Film o męskim slabeuszku ktory nie może pogodzić się z trudnościami wynikającymi z faktu posiadania rodziny i dymanka na boku. :( Więcej treści nie dostrzegłam, a szkoda, bo muzykę chłopaki grały całkiem całkiem.
Cała twoja zawzięta krytyka tego obrazu opiera się na niechęci do głównego bohatera. Pogardliwie odnosisz się nie tylko do niemożności podjęcia przez niego życiowej decyzji, ale w ogóle do konfliktu sumienia, któremu nie sprostał "w wyzwolonej Anglii" (jakby wrażliwość zależała od kraju). Protekcjonalnie określasz go ciamciaramcią i odsyłasz do mamy... Co oczywiście "nie czyni cię wypranym z uczuć prostakiem" - tak chyba nikt nie uważa, mimo tekstów o "siuraniu z królestwa niebieskiego". Na pranie uczuć przyjdzie pora, gdy się pojawią pierwsze plamy; na razie twoje wyobrażenie życia (zwłaszcza wewnętrznego) jest bardzo proste, właściwe danemu etapowi życia, ale nie prostackie! Tym niemniej, zamiast pisać psychologię od nowa, i tworzyć kategorię "ciamciaramci", wystarczy rzucić okiem do jakiejkolwiek książki o psychologii pod hasła: konflikt wewnętrzny, poczucie winy, dezintegracja... mechanizmy od dawna doskonale znane i opisane. Pomogą zrozumieć stan umysłu bohatera, a co za tym idzie także film oraz samego Curtisa.
Po drugie. Bohater cię mierzi. Nie potrafisz go zrozumieć, wniknąć w jego emocje i uczucia. Ale to nic strasznego! Nie możesz przeniknąć każdego. Nawet ludzie o wysokiej empatii są w stanie utożsamić się tylko z osobnikami o wrażliwości bliskiej sobie. Empatia to cecha charakteru, jedna z wielu, ani dobra, ani zła, choć raczej przydatna w życiu. Nie rozumiem tylko dlaczego, przy całej swej niechęci do bohatera filmu, poświęciłaś mu tutaj kilka długich, nieprzychylnych wpisów, zamiast wsłuchać się w głos ludzi, którzy starają ci się przybliżyć wrażliwość Curtisa, tak obcą tobie...
Jasne, że mnie mierzi i nieszczególnie się z tym ukrywam. Ale nie jest tak, że bez Curtisa film byłby złoty. Ponure, czarno-białe zdjęcia czy dłużące się sceny wszelkich płaczów i krzyków (daje słowo, że te zabiegi zawsze mnie męczą, czy to w kinie czy w teatrze) nieszczególnie do mnie trafiają. Myślałam, ze to kwestia gustu a jednak po raz kolejny słyszę, że winę ponosi moje kamienne serce. Dziękuje za rady, ale niestety są nietrafione (chociaż "paradoks ciamciaramci" na pewno spodobałby się młodym, niezwykle kompetentnym studentkom psychologi). Zaburzenia takie jak epilepsja, depresja, czy hipomania już znam i to bynajmniej nie z książek. Proste wyobrażenie życia to przywilej, na który nie zawsze mogę sobie pozwolić.
Wrażliwość jest wspaniałą cechą, która powinna leżeć u podstaw naszej cywilizacji. Śmiem jednak twierdzić, że dopiero w połączeniu z wewnętrzną siłą jest w stanie budować i tworzyć lepszy świat. Nie ma nic gorszego, od osoby uwrażliwionej i obdarzonej niemocą zarazem. Gdy do tego połączenia dochodzi skrajny egocentryzm dostajemy wypisz wymaluj osobowość filmowego Curtisa, która niszczy wszystko co spotka na swojej drodze. Jeśli więc uważasz, że wyznacznikiem mojej empatii jest to, czy zachwyca mnie czyjś fatalny profil psychologiczny, to faktycznie masz rację - jestem prostą dziewczyną. Zamiast Lemertowa sięgam po Steinbecka i podkochuje się w Vincencie Gallo :(. Emocje, które Control wyzwala w części odbiorców są dla mnie zaskoczeniem ale nie czuje się z ich powodu wybrakowana.Cieszy mnie, że świat literatury i kinematografii jest na tyle obszerny, iż każdy odnajdzie w nim coś dla siebie. Mi film najzwyczajniej w świecie sie nie podobał. Dlatego tez, przemiły Dyskutancie którego nick został zaczerpnięty z filmu, który miał wszystko to co potrzebne by poruszyć mą duszyczkę a czego nie miał Control, proszę nie sugeruj mi już emocjonalnej niemocy, rzecz jest o gustach, nie o empatii.
Kasiu, tyle z tego wiem, że jesteś bardzo inteligentna. Niestety, ja znacznie mniej, więc nic więcej nie pojąłem. Nam nie chodzi o to, żeby się przepychać ze swoimi gustami. Na wstępie stwierdziłaś, że niewiele w filmie dostrzegasz, więc osoby, który coś tam więcej dostrzegły, próbują ci to przybliżyć. Próbują ci powiedzieć, dlaczego przeżyły ten film głębiej niż ty, co je poruszyło... Po prostu.
Na świecie jest rocznie ponad milion samobójstw. I blisko cztery miliony prób udaremnionych, nazywanych "nieudanymi". Wśród nich wiele podobnych do pokazanej w filmie. Zapewne niemądrych, idiotycznych, niepotrzebnych, jak ogromna większość samobójstw! Jako osoba inteligenta możesz próbować na tym przykładzie zrozumieć i uświadomić sobie, jak niewiele potrzeba ludziom wrażliwym i delikatnym, by skończyć z życiem. Ale możesz też oczywiście machnąć lekceważąco ręką, mówiąc: pfi, to jakieś ciamciaramcie z bravo-girl.
Nie uważam cię za prostaczkę, przeciwnie. Przestań to powtarzać.
A szkoda, bo tych treści było w tym filmie przekazanych dużo więcej. Na przykład wiele było też o zespole JOY DIVISION, a nie tylko o samym Curtisie. Było również trochę o środowisku muzyków z Manchesteru i o samej wytwórni "Factory" specjalizującej się w muzyce new wave i punk rock. Do mnie ten film przemówił, gdyż ja jestem kolekcjonerem takich wydawnictw muzycznych i starym fanem takich brzmień.