Ten film to nic innego, jak reklamowanie przemocy i sadyzmu będącymi składnikami zemsty dokonanej przez głównego bohatera. Mało tego, Denzel przez pierwszą część na okrągło wspomina o Biblii i roli, jaką odgrywa ona w jego życiu, by w drugiej części, jakby niepomny swej religijnej gorliwości, przemienić się w żywą maszynkę do zabijania. Jakoś nie mogłem przetrawić tak rażącego paradoksu, choć to tylko rozrywkowe kino akcji. Tyle, że Tony Scott potraktował fabułę i postacie zbyt serio, aby można to było wszystko łyknąć bez przeszkód.
Raził mnie także ten przebajerowany montaż, który niczemu de facto nie służył, a wręcz przyspożył dodatkowego chaosu wydarzeniom na ekranie. Z aktorów tylko małoletnia Fanning wywiązała się dobrze, reszta zagrała z taką powagą, jakby to miał być poważny dramat a nie hollywoodzka produkcja.
Myślę, że filmy takie jak "Man on fire" mogą przyspożyć więcej szkody niż pożytku swoją niezdrową reklamą niepohamowanej żądzy krwawej wendetty.
6/10.
Jestes dziwny jakis... najwidoczniej nie nadajesz sie do ogladania filmow bo odbierasz je jak jakiejs dziecko... sam gatunek filmu moglby tlumaczyc zachowania.. John Creasy byl najemnikiem uciekal do czytania bibli myslac ze bog mu wybaczy, podczas filmu padl dialog kiedy Creasy pytal sie przyjaciela, "Myslisz ze Bog nam wybaczy?"
Pita pokazala mu ze warto zyc, nawet kula nie dala mu zginac, co oznaczalo by ze bog daje mu szanse by zyl, ze jeszce moze zrobic cos dobrego.
Ciag wydazen doprowadzil do Smierci Pity(Tak przynajmiej myslal john i inny) Creasy zlapal sie za wisorek i uronil krople lez. John nie mial juz nic do stracenia, nie mial rodziny, nikogo.Tak wiec wziol sprawy w swoje rece i zdzialal wiecej w kilka dni niz policja przez caly czas. Dzieki tej zemscie Pita wrocila do Domu, a Creasy do boga na rozmowe odnosnie wybaczenia, umierajac smiercia bohatera.
Gatunek gatunkiem, ale dla mnie połączenie kina krwawej zemsty z problemem wiary to tak odmienne tematy, że ich połączenie jest co najmniej zabiegiem ryzykownym. Nie czepiałbym się, gdyby Scott utrzymał swoje dzieło w tonacji pastiszowej, a tak niestety nie zrobił - kazał aktorom grać na serio i do tego mam największy zarzut. Bądź co bądź miał to być rozrywkowy film akcji, a wyszedł śmiertelnie poważny, oblany sosem religijnym produkcyjniak bez własnej duszy i pozbawiony wartości nawet rozrywkowych.
Co do przemocy to nie jestem absolutnie żadnym jej przeciwnikiem, pod warunkiem, że ma ona jakiś cel fabularny - tutaj przemoc jest sztuką samą dla siebie.
Na koniec powiem Wam, że spodziewałem się negatywnych odezwów ze strony wielu użytkowników, ale nie napisałem swojej opinii w celu wywołania marnej prowokacji. A zdanie mam po prostu własne, a że się z nim nie zgadzacie - to może i lepiej.
Cenię Twoje zdanie... choć ja uważam, że jest ono mało życiowe, gdyż religia, przemoc i śmierć przeplatają się ze sobą w życiu od wieków. Więc dlaczego nie miałby tego robić w filmie.
6000 polskich żołnierzy KATOLICKICH, z których pewnie z 20% są gorliwymi katolikami, siedzi w Iraku i Afganistanie.
Albo chociażby Irlandzka Armia Republikańska, islamscy ekstremiści... wszyscy Ci ludzie zabijają innych z Bogiem "na ustach". Więc dlaczego John Creasy nie miałby się zastanawiać czy Bóg mu wybaczy.
Co do treści filmu, który uważam za doskonały film, to przywołuje on starą myśl "Pamiętaj człowieku zły, że na drodze Twej stanąć może po trzykroć gorszy człek niż Ty."...
W zasadzie wszystko powiedział Ci już czarus07 więc nie będę go powtarzał. Kim Ty jestes co? Jakimś przeciwnikiem przemocy i krwi w filmach najwyraźniej. Jeżeli głównemu bohaterowi zabrano jedyną osobę, na której zależało mu w życiu, to w jaki sposób miał się zemścić? Sam na jego miejscu wszystkich z nich bym powyrzynał. Takie filmy są najwyraźniej nie dla Ciebie.
=> enrico, życie to nie jest film czy bajka, nawet gdybyś dokonał (hipotetycznie rzecz biorąc) takiej zemsty jak Denzel w tym filmie, to borykałbyś się do końca życia z wyrzutami sumienia. Filmowcy mają ten przywilej, że takie historie pokazują bez żadnych konsekwencji dla siebie - natomiast Ty jako człowiek, prawdopodobnie po dokonaniu krwawej czy sadystycznej zemsty, nie byłbyś już tą samą osobą. Zabijanie to nie jest nic dobrego, nawet w słusznej sprawie.
Wracając do samego obrazu - Scott stworzył fikcję, tyle że niebezpieczną, bo widzowie po jej obejrzeniu mogą się utwierdzić w przekonaniu, że zabijanie w imię wyższej racji jest czymś dobrym. Radzę się zastanowić nad tym problemem, bo nie jest on wcale taki prosty i przejrzysty, jak niezbyt udane dzieło brata słynnego Rida.
