nie wiem jak wersja "podstawowa" ale Redux kończy się sceną gdy Willard i Lance odpływają łodzią, a Willard wyłącza radio.
czy wersja oryginalna kończy się tak samo ?
nawiązując do tej sceny to wydaje mi się że, jest ona zbędna. nie wiem czy mam rację ale gdyby film zakończył się sceną gdy Willard zostaje "nowym bogiem" przed którym padają tubylcy to film, historia bohatera zatoczyła by koło i jakby logicznie się zamknęła a tak mam wątpliwości co do głównego bohatera. bardzo trudno jest go określić jako dobrego/złego.
zabija kobietę na łodzi, Kurtza , ale z drugiej strony wyciąga Lanca i odpływa z nim oraz wyłącza radio i nie wydaje polecenia zbombardowania osady.
Willard z czasem podróży przekonuje się że , jest bardzo podobny do Kurtza ale wydaje mi się że , ostatnie sceny są chyba tym punktem wytrzymałości o którym była mowa w filmie. Willard chyba już od początku był Kurtzem , co prawda nie takim samym ale również można było bo ukazać jako szaleńca i człowieka którego "metody opierają się na złych przesłankach ". może Willard gdy odpływa łodzią nawraca się gdyż zobaczył że, stał się taki sam jak Kurtz i został tym samym człowiekiem-bogiem.
więc jeżeli Willard się nawraca to scena odpływu jest jak najbardziej na miejscu
ale jeśli Willard został "nowym Kurtzem" to czemu odpływa ?
zapraszam do dyskusji i z chęcią przeczytam Wasze opinie
/pozdrawiam
tak ładnie zacząłeś, a nikt Ci nie odpowiedział :)
Jestem świeżo po filmie. Wdg. mnie Willard został nowym Kurtzem, tylko dla tych tubylców. Moim zdaniem ślepo płynię spowrotem do sztabu (nawet chyba tego nie chce, ale to robi). Myślę, że nie dotrze na miejsce.
prosze, opinią się podzieliłem.
Ciekawi mnie to (widząc, że potrafisz pisac i obrze film interpretujesz) twoj pogląd na ostatnie momenty filmu (spotkanie z Kurtzem) - opisz co symbolizują elemnty tam przedstawione oraz cała postac Brando. (według CIEBIE) ;D
czekam na odpowiedz 3Dvva !!!!
Ja polecam przeczytać wpierw "Jądro ciemności" bo w końcu ten film jest jego ekranizacją.
Jeśli chodzi o tubylców padających na twarze, to nie chodzilo o to, że uznali Willarda za swoje nowe bóstwo, które mieli zamiar czcić. Oni nie chcieli, żeby Kurtz zginął (scena z ostrzelaniem statku drewnianymi strzałami), niestety zdali sobie sprawe z tego, że było to nieuniknione. Kłaniając sie Willardowi niejako zaakceptowali morderstwo i mimo, że gł. bohater nie stał się ich Bogiem to uznali jego wyższość (w końcu zabił ich mentora).
Trochę to pogmatwane- mam nadzieję, że zrozumiecie.
nic nie jest pogmatwane w twojej wypowiedzi skąd ten pomysł ;? ;D, a CO się dzieje w książce z głównym bohaterem? Odpływa spowrotem, ginie ?
Witam, książkę czytałem dość dawno (właściwie to jest tylko krótkie opowiadanie), ale z tego co pamiętam to główny bohater (Marlowe) nie ginął, ani nie zastępował Kurtza, po prostu był świadkiem jego upadku i śmierci. W książce nie ma oczywiście Wietnamu ani wątków wojennych, cała sytuacja dzieje się w Afryce, w epoce kolonializmu. Kurtz jest tam, tak jak w filmie, białym człowiekiem, który zagłębia się wgłąb dżungli i staje się Bogiem dla mieszkających tam plemion. Myślę, że zarówno książka, jak i film są właśnie o tym, co się dzieje, gdy to "jądro ciemności", ta dzika natura człowieka bierze górę nad zahamowaniami które wpojone są nam przez cywilizację, a z drugiej strony o zakłamaniu i szaleństwie całego "zachodniego" świata, który udaje, że to jądro ciemności w każdym z nas nie istnieje, a jednocześnie napędza je, wykorzystuje i nagradza. Wydaje mi się, że, podobnie jak w opowiadaniu kapitan Willard, jako jednostka wybitna, widząca to szaleństwo wokół, miał zrozumieć Kurtza i być może przekazać jego historię światu, nie miał jednak zostać jego następcą. Było takie zdanie na początku filmu, mniej więcej: "zostałem wybrany na strażnika pamięci o płk Kurtzu", i właśnie ono chyba oddaje jego rolę w całej tej historii.
Z tym, że zakończenie w książce i filmie bardzo się różni. W książce Kurtz jest cieniem człowieka, który z trudem mówi i jest chory, a Marlowe chce go wyleczyć, a w filmie Kurtz jest w pełni sił, choć wykończony psychicznie, a odpowiednik Marlowe'a pomaga mu zabijając go. W obu przypadkach główny bohater odpływa. W książce jest ukazany strach Marlowe'a przed popadnięciem w takie samo szaleństwo, można powiedzieć, że uczy się on na błędach Kurtza.
Qwoli ścisłości- film jest jej adaptacją, a to wielka różnica.
Nie ma co sugerować się książką gdyż była tylko pretekstem do poruszenia wielu wątków(wojna i jej bezsens, okrucieństwo, propaganda...)
Moim skromnym zdaniem bardzo dobrze, że Willard odpływa. Stoczył on walkę z własnymi słabościami i wygrał - przeciwnie do Kurtza.
Z tego co pamiętam Willard był narratorem, od początku można wywnioskować, że wróci: "To była prawdziwa misja z wyboru, i kiedy się skończyła, nie chciałem nigdy dostać następnej."
Z tego powodu być może scena jest zbędna, aczkolwiek nie widzę innego zakończenia.
Może trochę gmatwam, ale chodzi mi o to, że dla mnie jakoś było to od początku oczywiste, że wróci, a im bliżej do końca filmu tym bardziej się tylko w tym utwierdzałem. Pozdrawiam.
SHADE, co ty gadasz. Znów by tam przyszedł Kilgore i powiedział, że kocha zapach napalmu :D. Wystarczy już tej kwesti widziałem ją 300 razy xD.
Willard wykonał zadanie, którego się tak bał, wykonał i wrócił, choć miał tak już zrytą psychikę. Wdg. mnie nie powinien zostać ich "bogiem". Tyle ode mnie.
W scenie , w której willard po zabójstwie kurtza wychodzi na próg i widzi tłum oddający mu pokłon, aż czuć Włądzę, aż chciałoby się rządzic tymi ludźmi..
Ale Willard dostrzega pułapkę tej władzy, ma dość już tej wojny i jej wszelkich szalonych aspektów.
Ratuje kompana z okowów tej sekty(można ich tak nazwać) i odpływa.wykonał zadanie.może odejść.