Ja tego nie rozumiem, dlaczego wszystkie historyczne filmy muszą być robione zawsze na jeden szablon: pokażemy historię możliwie dokładnie, żeby spotęgować uczucie wstawimy trochę zdjęć archiwalnych, dodamy patetyczną muzykę i dzięki temu zarobimy, w końcu szkoły będą waliły na to drzwiami i oknami. No i walą. "Czarny czwartek" jednak nie jest wybitnie słabym filmem, całkiem udanie się broni, nie jest aż tak wybujale patetyczny jak choćby "Popiełuszko", gdzie to aż wylewało się z ekranu i wywoływało odruch wymiotny, również zdjęcia są naprawdę niezłe.I ocena mogłaby oscylować nawet w okolicach szóstki, może z plusem, gdyby nie straszna gra aktorska. Jedynie Pszoniak się broni, niemal wszyscy inni zawodzą na całej linii z Honzatko na czele. Jej rola jest po prostu straszna, twarz odlana w gipsie. Potencjał filmu był duży, do końca na szczęście zmarnowany nie został. Nadzieja dla polskiej kinematografii na lepszą przyszłość? Oby.