Pozdrawiam.
tommy gdybyś nie wiedział ten film jest stworzony na podstawie ksiązki a ksiazka na podstawie prawdziwej historii
Krytykujesz film głównie za to, że postępowanie głównego bohatera jest inne niż byś sobie życzył. Jest według ciebie niedopuszczalne i za to należy obniżyć noty tego filmu. A ja mam zupełnie inne zdanie na ten temat. Podobało mi się pokazanie głównego bohatera jako człowieka, "tylko" człowieka, który nie jest ani dobry, ani zły. Oglądając pierwszą połowę filmu i wiedząc jakie problemy ze swoim życiem i samym sobą miał Crease jego postępowanie po "śmierci" dziewczynki jest jak najbardziej prawdopodobne i chyba z wszystkich możliwości najbardziej do mnie przemawia. Szlak mnie trafia jak w większości Amerykańskich filmów na siłę stara się zrobić z głównego bohatera "świętego", ale widać niektórym to sie podoba. Czy według ciebie Crease chcąc dowiedzieć sie kto stoi za porwaniem powinien chodzić do tych zbirów z Biblią w jednej ręce i kiwając palcem u drugiej ręki mówić do nich po kolei: "Ti, ti niegrzeczny chłopczyku powiedz mi kto zlecił ci tą robotę, bo jak nie to dostaniesz klapsa (oczywiście nie za mocnego) albo nawet kiedyś tam jak umrzesz to nie pójdziesz do nieba." A jak by już dotarł do Bossa to powinien powiedzieć mu mniej więcej to samo tylko przekazać, że od teraz ma być dobrym i pobożnym człowiekiem.
Piszesz o niepohamowanej żądzy krwawej wendetty oraz o jej gloryfikacji. Tu też muszę sie z tobą nie zgodzić. Po pierwsze nie ma gloryfikacji zemsty, ani happy endu, bo Crease sam godzi się na swoją śmierć. Zgadza się na wymianę życie za życie, choć mógłby spróbować jakoś odbić dziewczynkę. Poza tym jego żądza zemsty skończyła się wraz z wiadomością o tym że dziewczynka żyje. O tego momentu zależy mu tylko na tym aby ją uratować. Zdecydował, że idzie na śmierć aby ocalić dziewczynkę, ale przecież mógł jeszcze załatwić kilku drani na koniec np. taką samą bombę jaką wpakował jednemu kolesiowi w d.. mógł "wsiąść" ze sobą i zdetonować będąc przy nich. Przecież wiedział, że i tak zginie więc co mu zależało? Ale tego nie zrobił!
Pro po Biblii i postępowania głównego bohatera to nie wiem dlaczego sie czepiasz. Przecież to jest takie prawdziwe. To że ktoś czyta Biblie czy nawet zna ją na pamięć to wcale nie znaczy, że jest święty. A w takiej sytuacji jakiej znalazł sie Crease o załamanie wiary nie trudno, tym bardziej dla kogoś z taką przeszłością.
Jako wadę podajesz jeszcze, że reżyser "kazał aktorom grać na serio" i dodajesz "miał to być rozrywkowy film akcji" a ja się pytam gdzie tak pisze? Czy jako gatunek tego filmu podawane jest: "głupia strzelanka - nie próbuj przy mnie myśleć". Według mnie gra aktorów jest jednym z największych plusów tego filmu. Nie ma w nim rzeczy albo czarnych albo białych, wszystkie są szare i to mi się bardzo podoba.
Ogólnie film naprawdę warty obejrzenia. Można mieć obiekcje co do słuszności postępowania głównego bohatera, ale nie można za to obniżać oceny tego filmu.
Ja powiem to tak - życie kilku bezdusznych zabójców i życie byłego najemnego mordercy, który poprzez swe czyny z przeszłości nie potrafił odnaleźć spokoju umysłu, za życie niewinnego dziecka, przed którym jeszcze całe życie i które może w nim zdziałać jeszcze wiele dobrego, to chyba dobra transakcja, jak uważasz? :)
Siostra zakonna ze szkoły Pity - "Bez obrazy, ale żałuję, że twój zawód musi w ogóle istnieć"
John - "Ja też matko, ja też"
S - "Widzisz czasami w tym co robisz rękę Boga?"
J - "Nie, od bardzo dawna"
S - "Biblia mówi: Nie daj się zwyciężyć złu.........
S+J - ale zło dobrem zwyciężaj"
S - "List do Rzymian 12. 21....jestem zagubioną owcą matko"
PS Poza tym, to tylko film, a do każdego filmu należy podchodzić z dystansem, bo chociażby nie wiem jak dobry był, i jak głębokie przesłanie za sobą niósł, to wciąż pozostanie tylko filmem.
"Ja powiem to tak - życie kilku bezdusznych zabójców i życie byłego najemnego mordercy, który poprzez swe czyny z przeszłości nie potrafił odnaleźć spokoju umysłu, za życie niewinnego dziecka, przed którym jeszcze całe życie i które może w nim zdziałać jeszcze wiele dobrego, to chyba dobra transakcja, jak uważasz? :)"
Tak, masz rację, ale to tylko jedna strona medalu, która nie została uwzględniona przez reżysera, właśnie dlatego, że uważa on krwawą wendettę za coś właściwego. A jest też druga strona medalu - wyrzuty sumienia, które znikły po tym, jak mała dziewczynka została porwana. Zupełnie, jakby bohater Denzela sięgnął po pilota i wyłączył sobie automatycznie sumienie. Prawda, że niekonsekwentne to zagranie i nawet w filmie nazbyt dowolne?
