zacznę od tego że dopiero niedawno zapoznałem się bardziej szczegółowo z twórczością Joy Division.coraz bardziej mi się podoba.w filmie trochę za mało było muzyki i wiadomości o zespole.reżyser skupił się na życiu osobistym Curtisa i jego kłopotach sercowych.bardzo podobał mi się minimalizm i czarno-białe zdjęcia,oraz aktor grający Curtisa.film mnie wciągnął,poruszył,jest w nim zawarty ogromny ból i napięcie.panuje mroczna,smutna atmosfera,jakby zapowiedz czegoś co jest nieuniknione.aktorka grająca kochankę wypadła dużo lepiej od żony i zdobyła moją większą sympatię.film bardzo dobry(8/10),skłaniający do przemyśleń.i ta martwa cisza...