PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=551232}
6,7 64 tys. ocen
6,7 10 1 64488
5,7 32 krytyków
Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł
powrót do forum filmu Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł

Film bardzo słaby.
1. Aktorstwo koszmarne, tendencyjne, jak ze szkolnej akademii. Ekipa z Teatru Wybrzeże nieco mnie rozczarowała- stanowili większość obsady, a nie popisali się mimo, że na deskach teatru są świetni. Pani która grała główną rolę chyba powinna zmienić zawód albo wrócić do szkoły. Jej postać albo rozpaczała po śmierci męża(co i tak było lepsze niż jak coś mówiła), albo robiła kanapki. Nie wiem czy gdzieś na świecie istnieje tak mało skomplikowana osobowość;)
2. Generalnie realizacja jest dosyć toporna. Dialogi słabe, portrety psychologiczne postaci mało pogłębione- co też się przekłada na aktorstwo, nie za bardzo jest co grać. Łopatologia po prostu, szczególnie raziło mnie kiedy reżyser dawał mi sygnał kiedy mam czuć smutek i żal, np. sceny śmierci stoczniowców i wywożenia ciał, a w tle patetyczna muzyka i operowy śpiew.
Film stanowi wartość jedynie w kontekście historycznym- do pokazywania w szkołach. Natomiast koło "Człowieka z żelaza" to nawet nie leżało.

dz1

Zgadzam się z przedmówcą - łopatologiczna szkolna lekturka. Ale.... ale sceny z KC były niezłe - świetny Pietrzak, ta atmosferka, i te miny towarzyszy, gdy Wiesłąw bredzi...

Indra

ktoś kto nie odróżnia Pietrzaka od Pszoniaka lepiej żeby w ogóle nie zabierał głosu na temat filmu

ocenił(a) film na 9
dz1

Kompletnie się nie zgadzam. Moim zdaniem jest to nowa jakość w polskim kinie mówiącym o historii najnowszej.

Po pierwsze: wreszcie ktoś zrobił film, który nie jest dętą martyrologią, mitologią ani laurką. Opowieść o bardzo, bardzo zwykłych ludziach, po których historia przetacza się żelaznym walcem - to nie jest kino skupione na herosach (oficerowie z Katynia, Fieldorf, Popiełuszko), tylko na szaraczkach, którzy jakimś absurdalnym przypadkiem stają się elementem demonicznej rozgrywki. Doskonałym zabiegiem było pociągnięcie wątku "pośmiertnych" losów głównego bohatera - do dziś pamiętam, że kiedy wreszcie można było mówić o Grudniu, największym wstrząsem były dla mnie, kompletnego smarka, wspomnienia wdów, które najpierw daremnie dowiadywały się o losy mężów, a później były znienacka ciągane po jakichś pogrzebach jak dla skrytobójców. To jeszcze bardziej uwypukliło ludzki wymiar tej historii. I tu słowo o aktorach - nie wiem, czego się spodziewałeś: koturnowych tyrad jak z Sofoklesa? Oni byli po prostu... no, powtórzę się: ludzcy. Rozpaczała po śmierci męża albo robiła kanapki... A nie przyszło Ci do głowy, że tak właśnie wyglądało jej życie? Kierat w gównianych realiach PRL-u, gdzie zdobycie kawałka salcesonu do tej tak obśmiewanej przez Ciebie kanapki było wyczynem nie lada - aż tu nagle musisz znaleźć się w sytuacji jak z patriotycznej legendy... Piszesz też o niedostatkach psychologii, słabych dialogach - ale czy tu naprawdę było miejsce na takie rzeczy? Czy film bez tego jest skazany na porażkę? Nie wydaje mi się - mam wrażenie, że miałeś jakieś przedustawne wyobrażenie, jak ten film ma wyglądać, stąd Twoje rozczarowanie. Rewelacyjnym pomysłem było też obsadzenie znanych twarzy wyłącznie w rolach dygnitarzy partyjnych - komunikat był jasny: ci, których znacie, mówią wam to i to, ale prawda jest tam, gdzie nie zdajecie sobie sprawy, że jest... A rola Pszoniaka jako tow. Wiesława? Koncert...

