jeden z najlepszych filmów,jakie oglądałam w całym moim życiu.absolutnie wszystko tu jest wstrząsające.nic dodać nic ująć.genialna rola Sama Rileya,która w połowie stworzyła ten film.wg mnie zasłużył na oscara.był lepszy niż Val Kilmer w Doorsach i jakikolwiek inny aktor w filmach o muzykach.
najbardziej mnie ujęła scena,kiedy Ian płacze..płakałam razem z nim.
jedyny jak dla mnie minus to gra aktorki grającej Annik.była zbyt sztuczna.ale dużo jej nie było.skupiłam się na głównym bohaterze.przyznam,że nie słuchałam Joy Division,i pewnie nie zacznę, bo głos prawdziwego Iana jest jednak zbyt surowy.ale i tak go podziwiam. Morton też niesamowita.
cieszę się również,że zdjęcia były czarno-białe,to tworzyło dodatkowy klimat.
a i jeszcze jedna kwestia-cały czas oglądając film,miałam wrażenie że patrzę na Pete'a Doherty'ego.co dziwne,bo na zdjęciach nie jest podobny.
pozdrawiam.
tak film jest niesamowity. jeden z tych obrazow ktorego nie da sie opowiedziec, i oddac klimatu slowami. mysle ze jest to sprawa dobrego scenariusza-kazda scena jest jakby wstepem do poprzedniej, wszystko sie swietnie klei i zazebia. mnie głownie w control ujela niezwykla szczerosc opowiadanej historii-widzimy tu wszystko, rezyser nie uciekl nawet od tragicznego konca