"PS Poza tym, to tylko film, a do każdego filmu należy podchodzić z dystansem, bo chociażby nie wiem jak dobry był, i jak głębokie przesłanie za sobą niósł, to wciąż pozostanie tylko filmem."
I tak i nie. Wielkie filmy, do których "Man on fire" nie zaliczam, potrafią tak głęboko wejść w psychikę, że trudno się z nich otrząsnąć, zapomnieć o nich, nawet do końca życia. Czasem zupełnie mimowolnie przypomina się taki a taki moment filmowy. Tak więc wszystko zależy od podejścia widza i jego wrażliwości na sztukę.
To ciekawe, jakie rzeczy można przeczytać na filmweb-ie. Twoi oponenci, Thommy, podchodzą do filmu jak większość widzów. I moim zdaniem mają rację, film dobry, sensowny (wbrew temu co mówisz) i ciekawie zrobiony. Nawet częściowo prawdziwy. Ty natomiast wypowiadasz się na tematy które znasz tylko w teorii. Owszem zgodzę się, że zabijanie to nic dobrego. Ale nie masz pojęcia co się dzieje w psychice takiego człowieka. Nie wiesz co się czuje celując do innego człowieka z zamiarem zabicia go. Budzą cię w nocy koszmary? Możesz tylko to sobie wyobrażać i gdybać.
Film nie gloryfikuje krwawej zemsty. Pokazuje tylko człowieka, który coś odzyskał w życiu a potem mu to zabrano ? to wystarczający powód by zacząć działać. A, że potrafił działać tylko w jeden sposób.
"Człowiek może być artystą w różnych dziedzinach, na przykład w gotowaniu. Creasy jest artystą śmierci i właśnie zamierza stworzyć arcydzieło"
Ok, ok, wszystko dobrze, tylko że po pierwszej połowie filmu, w której to bohater Washingtona niemal nieustannie pokutuje za swoje poprzednie zabójstwa, w drugiej połowie - choć czyni to w słusznej sprawie, znowu powraca do tego, z czego miał zrezygnować. To trochę tak, jakby wziął pilota i wyłączył sobie sumienie. Reżyser poprzez ten zabieg zdaje się popierać jego metody działania, co właśnie uznałem jako gloryfikację. I wcale nie twierdzę, że jest to bezsensowny film, bo nie jest. Jest ciekawy od strony technicznej, ma dobre role aktorskie (Denzel`a oczywiście ale też Walkena), ale jego głównym grzechem jest pokazanie tylko jednej strony medalu.
Można wyciągać takie wwnioski... przyznaję, ale to co zauważyłeś jest właśnie największym sensem tego filmu. Moralność nie jest tu jednoznaczna - oto człowiek, który utracił wiarę w normalność walczy z własnymi koszmarami i przeszłością. Ucieka od tego kim był... ucieka w alkoholizm (jak to człowiek) i usiłuje za wszelką cenę postawić mur pomiędzy sobą, a resztą otoczenia (tu wieje odrobinę schematem, ale nie jest to wielkim problemem).
Tymczasem gdzieś po drodze odnajduje w sobie pozostałości człowieczeństwa, których nie miał nadziei odzyskać. Staje się to przypadkiem i nie było planowane. Na jego twarzy pojawia się uśmiech... uśmiech człowieka zniszczonego, ale jednak uśmiech. I nagle... bum! La Hermandad swymi brudnymi łapskami odbiera mu to co z radością w sobie na nowo odkrył. Nie ma miejsca na płacz, na pytania do Boga, na moralne dywagacje. Jest tylko desperacja i zemsta absolutna. Brutalność Creasy'ego pokazuje jak blisko mentalnego dna znajdował się przed podjęciem pracy jako ochroniarz. Nie ma kompromisu...
Myślę, że odbiór filmu zależy w głównej mierze od naszej kondycji emocjonalnej. Osoby, którym obce są tzw. "przejścia życiowe" mogą ten film odebrać jako przesadny. Osobiście jednak przyznaję, że kilkukrotnie w życiu znalazłem się w sytuacjach, które popychały mnie do zachowań o jakie nigdy bym siebie nie podejrzewał. Myślę, że wielu może się pod tym zdaniem podpisać. Właśnie dlatego uważam ten film za bardzo naturalny - nie ma w nim za grosz wygładzeń. Takie historie dzieją się na świecie każdego dnia.
Masz rację ? bohater pokutuje za swoje grzech, ma wyrzuty sumienia, itp. Możemy tylko się domyślac jakich okropności się dopuścił. Ale walka z przestępcami to nie jest wyłączenie sobie sumienia - to reakcja na zaistniałą sytuację. Tylko w taki sposób może ocalić małą. Do tego go szkolono. Piszesz, że życie to nie jest film czy bajka. W tym wypadku film ma wiele wspólnego z życiem. Człowiek całkiem inaczej odbiera fakt skrzywdzenia niewinnej osoby (nawet przypadkowo) a inaczej gdy przemoc jest uzasadniona. Do walki z uzbrojonym, niebezpiecznym przeciwnikiem, stanowiącym realne zagrożenie, ludzi przygotowuje długotrwały proces szkolenia. Jednocześnie są uczeni szybkiej oceny sytuacji i dostosowywania poziomu reakcji do zagrożenia.
