PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=1092}

Czas Apokalipsy

Apocalypse Now
1979
8,2 192 tys. ocen
8,2 10 1 192029
9,1 65 krytyków
Czas Apokalipsy
powrót do forum filmu Czas Apokalipsy

Pierwszy raz widziałem ten film jeszcze w latach osiemdziesiątych. Wyszedłem z kina totalnie zdołowany. To nie był wojenny film akcji, gdzie bohater jest nieśmiertelny a kule się go nie imają. To była bardzo realistyczna opowieść pokazująca potworny świat wojny, ludzki strach, bezsilność, które doprowadzają do obłędu, bezsens wojny, hipokryzję, okrucieństwo. Nic w tym filmie nie jest przypadkowe, dlatego za każdym razem kiedy go oglądałem dostrzegałem nowe rzeczy. Popatrzmy na załogę łodzi, którą Willard płynie w górę rzeki - to przypadkowo zebrani ludzie, rozkazem wtłoczeni w to akurat miejsce i wykonujący akurat tą misję. Równie dobrze mogliby sprzedawać owoce w warzywniaku czy pracować jako ogrodnicy na jakiejś farmie. Dlatego równie dobrze moglibyśmy być tam zamiast któregokolwiek z nich gdyby takie było zrządzenie losu. Tych ludzi nie powinno być w Wietnamie - oni powinni bawić się w nocnych klubach, serfować, gotować obiady czyli prowadzić normalne życie. Wszystko inne jest rozwinięciem tego stanu rzeczy. Konflikt stworzony w zacisznych gabinetach, być może przy posiłku, realizuje się w losach tych biednych ludzi. Ich życie lub śmierć są pochodną decyzji podjętej w zupełnie innym miejscu i czasie prawdopodobnie bez znajomości realiów i konsekwentnego rozumowania. W jakim celu bowiem Willard zostaje wysłany a losy jego i załogi łodzi nieodwracalnie splecione? Ma zabić (tyle ,że to określenie nie pada - panowie dysydenci są zbyt dobrze wychowani, zbyt prawi aby użyć tak mocnego słowa - oni "chcą położyć kres pułkownikowi") amerykańskiego pułkownika, który gdzieś w kambodżańskiej dżungli zyskał wśród tubylców, bezgranicznie go uwielbiających, status boga a wśród wrogów sieje strach i zniszczenie. Jest dowódcą doskonałym a miejsce, w którym się znajduje w obecnej chwili swojej kariery jest wynikiem szkolenia, któremu go poddawano, można powiedzieć jego ewolucyjną konsekwencją. Panowie dysydenci tego nie ogarniają siedząc na ciepłych posadkach z dala od parnej dżungli, z dala od wojny. Być może - podobnie jak wrogowie Kurtza - boją się go. Bo oskarżanie go o obłęd wydaje się być nieudolną próbą zakamuflowania prawdziwego motywu działań - czy normalna jest aprobata serfowania pod nieprzyjacielskim ogniem, czy pacyfikacja wioski przy dźwiękach Wagnerowskiej Walkirii?. Wraz z pokonywaniem odległości Willard i załoga wkraczają w świat coraz to bardziej mroczny, nierealny, okrutny, którego istnienie jest konsekwencją jakichś tam odległych i pozornie z nim nie związanych decyzji. Wreszcie pokusa stania się bogiem staje się prawie nie do pokonania (podobnie jak pokusa awansu, władzy najlepiej nieograniczonej wśród panów dysydentów) a jednocześnie nic już nie jest tak jak kiedyś, przed Wietnamem - dlatego Willard tu wrócił, dlatego Kurtz tu dowodzi.
Film można rozważać na wielu płaszczyznach, dla mnie pokazuje niszczenie człowieka, jego tresurę - tak nie szkolenie tylko tresurę, w konsekwencji utratę człowieczeństwa, która wcale nie musi iść w parze z walką "na kły i pazury" ale równie dobrze może być realizowane przy pomocy długopisu, słowa itp. Kto jest większą bestią - Kurtz dekorujący swoją bazę obciętymi głowami wrogów czy oficerowie wydający rozkaz zabicia człowieka w przerwie pomiędzy kolejnymi kęsami posiłku?

użytkownik usunięty
podgaj

Dziękuję. Zgadzam się w zupełności. Pozdrawiam serdecznie :)

ocenił(a) film na 10
podgaj

Dla mnie również numer jeden w całej historii kinematografii. I to "I mean it" - tak samo, jak Kurtz "mówił poważnie", kiedy zagroził, że zabije fotoreportera, kiedy ten jeszcze raz zrobi mu zdjęcie. W tym filmie dosłownie wszystko jest idealne. W zasadzie nie pokazuje on dobra (nie licząc fragmentów, jak rodzina Francuzów), a tylko samo zło, ale trudno jednocześnie nazwać go pesymistycznym, bo od pierwszej do ostatniej minuty poraża swoim pięknem. Mimo, że koniec filmu jest tragiczny, pozostawia jednak nutkę optymizmu - to zakamuflowany bunt przeciwko złu, kłamstwu, hipokryzji, uosabianym przez światowe militarne mocarstwo, jakim w tym wypadku są Stany Zjednoczone, ale można to równie dobrze odnieść do wszelkich imperiów kolonialnych z innych historycznych epok. Film uniwersalny, ponadczasowy, dający ogromne pole do interpretacji, własnych przemyśleń - z naprawdę mocnym, sugestywnym przesłaniem. I, co najważniejsze, nie będący "suchą" opowieścią w stylu Ojca Chrzestnego - a Sztuką przez duże S.

ocenił(a) film na 10
podgaj

lubie merytoryczne wypowiedzi... zwlaszcza te, z ktorymi zgadzam sie całkowicie;) dla mnie rowniez czas apokalipsy to arcydzielo... pod kazdym wzgledem!
pozdrawiam

ocenił(a) film na 10
podgaj

Ciekawe, że mój ojciec tak samo wyraża się o tym filmie...