Dwa: realizacja. Tu też uważam, że brak Ci dobrej woli - jak inaczej, lepiej wyobrażałbyś sobie przedstawienie wydarzeń z tamtych dni? Ja tam byłem naprawdę zdumiony - z jednej strony to był naprawdę poziom realizatorski rzadko w polskim kinie spotykany, może jeszcze nie zachodni, ale też na pewno pozbawiony tej typowej dla rodzimych produkcji fuszerki, prowizorki i partyzantki - z drugiej, oparcie w dokumentach było naprawdę solidne. Był nerw, tempo - ale też autentyzm.

Owszem, film nie był doskonały - zgodzę się z Tobą, że operowe wstawki były dość niesmaczne i psuły efekt, przy takiej realizacji wstrząs odczuwałbym bez takich protez. Uważam, że nie do końca sensowne było też aż do karykatury rozdęte eksponowanie bestialstwa milicjantów - nie rozgrzeszam ich, bynajmniej, ale też w którymś momencie miałem wrażenie, że to już jest tylko takie teatralne epatowanie okrucieństwem właściwie po nic. No i chyba zadłużenie w "Krwawej niedzieli" też było jednak nazbyt czytelne

A wreszcie porównanie do "Człowieka z żelaza" - moim zdaniem tych filmów porównać się po prostu nie da. Wajda traktował Grudzień wyłącznie jako pretekst do nakręcenia eseju - bardzo skądinąd przenikliwego - o narodzinach ducha solidarnościowego. "Czarny czwartek" miał być do bólu realistyczną, może nawet naturalistyczną opowieścią o pewnych ludziach i pewnych wydarzeniach. Oba są - moim zdaniem - znakomite i w swoim zamyśle, i w zamyśle tego realizacji.

ocenił(a) film na 8
Ras_Democritus

Ocenię film jedynie pod względem emocjonalnym. Dla mnie, jest on niezwykle wartościowy. Można się spierać, wymieniać jego mniej lub bardziej oczywiste wady, jednak nie ulega wątpliwości , że film ten przedstawia zwykłą, okrutną rzeczywistość. Zapewniam, że nie jest to przejaw mojej ignorancji (może bardziej przyczyna młodego wieku) ale nie sądziłam, że sprawy w 1970 toczyły się tak drastycznie. Bo obejrzeniu filmu, kolejny raz doświadczam tego, do czego zdolny jest człowiek.... Wartościowa lekcja

Ras_Democritus

Moj glowny zarzut co do tego filmu dotyczy aktorstwa- po prostu bylo straszne toporne. Piszesz ze aktorzy grali zwyklych ludzi, ok ale granie zwyklych ludzi nie moze opierac sie " byciu naturalnym". Tak graja amatorzy a to sa profesjonalni aktorzy! Nie oczekiwalam tyrad jak z Sofoklesa ale chociaz minimalnie poglebionych portretow postaci. Myslalam ze zobacze historie ludzi ktorzy sa na swoj sposob ciekawi, bo kazdy ma jakas historie, a ci aktorzy pozwolili mi dostrzec jedynie to co jest na powierzchni, w oczywisty sposob pokazali oczywiste rzeczy. Zdaje sobie sprawe ze tak wygladalo zycie tej kobiety,zony i matki, ale sposob w jaki to pokazano byl po prostu plytki. Obejrzyj film pt. Jestem twoj, z rola doroty kolak, okaze sie ze mozna tak zagrac prosta, niewyksztalcona kobiete zeby nie pokazac jedynie tego co jest oczywiste i widoczne na pierwszy rzut oka.
Uwazam ze w takim filmie powinno byc miejsce na dobre dialogii, na psychologie postaci, pokazane relacji miedzy nimi, zawsze przeciez nie jednoznacznych, jak to w zyciu. A tutaj- mnostwo ludzi sie przewija i nikt tak naprawde nie zostaje w pamieci na dluzej, moze jedynie chlopak ktory krzyczy " to strzelaj do polaka" jedyny autentyczny gest w tym filmie, reszta jest po prostu udawaniem, lepszym lub gorszym. Mogli zrobic po prostu dokument, film rzadzi sie swoimi prawami, ja chce zobaczyc, zrozumiec i poczuc ludzka historie. Co z tego ze sceny przeplatane autentycznymi nagraniami z tamtych lat byly dobre i realistyczne, kiedy szwankuje rdzen, najwazniejsza w filmie historia o janku wisniewskim... Czlowiek z zelaza ma w sobie artyzm,cos czego brakuje wlasnie wszystkim filmom ktore ida na efekt.

ocenił(a) film na 9
dz1

Będę jednak bronił swojego zdania.