Jak już wspomniałem nie wiemy co dokładnie robił wcześniej ale zdecydowanie musiało być to coś gorszego od strzelania do uzbrojonych bandytów. Zwłaszcza takich co krzywdzą dzieci.
sory drogi Thommy ale się z tobą bardzo nie zgadzam...
co do kwestii Boga w życiu głównego bohatera, cóż ten motyw ominę ponieważ zrobili to za mnie już inni forumowicze...natomiast co do montażu...hehe...chyba byłeś jakiś ostro zakręcony na tym filmie skoro dla Ciebie montaż sworzył chaos na ekranie...dla mnie to bardzo dobry pomysł który uczynił film bardzo orginalny, co do tego że "...fabułę i postacie potraktował zbyt serio...", tu masz troszkę racji fabułę potraktował dość serio (i bardzo dobrze) bo temat poważny+film na podstawie powieści co do postaci...powiem tyle...zagrali je naprawdę znakomici aktorzy i wiem że każdy się ze mną zgodzi :)
pozdro
mnie sie film bardzo podobal...
a tak wogole to Denzel mowil do tej siostry ze jest zagubiona owieczka...
... no i jestem ciekawa jak ty bys sie zachowal, gdyby Ci zabili(albo bys tak myslal) osobe, ktora pokazala Ci ze warto zyc??
Zabicie łachuder, które to uczyniły, byłoby nęcącym zapewne pomysłem, ale ja jednak zastanowiłbym się też nad innym rozwiązaniem. Zabijanie nie popłaca, nawet w imię dobra pewnej sprawy.
Tyle, że przy takim rozwiązani ten film traci sens i jest kolejną amerykańską produkcją o ludziach potrafiących wszystko, Thommy. Creasy jest specjalistą w operowaniu bronią. Wyszkolenie człowieka na wysokim poziomie jest jak przygotowywanie zawodnika do olimpiady. Tylko na durnych filmach ktoś kto nigdy nie strzelał nagle pokonuje zawodowców, lub szkolą go w tydzień (roboczy bo sobota i niedziela wolne). To żmudne powtarzanie czynności w kółko aż do znudzenia i jeszcze raz od początku. Tylko tak osiąga się perfekcję w działaniu.
Jeśli nagle, dajmy na to, zacząłby prowadzić negocjacje na wysokim poziomie (negocjatorzy są zapoznawani z taktyką a nie w niej szkoleni) czy drobiazgowo badać ślady niczym zawodowy oficer śledczy, itp. ? to film straciłby sens. Nie można być profesjonalistą w kilku dziedzinach. Uratowanie tej dziewczynki właśnie wymagało profesjonalnego działania, a jak już wcześniej tylko tak potrafi działać.
Co do zabijania ? czy popłaca? ? pojęcie względne. Ludzie wciąż to robią ? a pierwszy homo sapiens pojawił się na ziemi ponad 80 tys. lat temu. Pomijając morderstwa ?w skali całej ludzkości, pomimo, że liczne są tylko niewielkim ułamkiem procenta. Natomiast pierwsze zapiski o wojnie pojawiły się jakieś 5000 lat p.n.e., a prowadzone były pewnie już dużo wcześniej. Wciąż są prowadzone i jeszcze długo będą.
Chyba nie ogląales tego filmu do konca.
Ten film to czysta perfekcja, arcydzieło w kadzym calu.
Nie wiem czy lubisz Tarantino ale powiedziałem on, ze ten film jest "piekelnie porywajacy i wciagający" oraz uznal go za "jeden z najlepszych filmów Tony'ego Scotta".
Ja uwazam ze MAN ON FIRE to arcydzielo! Mistrzostwo. Zadnych minusów. Świetne aktorstwo, muzyka, montaz, zdjęcia, fabuła. Rewelacja 10/10.
Wszystkim polecam. Na prawdę DOBRY film.
Quentina jako twórcę bardzo lubię, ale przecież nie muszę zgadzać się z nim we wszystkim. Dla mnie "Człowiek w ogniu" nie jest w żadnym razie filmem złym, jest całkiem Ok, tyle że nie całkiem mnie przekonał jego tzw. emocjonalny wydźwięk, o którym pisałem wcześniej. Realizacyjnie i aktorsko stoi on za to na wysokim poziomie i też uważam, że to jeden z lepszych - mimo wszystko - obrazów drugiego z braci Scott. Może kiedyś zmienię co do niego zdanie, ale teraz trudno mi o tym pisać, bo nie wiem, czy mój stosunek się jakoś zmieni po ewentualnym drugim seansie.
swietne ukazanie tego do czego zdolny jest człowiek gdy sie zaierze mu wszystko/jedyne co miał/kochał. do czego jest zdolny. i takze... do jakich poswiecen.
piękny film mistrzowsko zreazliwaony
10/10
W wielu kwestiach zgadzam sie z Thommy'm.
po pierwsze: film faktycznie pokazuje zemste jako proces godzien nasladowania, a creasy'ego jako bohatera. Zemsta przychodzi ludziom naturalnie, tak jak uderzenie wlasnego przyjaciela w afekcie, czy robienie innych rzeczy, ktorych zaluje sie zaraz jak mina emocje. nie jest to cos czym mozna sie szczycic - szczycic mozna sie, jesli potrafi sie odmowic sobie tej przyjemnosci zemsty - TO jest naprawde cos. a creasy nawet nie "chcial dobrze"; swiadomie nie probowal nawet powstrzymywac w sobie gniewu, tylko poszedl po najmniejszej linii oporu. "a teraz jest bohaterem, bo jest martwy" - parafrazujac cytat szefa policji o zabitych policjantach.
po drugie: rzeczywiscie motyw z biblia jest troche nie na miejscu. wydaje mi sie, ze w jego sytuacji, przekaz biblii bylby jedyna rzecza mogaca powstrzymac go przed robieniem jatki. ale to mozna wytlumaczyc tym, ze jego znajomosc biblii byla tylko powierzchowna (pamietal cytaty...i tyle).
