Howard przedstawił nam wielkiego, zabójczo agresywnego barbarzyńcę, który dla pieniędzy kradnie, podrzyna gardła, wypruwa jelita, ucina ręce czyniąc z pokładu jatki upiorne. W filmie mamy wpleciony niepotrzebny motyw najazdu na wioskę małego Conana, a potem chłopak przez 20 lat chodzi w kółko zaprzęgniędy w kierat by na koniec się zemścić. Beznadzieja. Lepiej żeby przedstawili w filmie opowiadanie Czerwone ćwieki, gdzie Conan jest zwyczajnym podrzynaczem gardeł który bez mrugnięcia okiem otwierał czaszki i cały był zbryzgany mieszaniną krwi i mózgów. I tu jest geniusz Howarda - napisał proste jak klinga miecza opowiadanie niezwykle barwnym i kwiecistym językiem - gdzież w filmie te "odrąbane dłonie zataczające łuk w powietrzu niczym komety zostawiające za sobą warkocze krwi". Chyba zostanę reżyserem:P
Sęk w tym, że opowiadania Howarda, wbrew pozorom wcale nie są takie proste, jak mogłoby się wydawać. Już w samych "Czerwonych Ćwiekach" mamy intertekstualność. Poza tym, Howard przez opowiadania o Conanie prezentuje pewną postawę moralną i wcale niegłupią filozofię zycia ;]
Film jest raczej luźną adaptacją niż ekranizacją, ale moim zdaniem zasługuje na jak najwyższą ocenę. Pisałem już o tym nie raz. To arcydzieło gatunku, które w zasadzie zerowymi efektami specjalnymi bije na głowę pod kątem kostiumów i zdjęć bije na głowę każdy inny film tego gatunku. Podróż Conana i Subotaia przez polany i wrzosowiska robi na mnie zdecydowanie większe wrażenie niż jakokolwiek scena w "Drużynie Pierścienia" np. Poza tym, "Conan Barbarzyńca" to też interesujący tekst kultury. Można w filmie zauważyć wiele motywów i problemów kulturowych z jakimi borykała się Ameryka w latach 70tych ;] Wspomniana przeze mnie podróż to nic innego jak odniesienie do filmów drogi.
Conan w wykonaniu Arnolda daleki jest od howardowego, fakt. I owszem, też chętnie zobaczyłbym "Czerwone Ćwieki" na dużym ekranie. Dlatego z niecierplwością czekam na tą cholerną kreskówkę, którą robią już milijart lat.
Wiem też, że nowy "Conan" będzie totalną szmirą ;]
Ciezko by bylo o ekranizacje, zbierajac do kupy to, co pozostawil po sobie Howarth. Kilkanascie opowiadan, bez wstepu, elementu laczacego... Wielu autorow-milosnikow tego, co zasial , postanowilo polaczyc to w spojna calosc i wydano szereg opowiadan "lacznikowych" majacych na cele powiazania konca z koncem. Jesli jednak chodzi o te fragmenty, ktore uzyto, zrobiono to po mistrzowsku. Przemieszanie watkow i postaci moim skromnym zdaniem nie zaszkodzilo tej produkcji.
Nie czepiajcie sie tylko bledu w pisowni. Celowo nie napisalem HOWARD , tylko HOWARTH... od HOGWARTHU z Potterem na czele...
Conan jest Mount Everestem filmow fantasy , i jak na razie ZADEN film mu nawet nie dorownal....