"Myslalam ze zobacze historie ludzi ktorzy sa na swoj sposob ciekawi, bo kazdy ma jakas historie, a ci aktorzy pozwolili mi dostrzec jedynie to co jest na powierzchni, w oczywisty sposob pokazali oczywiste rzeczy"

Cóż, to był moim zdaniem zabieg świadomy - pokazanie nie historii jakichś ludzi tak czy inaczej wielkich (czy choćby tylko wyrazistych), ale przeciętniaczków, szaraków zdeptanych przez coś, czego nie rozumieją. Oni właśnie mieli być tacy do bólu nieciekawi - bo ich życie kompletnie pozbawione jest jakiejkolwiek wzniosłości: szynka z importu na święta, odstawanie w kilometrowych kolejkach po salceson czy smalec, życie od wypłaty do wypłaty, schabowy jako dar niebiosów, oporządzenie trójki bachorów, prosta robota w porcie, na którą trzeba wstać o czwartej, a z której wraca się szarym wieczorem... Marzenia? Nie bez powodów pokolenie dorastające za Gomułki nazwano szyderczo - w ślad za tytułem dramatu Różewicza - "naszą małą stabilizacją": mieszkanie w wielkiej płycie, a gdyby Bruno jeszcze pożył, pewnie mały fiat, może telewizor, może nawet kolorowy Rubin, cud radzieckiej myśli audiowizualnej... Wzruszenia estetyczne? Festiwal w Opolu albo w Sopocie, dla niego jeszcze mistrzostwa świata w piłce nożnej... Metafizyka? Niedzielna Msza Święta... Aspiracje poznawcze albo polityczne? Lektura "Trybuny Ludu" i Dziennik TV - nie bez powodu Krauze ucieka od historii buntu, strajku, wybiera za bohaterów ludzi, którzy nade wszystko cenią sobie najświętszy spokój i którym myśl o zmienianiu świata jest organicznie obca. Oni właśnie tacy mieli być: szarzy, nijacy, bez wyrazu - jak bez wyrazu był przaśny narodowy socjalizm zafundowany nam przez towarzysza Wiesława, ciemnego chłopa z czterema klasami podstawówki. I właśnie dlatego ich historia jest tak przejmująca, tak autentyczna - bo oto tych ludzi bez właściwości dopada coś, czego nie rozumieją, co ich niszczy, co zmusza ich do postawienia się w sytuacji, w której postawić się nie potrafią. Właśnie ten efekt kontrastu - wielka historia vs. nijaki człowieczek - sprawia, że ten film tak wstrząsa.

"mnostwo ludzi sie przewija i nikt tak naprawde nie zostaje w pamieci na dluzej, moze jedynie chlopak ktory krzyczy " to strzelaj do polaka" jedyny autentyczny gest w tym filmie, reszta jest po prostu udawaniem, lepszym lub gorszym."

Dwie rzeczy. Po pierwsze, oni nie pozostają w pamięci, bo ich historia miała być zapomniana - wydaje mi się, że to również Krauze wygrywa w pełni świadomie. Grudzień nie miał bohaterów - miał tylko bezimienne ofiary, których do dziś (po czterdziestu latach!) nie udało się nawet doliczyć. Dlatego w filmie nie ma efektownych aktów bohaterstwa - są przypadkowe śmierci nic nie znaczących ludzi bez twarzy i imion. Po drugie - właśnie gest tego chłopaka, o którym piszesz, był dla mnie najbardziej nieznośny, najmocniej teatralny: gdyby Krauze w całości poszedł w tym kierunku, wyszłaby mu kolejna mitologiczna fałszywka, kolejna narodowo-patriotyczna laurka ku pokrzepieniu serc. Tam się nie krzyczało wielkich słów - tam się było zabijanym ot tak, z przypadku, bez sensu, bez szans na ocalenie choćby w pamięci.