po trzecie: zanim przeczytalem ten watek, rowniez ocenilem film na 6/10 ;)
natomiast od strony technicznej film jest dla mnie bez zarzutu - wysmienite aktorstwo, bardzo dobra rezyseria, montaz tez mi sie podobal.
i nie wydaje mi sie, zeby mial to byc 'tylko' film akcji. wrecz przeciwnie, wydaje mi sie, ze mialo w nim byc przeslanie. ktore to przeslanie nie tylko nie trafia do mnie, ale wrecz wydaje mi sie bardzo naiwne, zeby nie uzyc slowa glupie (i nie mam zamiaru nikogo obrazac!!). Przynajmniej to przeslanie, ktorego ja dopatrzylem sie w tym filmie - akceptacja i sympatyzowanie z idea zemsty, jako rzeczy slusznej i dobrej.
datester --- nie zrozumiałes przesłąnia filmu. to nie to.
przesłaniem filmu jest pokazanie właśnie do czego jest zdolny człowiek gdy zabierze mu się jedyną rzecz na świecie jaką kochał. "Ona znów pokazałą mu żwarto zyć. A jemu to zabrano...." Człowiek po próbach samobójczych, alkoholik, znajduje przyjaciółę, małą dziewczynkę, dzięki jiej rzuca alkohol, czyta Biblię..... Film pokazuje też jak wcześniejszy jego zawód (najemnik) wpłynął na to że bez ządnego zawachania zabijał i torturował.I jest dzolny nie tylko do zemsty na każdym kto sie jej tknął ale też.... i poświęcenia. Po prostu zrobił by dla niej wszystko.Człowiek W Ogniu to thriller akcji (prawda) ale też z głębokim przesłaniem.
Realizacja bez żadnego zarzutu,. Jak dla mnie arcydzieło 10/10
Datester, wlasnie to mialem na mysli, piszac pierwszego posta. Glowny bohater nie robi ani jednego kroku do przodu, tylko coraz bardziej pograza sie w grzechu - jesli patrzec na jego postepowanie pod wzgledem religijnym. Oczywiscie, zabicie porywaczy mialo swoje usprawiedliwienie, niemniej rezyser zdaje sie wlasnie potwierdzac takie dzialanie. Co innego, gdyby puszczal oko do widza, tak jak to czyni Tarantino za kazdym razem, kiedy kreci swoj film. Tutaj poczucia humoru zabraklo, wiec ja zrozumialem film jako propagowanie zabijania. A ze zabijanie, nawet z dobrymi motywami jest zle, wystarczy przekonac sie ogladajac chocby 'Krotki film o zabijaniu' Kieslowskiego, 'Przed egzekucja' Robbinsa czy calkiem swieze 'Monachium' Spielberga.
Pewnie, że zabijanie jest złe. Dlatego w przypadku tego filmu puszczanie oka jest nie na miejscu. Film opowiada o poważnych sprawach i musi być poważny. Porwanie dziewczynki też jest złe. Jeszcze gorsze niż zabijanie porywaczy. Kiedyś czytałem pewną książkę lub opowiadanie fantasy (nie pamiętam dokładnie co to było, tytuł też mi umknął) ? chodziło właśnie o walkę dobra ze złem. Główny bohater wykuł świetlisty miecz z dobra by walczyć ze złem, ale w momencie gdy skrzyżowały się miecze biały i czarny, ten biały zamienił się w czarny. Nie da się walczyć dobrem ze złem. Gdy przystępujemy do walki i efektem będzie skrzywdzenie innego człowieka to jest złe, bez względu na powody. I tak też jest w filmie ? inne rozwiązanie, obawiam się, spłyciłoby cały obraz. Walka ze złem jest brutalna bo inaczej się nie da.
niestety (a moze na szczescie) kompletnie sie z tym nie zgadzam. gdyby bylo tak jak mowisz (ze zlo mozna zwalczac tylko zlem) na swiecie nie byloby juz dobra. gdyby wszyscy postepowali tak jak 'czlowiek w ogniu', na swiecie nie byloby juz ludzi!
na szczescie nie wszyscy tak mysla. chocby pierwsi z brzegu jezus, budda, ghandi, martin luter king... ludzie ktorzy zmieniaja swiat. ludzie ktorzy mowia o nadstawianiu drugiego policzka, kiedy ktos uderzy cie w pierwszy. dla wielu ludzi przeslanie to jest niezrozumiale, bo nie jest latwe powstrzymac sie od zemsty. ale wlasnie w ten sposob mozna uzdrawiac swiat.
tymczasem zemsta to nigdy nie konczacy sie proces. jak latwo wyobrazic sobie dalszy ciag filmu: porywaczowi, zranionemu doglebnie smiercia brata, nie wystarcza poswiecenie creasy'ego. po jego smierci wysadza dom dziewczynki, zabijajac ja, jej matke i polowe rodziny, ktora przyszla zobaczyc coreczke. wsrod nich byl tez syn wplywowego polityka, ktory, oszalaly z zalu, pociaga za wszystkie mozliwe sznurki, zeby dorwac porywacza i wszystkich jego wspolpracownikow. udaje mu sie! tak sie sklada, ze jednym ze wspolpracownikow porywacza byl czlowiek, ktorego ukochana siostra pracuje w kancelarii owego polityka. siostra dowiaduje sie w jak okrutny sposob zginal jej brat i ... ... ... po co dopisywac nastepne odcinki? nie lepiej przeciwstawic sie zlu, nie kontynuujac go...?
tymczasem rezyser, jak i wielu widzow, zdaje sie nie zauwazac takiej mozliwosci. jego film pokazuje nam cala sytuacje z takiego punktu widzenia, w ktorym jest tylko jedna mozliwosc. jest jedna jedyna scena w filmie, kiedy pojawia sie madre zdanie o przebaczeniu. creasy kwituje je cynicznym "to sprawa miedzy nimi a bogiem (...)". nie, creasy. to sprawa miedzy toba a bogiem, ale jestes zbyt zajety zabijaniem, zeby chciec to zauwazyc.
