Mnie szokuje to jak bardzo mieszczuchy, na ogół wyszydzający kulturę wsi (o zgrozo, "Warszawko", nie będąca bynajmniej rdzenną częścią mieszkańców stolicy) próbują się od niej odseparować!
Sporo jednak między nami i nimi podobieństw: zepsucie moralne, hedonizm, próżność i pijaństwo do oporu. Ciekawa jest różnica między bohaterami filmu a Stolicą. Udało mi się znaleźć jedną: Ci imprezują raz w tygodniu, "Warszawka" "świętuje" codziennie.
Powinno to dać do myślenia poobrastanym w piórka przyjezdnym warszawiakom, uprawiającym "every friday partying". Wasze rodziny pracują w klubach typu NOKAUT, Wy zasilacie dumne szeregi kasjerów i kuchcików fastfood'ów. Wasze koleżanki jeżdżą na imprezy dawać dupy w samochodzie, wy sprzedajecie się eleganciej, bardziej wyrafinowanie, bo w Internecie. Wasi koledzy walą taniego browara na przystanku PKSu i szczają, wy potraficie w weekend zażygać całą pętlę autobusową na Dworcu Centralnym.
A bezrobocie to problem uniwersalny. Nieprawda, że dotyczy tylko mieszkańców Trawników czy Ciechanowca - znaczna część Stolicy też cierpi na nudę.
Zgadzam się w 100%. Pisałam już zresztą o tym parę wątków niżej. Różnica polega tylko w bardziej wyrafinowanych wnętrzach klubów i w dziwniejszych, anglojęzycznych nazwach kolorowych drinków. Finał imprezy jest podobny do tego w Nokaucie. Nie jest ważne czy kibel do którego puszczasz pawia ma złote klapy czy jest betonową dziurą w podłodze na parkingu.