"szwankuje rdzen, najwazniejsza w filmie historia o janku wisniewskim"

Czyli co? Przecież nie było żadnego Janka Wiśniewskiego - był Zbyszek Godlewski, osiemnastoletni uczeń zawodówki, jeden z osiemnastu kompletnie bezsensownych zabitych, który jak mało kto nie nadawał się na bohatera, a z którego bezlitosna ironia historii zrobiła narodowy symbol, nadając mu nawet nowe imię i nazwisko. To było może w tym filmie najlepsze, najbardziej prowokacyjne i najmocniej przejmujące - zrobić rzecz o kimś, kogo nie było, i opowiadając niby o nim, opowiedzieć o tragedii, której nikt nie chciał, nie potrzebował, nie rozumiał... Jego rola w filmie to bycie niesionym na drzwiach - i tak musi pozostać, inaczej być nie może. Dorabianie mu gęby jakiegoś politycznie uświadomionego bohatera byłoby zwykłym świństwem, zabiciem go raz jeszcze w imię jakiejś bardziej niż wątpliwej racji.

"filmom ktore ida na efekt"

Jeśli efektem tego filmu ma być wstrząs - to tak, jest to film efekciarski. I dobrze - niech będzie tak, jak pisze powyżej mmooggiiee: niech pozostanie obrazem oddziałującym na gołe emocje. "Człowiek z żelaza" apelował raczej do intelektu, skłaniać miał do zrozumienia fenomenu bez porównania w historii Europy XX wieku - i chwała mu za to. Krauze idzie swoją ścieżką - i raz jeszcze powtórzę, że czynienie mu zarzutu z tego, że nie usiłuje przebić Wajdy, jest oparte na nieporozumieniu.

ocenił(a) film na 8
dz1

Zgadzam się z Ras_Democritus. Ten film jest taki, bo o to właśnie chodziło. Wszystko - sceneria, dialogi, większość nieznanych aktorów, co za tym idzie ich gra. Ten film, jak opis wskazuje, jest rekonstrukcją ówczesnych zdarzeń. Strzelano do bezimiennych, mieszkających w blokach z wielkiej płyty ludzi, prowadzących do bólu nijakie życie, co sceny rodzinne u Brunona i Stefy dokładnie ujmowały.
Spójrzcie zresztą na tytuł, w którym zawarty jest wers "Janek Wiśniewski padł.". TYTUŁOWEGO Janka widać dopiero w połowie filmu, jak nie lepiej i po prostu (jeśli można tak stwierdzić o symbolu) jest to zamordowany chłopak, niesiony na drzwiach jako symbol rzezi dziejącej się w Gdyni. Nie mówi słowa, nie widać go cały czas. I właśnie o to chodzi - to jest ujęcie całej problematyki - strzelania do niewinnych ludzi jak do kaczek, zwalenia na nich całej winy za takie a nie inne działania systemu tylko ze względu na ich odpowiedź w postaci strajku.
Dialogi. Właśnie ich prozaiczność była najbardziej przejmująca. Scena pogrzebu - rozpaczająca kobieta i to drżącym głosem wykrzyknięte przez Romka "Mamo, nie płacz!". To jest realizm, to są emocje, uczucia i realizm sytuacji.
Zastanówcie się - bardziej by was przekonał ten film z dialogami jak u Szekspira i rokokowymi wnętrzami?

ocenił(a) film na 1
dz1

zgadzam się ten film TO SŁABIZNA !!! wogóle nie wciąga i wlecze się tak niemiłosiernie, że jedyne o czym myślisz to kiedy koniec? niepolecam !!!

dz1

Zgadzam się: przede wszystkim co do gry głownej bohaterki. Do obejżenia filmu w kinie skłoniły mnie bardzo dobre recenzje, film miał być rekonstrukcją zdarzeń bez taniego sentymentalizmu , tymczasem było tego niestety sporo. Z seansu wyszłam bardzo zawiedziona, liczyłam na poziom wspomnianego właśnie "Człowieka z żelaza". Cóż, może miałam zbyt wysokie oczekiwania...

dz1

dz1 - Mowisz ze potrety psychologiczne sa splycone - co sa zwykli ludzie robotnicy / ucznioi i władza - to nie sa potrety psychologiczne piora Norwida czy Witkacego..

ocenił(a) film na 7
dz1

Zgadzam sie w ocenie głownej bohaterki. Zagrala bardzo kiepsko, na twarzy wcale nie bylo widać uczuc nic nie bylo widac caly czas ta sama twarz bez wyrazu. Co do reszty filmu to uwazam ze jest dobry choc moglby byc lepszy