To jest wrecz paradoksalne, ze bohater grany przez Denzela czytal Biblie, gdzie tyle mowi sie o przebaczeniu krzywd, a tymczasem Creasy, zupelnie jakby zapomnial, czego sie nauczyl i znowu zaczal zabijac. Powiedzenie (dosc wytarte zreszta) 'cel uswieca srodki' w tym wypadku okazalo sie zdradliwe. Jesli zakonczenie mialo byc happy endem, to bardzo falszywym w moim przekonaniu. I to chyba tyle, co juz napisalem n.t. tego filmu, bo wiecej chyba nie ma co dyskutowac;)
Podchodzisz do filmu ideowo odrzucając czynnik ludzki bohatera. Ile razy zdarzyło Ci się odkładać na coś pieniądze, a potem pod wpływem impulsu je wydać na coś innego? Ile razy zalałeś się w trupa choć na drugi dzień musiałeś iść do szkoły/pracy? Jak często organizujesz sobie dzień by w rezultacie nic z planu nie wykonać? Każdego dnia przeczymy sobie, bo jesteśmy ludźmi. Jesteśmy inteligentni, wyedukowani, ale każdego dnia zaprzeczamy własnym ideom w mniej lub bardziej widoczny sposób.
Creasy czytał Biblię... jako alkoholik. Szukał ucieczki w Pismo Święte, ale to nie znaczy, że ułożył sobie życie pod biblijne postulaty. Dziwi mnie doszukiwanie się ideałów w bohaterze tak wyzbytym z samokontroli. Po to właśnie była pierwsza połowa filmu byśmy zrozumieli z jak zdegradowanym człowiekiem mamy do czynienia. Od połowy mamy do czynienia z wybuchem wulkanu... całkowicie naturalnym procesem dziejącym się w psychice człowieka o takiej kondycji emocjonalnej. Reżyser nie potępia i nie wychwala poczynań bohatera, a jedynie je ukazuje.
wiesz porównywanie wydania pieniędzy na inny cel niż się planowało z krwawym morderstwem jest jakoś nie nie miejscu... nie można porównywać słabostek ludzkich z brakiem moralnych barier w odebraniu komuś życia (nawet w tzw. "słusznej" sprawie)...
a sam bohater zaczynał "wychodzić na prostą" i być może szukał Boga (choć dla mnie ten wątek nie był zbyt mocno nakreślony)... ale twórcy scenariusza niestety dochodzą do wniosku, że człowiek z taką przeszłością jak Creasy nie jest w stanie postępować inaczej niż według wyuczonych schematów myślenia i postępowania (czyli zabijania)... ponadto ten "wulkan" jest nadzwyczaj opanowanym człowiekiem (np. scena rozmowy z gościem, któremu wsadził bombę wiemy gdzie...), który planuje zemstę, a nie działa w afekcie...
siłą rzeczy pokazanie braku przemiany moralnej w bohaterze (ostatecznie wraca do zabijania, tylko tym razem w "słusznej" sprawie) i przedstawienie aktu zemsty w sposób niemal patetyczny i bohaterski nadaje przesłanie temu filmowi (i w pewnym sensie, jak to zauważył jeden z przedmówców, jest to gloryfikowanie zemsty jako sposobu dochodzenia swoich praw)...
Doczepiacie uparcie ideologię do historii, która ideologii nie ma i nie miała zamiaru takowej posiadać. Oto oczekujecie od bohatera by w zaistniałej sytuacji zachował się zgodnie z Waszym sumieniem siędzącym przed telewizorem lub w kinie podjadając popcorn. Uznanie filmu za gloryfikację przemocy jest moim zdaniem zwykłą ignorancją, stwierdzeniem, że bohater mógł w swojej sytuacji dokonać świadomego wyboru pomiędzy dobrem, a złem. Lecz film w każdej minucie pierwszej połowy seansu wręcz krzyczy do nas, że mamy do czynienia z człowiekiem o psychice skończonej i że należy jedynie wyczekiwać momentu zapalnego, gdy moralność w głowie bohatera znów nie będzie miała żadnego znaczenia.
Afekt? Daj spokój... że skoro nie afekt to już tylko bezemocjonalne planowanie? Innych stanów psychicznych u ludzi nie znasz? Szczerze mówiąc nigdy nie przyszłoby mi do głowy by zemstę przyczepiać do działania w afekcie. Oddanie komuś w pysk - tak...
Oczywiście, że lepiej rozwiązywać wszystkie spory pokojowo. Ale się nie da. Trzy z czterech wymienionych przez Ciebie osób zostały zamordowane. Tylko Siddhartha Gautama, założyciel buddyzmu, zmarł z przyczyn naturalnych. Do tego gdyby nasi przodkowie postępowali tak jak mówisz to mówilibyśmy po niemiecku lub rosyjsku ? zależy jaki okres naszej historii wybierzemy.
Postępując zgodnie z Twoim twierdzeniem należałoby pozamykać więzienia i sądy, rozwiązać policję. Przecież nakładanie kar finansowych czy ograniczanie czyjejś wolności też jest złe, ale akceptujemy jako społeczeństwo.
jednak morderstwa nie akceptujemy jako społeczeństwo (w Polsce jak w wielu krajach nie ma kary śmierci) i nie wiem co jest złego w nakładaniu kar (jeśli są uzasadnione)?
