PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10021991}
4,3 9,3 tys. ocen
4,3 10 1 9251
4,1 22 krytyków
Czerwone maki
powrót do forum filmu Czerwone maki

Powinniśmy? Naprawdę powinniśmy pisać takie recenzje jak Michał Piepiórka i jemu podobni? Powinniśmy oceniać ten film na 1-3?!
Owszem, film ma niedostatki, ale o tym za chwilę. Ma też mocne strony. Skupmy się wpierw na tym, co złe nie jest, a nawet całkiem dobre:
Wątek Jędrka, moim skromnym zdaniem, został wprowadzony po to, aby w filmie wybrzmiał też mocno głos wszystkich malkontentów, wybrzydzaczy, których dzisiaj przecież nie brakuje, tych, którzy, dzielą włos na czworo, dla których dowództwo było fatalne, a cała operacja sprowadziła się do brutalnego wystawienie przez aliantów naiwnych i żądnych walki ze znienawidzonym Niemcem polskich żołnierzy na pewną śmierć; dla których ta hekatomba, ta ofiara była bezsensowna i niepotrzebna, tak jak i Powstanie Warszawskie 1944 i wcześniejsze powstania, te z XIX wieku. Oczywiście, dyskusja jest otwarta i na pewno potrzebna (nie będę się tutaj do niej odnosił), więc jest w filmie Jędrek, malkontent, "dekownik", pyskaty krytyk "bohaterstwa" i "ku chwale Ojczyzny", który nawet nie do końca ulega przemianie, gdyby ktoś nie zauważył, mimo że staje się bohaterem. "Mi zależało na Tobie" - mówi do Poli Jędrek, gdy ta klęka niemal przed jego bohaterstwem. Znalazł się w ogniu walki, bo pobiegł za ukochaną dziewczyną, aby ją uratować, "wybić z głowy to bohaterstwo", jak mówił do niej wcześniej. Stąd też liczne sceny ze szpitala polowego - patrzcie widzowie kochani, jakim wielkim cierpieniem było to zwycięstwo okupione, czy to było naprawdę potrzebne? Fakt, było tych scen może ociupinkę za dużo.
Dalej. Anders wiedział, że zdobycie klasztoru spowoduje, iż Polska będzie na ustach Europy, że pomoże to "sprawie polskiej", taka była kalkulacja. To nie był tylko kozacki pokaz honoru i męstwa. Kalkulacja okazała się naiwna? Tak. Zapamiętaliśmy tę lekcję, niemniej nie była to decyzja spod znaku "Bóg, honor i Ojczyzna" oraz "Szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie". W filmie wyraźnie padają słowa z ust generała: "To polska racja stanu". Bo trzeba było wyrąbać aliantom drogę do Rzymu, a potem do Berlina, aby jak najszybciej zakończyć wojnę, podczas której rodacy w okupowanym kraju ponoszą niewyobrażalną ofiarę, wiadomo co bracia Niemcy z nami wówczas wyprawiali, nie muszę chyba tłumaczyć. Tak, miał wątpliwości, gdy pytał: "Powinniśmy?", któż by ich nie miał na jego miejscu?! Sam sobie i filmowemu redaktorowi, o którym za chwilę napiszę więcej, odpowiada potem, że tak.
