takiego wybielania starych filmów, w których fabuła i gra aktorska też bywała kulawa.
Koniec końców w takim zestawieniu uważam, że film z Arnoldem to arcydzieło kinematografii, a nowy Connan to typowy hollywoodzki film rozrywkowy, który epatuje widza cyrkową akcją i nie pozostawia wiele więcej.
Oba filmy nie są arcydziełem kinematografii, oba to kino typowo rozrywkowe, bez jakiś "bajerów" światopoglądowych. Robienie z pierwszego dzieła a z drugiego szmiry bo nie jest taki jak pierwszy, to duże nadużycie.
przede wszystkim dzieki za wyczerpujaca wypowiedz :) Po czesci mam takie samo zdanie, jednak nie wiem czy pierwszego Arnoldowego Conana nazwalbym arcydzielem. Aktorstwo raczej nie bylo na wysokim poziomie, wiele scen moglo wygladac znacznie lepiej, ale tak czy inaczej glownym atutem starego conana to niesamowity klimat, muzyka i wlasnie Arnold.
Czyli tak jak powiedziales nowy Conan to typowo hollywoodzki film rozrywkowy, te same powtarzajace sie schematy itd. Szkoda, bo naprawde liczylem na to, ze fabula bedzie zapozyczona z ksiazki w jakims wiekszym stopniu.
W sumie, to zgadzam się z wieloma komentarzami do mojej wypowiedzi, jakie tu padły, a co do "arcydzieła", to miałem na myśli, że tak prezentuje się Conan z Arnoldem w porównaniu z nową produkcją. To jest relatywne określenie. Niektórzy odwoływali się tutaj też do Conana Niszczyciela, więc muszę sprostować - tego filmu nie uznaję - a komentując miałem na myśli wyłącznie pierwszy film z Arnoldem. Co do reszty, to faktycznie z wątkiem romantycznym i jego oceną trochę przesadziłem i owszem, Conan nie szedł z misją ratowania świata, ale w praktyce sprowadzało się wszystko do tego właśnie, bo zagrożenie było zarysowane ewidentnie jako globalne, a że motywy Conana były nieco mniej górnolotne... chcąc nie chcąc uratował świat :D.
Jakkolwiek, wciąż uważam, że nowy Conan artyzmem nie umywa się do pierwszego filmu z Arnoldem.
tak przy okazji to polecam ksiazke Conan. nawet ciekawa przygodowka. nie jakas tam ambitna, ale dobra :)
DOKŁADNIE to Moje zdanie ubrane w szaty przez kogoś bardziej elokwentnego czy może mniej zmęczonego ....;) Wielki zmarnowany potencjał !
Lepszy nowy! arni jest sztuczny tak jak jego ciało, Jason jest boski i wiarygodny, męski, potężny, mroczny i groźny, dobra akcja i fabuła.
Młoda napalona co swędzi ją tu i ówdzie chciała zapewne podkreślić fakt iż Arnold ostro koksował .ale ale w przypadku Arnolda nie można mówić ze to Anabolik w czystej postaci bowiem dużo wypracował sam ciężki cyklicznymi fazami treningowymi ;) ! Swojego czasu był dla mnie idolem i wzorem prawdziwego faceta ! Ha Ha !8D
Ok Arnold czysty nie był,ale swoje jednak wypracował całymi latami, ale Mamoa też na czystego jakoś nie wygląda,te jego mięśnie tak trochę nadmuchane wyglądają...
Mamoa to aktor ,,dopakowany`` na szybko przez kilka miesiecy przed zdjeciami do filmu. Tak bylo w przypadku Gerarda Butlera w filmie 300 i jest tez tutaj.
w przypadku 300 to ich jeszcze komputerowo podpakowali - pamiętasz te kaloryferki u każdego z nich ;)
No bez przesady kaloryfer to nie ciężko mieć ,a im po prostu komputerowo cieniowali ,żeby wzmocnić efekt. Ale to miało swoją specyficzną urodę taka obróbka graficzna ,bo już w Spartakusie to cieniowanie było przesadzone i nienaturalne ,a momentami wręcz groteskowe:
http://www.idsnews.com/blogs/weekendwatchers/wp-content/uploads/2010/04/varro.jp g
to nie było tylko cieniowanie. widziałem program "Making of...", w którym mówili aktorzy, że jasne musieli być w formie i ostro trenowali, ale efekt końcowy jest w dużej mierze dziełem grafików