A przeczytałaś uważnie wypowiedź do której się odniosłem? Moją wypowiedź przeczytałaś ze zrozumieniem? Chyba jednak nie.
Tak, przeczytałam cały wątek. Ale mamy inne poglądy...
ad. "Oczywiście, że lepiej rozwiązywać wszystkie spory pokojowo. Ale się nie da. [...]"
znasz pojęcie "spirala nienawiści"? zło zawsze rodzi zło ?
jezus, ghandi czy martin luter king zostali zamordowani ale ich nauki przetrwały po dziś dzień i stały się, że tak powiem "inspiracją" do czynienia dobra i dzięki temu zwyciężaniu zła (skoro jest więcej dobra, to jest mniej zła, w takim sensie da się zło dobrem zwyciężyć)
wracając do filmu sądzę, że krwawa zemsta nie była jedynym i właściwym rozwiązaniem...
Lenin uważał, że gdy da się wszystkim po równo każdy będzie szczęśliwy. Niestety - tam gdzie jedni są zadowoleni inni chcą być zadowoleni bardziej. Założenia Lenina doskonale wypadały w teorii - praktyka jednak wymagałaby by wszyscy byli takimi idealistami jak on.
Podobnie jest ze spiralą nienawiści - brzmi cudownie, ale pojęcie to powstało w umysłach marzycieli. Fakt, że nie robię nikomu krzywdy nie zmieni tego, że za rogiem mogę dostać kijem w głowę, bo "głupio wyglądam". Jeśli nie zareaguję siłą - dostanę ponownie i tak do skutku. Jeśli się mylę pokaż mi choć jedno polskie podwórko, na którym działają inne zasady. Można się doszukiwać zawsze przyczyn u źródła - jakiegoś zła u podstaw, ale jedynym wyjściem jest jednoczesny "reset" wszystkich umysłów na ziemi.
Piszesz, że zemsta nie była jedynym rozwiązaniem. A kto twierdzi, że była? Film opowiada historię, w której tak postąpiono - wracając do mojego wcześniejszego postu: każdego dnia mogliśmy coś zrobić inaczej... znaleźć lepsze rozwiązanie. Nie zawsze też są to postępowania odruchowe... czasem głęboko pzemyślane decyzje też okazują się błędnymi.
i jeszcze coś uważam, że obrona kraju czy walka o odzyskanie niepodległości to nie to samo co prywatna zemsta czy samosąd
choć film został w taki sposób zrealizowany, iż ma się wrażenie, że bohater jest na wojnie, że nikt (policja) nie jest w stanie wymierzyć sprawiedliwości
Zgadza się. Życzenia by wszystko było rozwiązywane pokojowo mamy podobne ale poglądy co do realiów różne. Też tak myślałem dawno temu a obecna moja postawa wynika z doświadczeń życiowych, natomiast (tak podejrzewam) w Twoim przypadku jest to tylko postawa wynikająca z tego co przeczytałaś lub zobaczyłaś w telewizji ? taki młodzieńczy idealizm. Nie neguję tej postawy.
Informacja z początku filmu: ?W Ameryce łacińskiej co 60 minut porywana jest osoba. 70% ofiar ginie? ? o tym zwolennicy pokojowego rozwiązania zapomnieli.
Creasy, biorąc pod uwagę jego przeszłość, musiał spełniać wymagania psychofizyczne do pracy w operacjach specjalnych, został odpowiednio przeszkolony. Bierna postawa w wyczekiwaniu na rozwiązanie jest w tym przypadku nienaturalna. 16 lat doświadczenia wojskowego, kontrterroryzm w szerokim zakresie.
Dla Creasy,a Pita stała się bliską osobą. Zdaje sobie sprawę, że policja jest skorumpowana (do tego policjanci też są zamieszani w porwanie) i nie można liczyć na skuteczne jej działanie.
JAKOŚ NIE WZBUDZA OBURZENIA FAKT, ŻE OJCIEC DZIEWCZYNKI BYŁ ZAMIESZANY W PORWANIE!!!
Na dodatek założyciel tematu w swoich ulubionych, obok ogromnej ilości dobrych filmów, ma między innymi DESPERADO i KILL BILL ? czyż w obu filmach nie chodzi też o zemstę (moim skromnym zdaniem te filmy są gorsze od CZŁOWIEKA W OGNIU i bardziej krwawe).
"Denzel przez pierwszą część na okrągło wspomina o Biblii i roli, jaką odgrywa ona w jego życiu, by w drugiej części, jakby niepomny swej religijnej gorliwości, przemienić się w żywą maszynkę do zabijania."
Gdybyś czytał Biblię nie pisałbyś takich głupot. Znasz historię Sodomy i Gomory? A to: "Nie przyniosłem pokoju, ale miecz." (Mt. 10,34) znasz? Wątpię, byś znał udawaczu chrześcijanina, który nawet nie zna Bibli a więc i Boga bo jak słusznie zauważył św. Hieronim "Nieznajomość Biblii jest nieznajomością Boga". Nawet Dekalogu nie znasz skoro umknęło ci zdanie "Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą." Dobrze ci radzę - zamilcz obłudniku i nie wypowiadaj się więcej na tematy, w których jesteś kompletnym ignorantem.
