Filmy o krwiożerczych, zmutowanych stworzeniach zawsze mnie bawiły. Nie zawsze taki miały cel, ale jednak po obejrzeniu tego typu produkcji odczuwałem pewną satysfakcję, a czasami nawet ból mięśni brzucha. "Czarna owca" to bez wątpienia film nie dla każdego. Jeśli komuś podobały się komedie gore (Martwe zło czy Martwica mózgu), jest to dla niego pozycja obowiązkowa. Bardzo łatwo domyślić się, czego można się spodziewać po filmie już po przeczytaniu samego opisu. Teoretycznie więc, ten, kto idzie na film, powinien zdawać sobie sprawę z niewyobrażalnej ilości (i jakości) idiotyzmów, flaków, wełny, beczenia i innych spraw, o których może lepiej nie wspominać...
Warto zwrócić uwagę na nawiązania:
do "Martwego zła 2" - scena obijania sztucznego baranka o drzewo :)
do "Władcy Pierścieni" - scena, w której dziewczyna ukrywa się za drzewem przed biegnącymi owcami czy ta, w której owce tak jak rycerze Rohanu zbiegają ze wzgórza.
Na "Czarnej owcy" bawiłem się dość dobrze, choć po komedii gore spodziewałem się czegoś więcej - może więcej sztucznych owiec, fontann krwi i idiotycznego humoru. Mimo wszystko jednak z czystym sumieniem i pełną odpowiedzialnością za swoje słowa mogę film polecić fanom gatunku.