PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=551232}
6,7 64 tys. ocen
6,7 10 1 64487
5,7 32 krytyków
Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł
powrót do forum filmu Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł

17.12.1970

ocenił(a) film na 8

"Czarny Czwartek" to film, który nie jest ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, ani nieudolną laurką, ani nieciekawym
podniosłym przedstawieniem, które nie wywołuje żadnych emocji, przypominając bardziej skromny telewizyjny obrazek, niż
porządną kinową produkcję. Obraz Antoniego Krauze ogląda się jak thriller z prawdziwego zdarzenia, który od pierwszych,
na pozór spokojnych scen, świetnie trzyma w napięciu i z każdą kolejną minutą coraz bardziej przyspiesza. To film
zdecydowanie poprowadzony, który prze do przodu przez kolejne dni jednego tygodnia i chwilami naprawdę wgniata w
fotel. To również pierwszy od bardzo długiego czasu polski obraz, który posiada (i aż nie wierzę, że to piszę) świetnie
zbudowany klimat! Jest poważny, smutny, wzruszający, chwilami rozrywający. Wielokrotnie chwyta za gardło i paraliżuje
widza kolejnymi scenami, przedstawianymi wydarzeniami. Ogromna w tym zasługa fantastycznej muzyki Michała Lorenza,
która perfekcyjnie pasuje do obrazu, idealnie współgra z kolejnymi scenami i co najważniejsze niebywale je wzmacnia,
dzięki czemu nie tylko oglądamy ten film, ale zaczynami go autentycznie przeżywać.

Krauze zaczyna swoją opowieść od jednostki. Od pewnej rodziny, która zimą 1969 roku spędza ostatnią szczęśliwą
Wigilię. Bruno wraz z żoną Stefanią i trójką swoich dzieci, skromnie bo skromnie, ale wspólnie przeżywają Święta wraz z
bratem Bruna - Leonem i jego małżonką Ireną. Szybko jednak przenosimy się o dwanaście miesięcy wprzód, do roku
1970, na kilka dni przed feralnym czwartkiem. Im jesteśmy go bliżej, tym reżyser coraz bardziej oddala się od swoich
bohaterów, spoglądając coraz mocniej na tłum, na ogólną zbiorowość. Widzimy stoczniowców, ludzi na ulicach, działaczy.
I choć w czasie nadciągających wydarzeń, coraz szybciej zbliżającej się masakry, reżyser na chwilę porzuca swoich
bohaterów, jakby gubi ich gdzieś w tłumie przypadkowych osób, to przy tym nie zapomina o jednostkach. Pokazuje w
krótkich scenach poszczególne osoby, studentów, zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w centrum wydarzeń. Pokazuje ich
krótkie historie, przypadki, nieszczęścia. I dopiero pod koniec filmu, gdy minie pamiętny czwartek, twórcy powracają,
skupiają się znów na poznanej w pierwszych scenach rodzinie, spinając swój film klamrą.

Właśnie dzięki takiemu przedstawieniu tamtych wydarzeń, z punktu widzenia zwykłych ludzi, film Krazuego jest tak udany i
tak dobrze się go ogląda. Jakimś cudem udało się twórcom uniknąć okropnego pomnikowania historii i przedstawili ją w
ludzki, zdecydowanie bliższy i bardziej poruszający sposób. To dzięki wprowadzeniu do całości historii rodziny Drywów,
opleceniu filmu przez nią, nie ogląda się go jedynie jako zwykłego wykładu, poprawnego zapisu tamtych wydarzeń. Nie
jest to również film przesadnie podniosły, o co bardzo bałem się przed seansem. Myślałem, że wyjdzie z tego jak zwykle,
okropnie napompowany balon, którego przez nadmiar patosu nie będzie można w stanie wytrzymać, od którego robiłoby
się w czasie seansu niedobrze. Obawiałem sie podniosłych przemówień, które nie prowadziłyby do niczego i tylko
opóźniały rozwój akcji. Oczywiście chwilami robi się tu wzniośle, ale wszystko odmierzone jest w odpowiednich dawkach,
reżyser cały czas pilnuje by ta atmosfera nie poszybowała za daleko, by jego film nie napompował się za nadto. W
odpowiednich granicach wzniośle z resztą musiało być, bo przedstawiane wydarzenia nie są błahe i odpowiednia powaga
im się należała. Dobrze jednak, że udało się z nią nie przesadzić, co zadaniem było niesłychanie trudnym.

Co ciekawe i co bardzo ważne nie ma w tym filmie wielkich nazwisk, a nawet jeśli pojawiają się już bardziej znani aktorzy
(jak Fronczewski czy Pszoniak) to dosłownie na jedną czy dwie sceny. Główne postaci są zagrane przez aktorów, których
dotąd nie widzieliśmy ani na małym, ani na dużym ekranie. Dzięki temu prostemu zabiegowi jeszcze łatwiej jest uwierzyć
w historię rodziny Drywów, a przedstawione na ekranie wydarzenia jeszcze mocniej do nas trafiają. Świetnym, choć trochę
ryzykownym pomysłem było przeplecenie opowiadanej historii przez zdjęcia archiwalne z tamtych dni. Jest ich nie za
wiele, w sam raz, dokładnie tyle by nie zanudzić widzów i by przez przypadek nie przekształcić tej produkcji w przedziwną
hybrydę dokumentu i filmu fabularnego. Twórcom udaje się bardzo płynnie przechodzić między kolejnymi skromnymi
scenami rozgrywającymi się w zamkniętych pomieszczeniach, większymi fragmentami, które w zeszłym roku odtwarzali
razem z aktorami i statystami na ulicach Gdyni, oraz właśnie archiwalnymi nagraniami z tamtych dni. Stanowią one
integralną częścią tego filmu, dzięki nim mamy szerszy pogląd na to co działo się na ulicach w tamtym czasie, a film przez
nie staje się jakby większy.

Dodatkowo by zapewnić całkowitą czytelność swojego obrazu twórcy dodali do niego krótkie przypisy. Gdy tylko na ekranie
pojawia się jakaś nowa postać, lub gdy przenosimy się w inne miejsce akcji, od razu na dole ekranu pojawia się
odpowiednia informacja, wyjaśniająca kim jest dana osoba, lub w jakim miejscu się obecnie znajdujemy. Przez to ani
przez chwilę nie czujemy się zagubieni, nie musimy domyślać się rzeczy, które powinny nam zostać po prostu
przedstawione i możemy skupić się na oglądaniu, przeżywaniu filmu. Oczywiście można się trochę czepiać, ze nie
wszystkie sceny zbiorowe odtworzone przez twórców są przekonujące, że czasem zdarzy się zobaczyć nie dość
przestraszonego przechodnia, po którym widać, że jest jedynie statystą. Całe szczęście takich wpadek jest jak na
lekarstwo, a przez szybką akcję nie mamy czasu by je zapamiętać i się nad nimi rozwodzić. Można również przyczepić się
do niektórych dialogów, szczególnie zdań jakie padają z ust Stefanii w początkowych fragmentach filmu. Ale ich również
nie ma wiele i prócz kilku niepotrzebnych, zbyt oczywistych słów jakie padają na początku, twórcy bardzo pilnują się by
utrzymać całość na wysokim poziomie. Naprawdę miło mi to powiedzieć: dobry film widziałem. Dobry, polski film. Marsz
do kin!

8+/10