John Creasy jest narzędziem Pana w dokonaniu sprawiedliwej kary na złoczyńcach. Bóg rzekł: "Jeśliby kto umyślnie przeciw bliźniemu swemu zasadziwszy się zdradą zabił go, i od ołtarza mego weźmiesz go i zabijesz!" (Ks. Wyjścia, roz. 21, wers 14) a John Creasy pobożnie i z pokorą wykonuje wolę Pana w przeciwieństwie do takich jak Ty dzieci Szatana, które by pewnie jeszcze poklepały porywaczy i morderców po ramieniu i powiedziały: "Good job" bo chyba nawet Ty nie skłamiesz w żywe oczy, że ci dranie nie zabijali umyślnie i podstępnie.
Pan Dzikus, nie chce Cie wyzywac od religijnych pomylencow, ale twoj nick duzo o Tobie mowi. Nie udaje wcale, ze znam dobrze Biblie, nie bede wiec bawil sie z Toba w cytowanie jej fragmentow. Skoro o Dekalogu wspomniales, to umknelo Ci jedno z jego przykazan - piate, czyli nie zabijaj. Ja rozumiem je doslownie, czyli w tym sensie, ze Bog kaze ludziom wzbraniac sie od zabijania, chocby i w slusznej sprawie. Jestem cholernie daleki od chwalenia porywaczy i ich brudnych metod, sam mialbym chec skurwieli ukatrupic, ale za wczasu warto pomyslec o konswkewncjach takiego czynu. Istnieje cos takiego jak sumienie, wszak Stworca - o ile istnieje, a wierze ze tak jest, obdarzyl ludzi wiekszym rozumem i sumieniem anizeli zwierzeta.
Pewnie i tak bedziesz dalej paplal, ze jestem 'dzieckiem Szatana' a Ty pewnie uwazasz siebie za jedynie madrego i wszechwiedzacego czlowieka na Ziemi, bo przeczytales Biblie. I kto tu wyszedl na glupiego?
Panie Soprano - moje zycie prywatne to juz nie twoja zasrana brozka, a ciote to znajdz sobie w rodzinie. Nie bede sie wdawal w dyskusje z jakims supermacho, ktory udaje w necie jaki to on wielki i meski. Tylko pewnie brakuje mu czegos takiego jak rozum przy ogladaniu filmow tudziez po ich obejrzeniu. Tak, Ty masz jaja, a ja nie mam jaj, pelna zgoda. Wracaj do swojej mamusi i powiedz, jaki jestes bohaterski. Moze Ci przyklaszcze z litosci nad tym, jakiego to bystrego i tolerancyjnego ma synka.
PS. 'Godfather'a' mam w ulubionych, ale to zupelnie inna klasa od 'Man in fire'.
Ten film to pomieszanie Punishera i Kill Billa wg mnie ...czyli motyw krwawej zemsty słuszna uwaga ktoś tutaj poczynił ... ale całkiem zajepiście skręcony trzyma w napięciu jak rasowe kino akcji Scotta . Denzel troche nie pasuje do tej latynoskiej otoczki - dobry byłby John Leguizamo albo Benjamin Bratt do tej roli ale nie czarny ( nie jestem rasistą od razu zaznaczam ). Ogólnie ok Marc Anthony udowadnia że choc ma fatalne piosenki to aktorem jest całkiem całkiem ;D no i mega wypasiony Mickey Rourke którego ryjec Henka żula dodaje uroku takim filmom;D
Juz widze że wy byście taką zemste odjebali ... obejrzeliscie durny film który z prawdą ma tyle wspólnego co gówno z holenderskim wiatrakiem ... eh dzieciarnia idzcie spać bo jutro klasówka z religii ( sic )
Hej Dzikus cytujesz Stary Testament ... pamiętaj że nasza wiara nakazuje nam stosowanie się do Nowego Testamentu i nauk Jezusa "Bedziesz miłował Pana Boga swego ... a bliźniego swego jak siebie samego" . Pewnie Ci odjebalo po obejrzeniu Pulp Fiction jak w akcji Julesa Winfiela czyli Samuela L. Jacksona widziałeś . Może miałeś przodków w czasie krucjat w Palestynie - Krzyżowcy też wyrzynali arabskie kobiety i dzieci W IMIE BOGA lol precz to wlaśnie o takich jak ty Jezus mawiał FAŁSZYWI PROROCY lol
poza tym Stary Testament to tylko i wyłącznie historia Narodu Wybranego ... my chrześcijanie mamy swoje korzenie od narodzin Chrystusa i tylko i WYŁĄCZNIE on i wyłącznie wraz z naukami które głosił winien stanowić dla Ciebie autorytet jak i dala naszej całej chrześcijańskiej społecznósći ( katolicy , prawosławni , protestanci ) ... Kolejny debil który pod płaszczykiek krzyża i wiary będzie się bawił ... w STAROTESTAMENTOWEGO BOGA lol
Długo jeszcze tak będziesz wypisywał swoje ZŁOTE MYŚLI? Powołujesz się na nuki chrystusowe a sam obrażasz innych. Czy to po chrześcijańsku tak?
nie nie po chrześcijańsku ale nie udaje pobożnego fajfusa który gótów jest mordować pod plaszczykiem krzyża lol
A kto jest gotów? O czym ty piszesz, człowieku?
Rozmowa dotyczyła sensowności scenariusza, gloryfikacji krwawej zemsty ? jak to stwierdził założyciel tematu.
A tu trafia się nawiedzony jegomość i wymyśla ludziom od krzyżowców.
Do tego ma jeszcze lekkie rozdwojenie jaźni. Wpierw chwali film za: ?całkiem zajepiście skręcony trzyma w napięciu jak rasowe kino akcji Scotta? a już po 5 minutach dodaje: ?obejrzeliscie durny film który z prawdą ma tyle wspólnego co gówno z holenderskim wiatrakiem?.