Kolego Michale Piepiórka, może o jeden kieliszeczek za dużo wypiłeś podczas oglądania, że w scenach batalistycznych przestałeś widzieć cokolwiek! Żołnierzy niemieckich było mało widać, fakt, pewnie dlatego, że prażyli do nacierających Polaków ukryci w bunkrach. Zatem byli nie za bardzo widoczni. Można było zorientować się gdzie są, bo błyskach ognia z luf ich karabinów i to w filmie było. W filmie pada liczba poległych Polaków z tego właśnie powodu, że doskonale wróg był zabunkrowany: około 500 tys, a to nie był jeszcze koniec bitwy, bo poległo ich dwa razy tyle. A nasi żołnierze strzelali, kolego, do wroga, ewidentnie do wroga, ciężko było tego nie widzieć, zresztą, myślę, że oni też nie zawsze widzieli do kogo strzelają, strzelali na oślep - a co ty sobie wyobrażasz? Że wszyscy na wojnie są snajperami i precyzyjnie celują w czasie takich szturmów, do tego z zimną krwią, jak James Bond? Naoglądałeś się chyba za dużo fajnych może, ale niezbyt mądrych filmów. Sieczkę przepływających obrazów to miałeś zapewne kolego w głowie po swoich napojach orzeźwiających , na ekranie ja jej nie zauważyłem. Naoglądałeś się filmów typu Patriota z Melem Gibsonem i podobnych, tymczasem realia prawdziwego ciężkiego szturmu, nie "filmowego", były całkiem nieźle oddane. To był bigos i chaos. To była maszynka do mielenia ludzkiego mięsa. Oczywiście, zawsze można nakręcić takie sceny lepiej, pewnie Amerykanie przy budżecie 150-200 mln dolarów, o którym nasi filmowcy mogą tylko pomarzyć, ogarnęliby te sceny po mistrzowsku, widzieliśmy to zresztą w Szeregowcu Ryanie w scenie lądowania aliantów w Normandii, ale i w tym filmie oddawały one całkiem dobrze straszliwy dramat tych natarć. Przecież wiemy, że to była "mission impossible". Ludzie ginęli masowo, jak muchy, wystawieni niemal jak na strzelnicy na ostrzał z ukrycia.
Znowu lamentujesz, że nic nie usłyszałeś o strategii bitwy. Strategia bitwy jest dość dokładnie, jak na film fabularny, omawiana przez dowództwo i korygowana w trakcie bitwy. Przespałeś tę naradę, kolego, zamroczony napojami? Mam podać minuty filmu? Proszę: 24:05. Pewnie, mogła ta scena trwać nieco dłużej, ze zrozumieniem dla bardziej opornych widzów, niemniej ja załapałem, o co chodzi. Kto chce dowiedzieć się więcej, są filmy dokumentalne, jest książka Wańkowicza, doczytać proszę sobie.
No i kolejne lamenty nad brakiem pogłębienia, że tak płytko. Tak, kolego Piepiórka, na tamten moment Polacy myśleli bardzo prosto, kompletnie bez głębi i polotu. Istotne dla nich było rzeczywiście tylko to, że Hitler kaputt, a flaga polska powiewa. Oni wiesz, nie mieli czasu, aby sobie usiąść na tapczaniku i rozkminiać przy winku nad sensem, bądź bezsensem takiej, czy innej operacji. Oni byli żołnierzami i chcieli bić Niemca, który mordował w Ojczyźnie ich braci, siostry, ojców i matki. Tu było, albo dasz w ryj, albo w ryj dostaniesz, jak podczas bójki, a dziś, oczywiście, mamy dużo czasu, aby się zastanawiać nad powyższymi dylematami, ale to nie o tym był film, mój ty intelektualisto! Chociaż jest Jędrek, pamiętasza? Sam to zauważyłeś, więc jednak coś tam widziałeś, dobrze.
Ktoś też gdzieś napisał w recenzji, czy komentarzu, że czerwonych maków i słynnej pieśni nie było. Jak to nie było?! Maki były na początku i końcu filmu, a wypowiadany tekst z końca pieśni słyszeliśmy dwukrotnie, raz z melodią w tle. Trzeba było jednak bardziej uważać na filmie! Nie było to nachalne, to fakt, ale pieśń doskonale znamy, zatem taki pomysł na jej przypomnienie był w porządku, wpisywał się również w koncepcję filmowej dyskusji na temat sensu tej operacji, albowiem koniec pieśni brzmi tak:
"Ta ziemia do Polski należy,
Choć Polska daleko jest stąd,
Bo wolność... krzyżami się mierzy!
Historia ten jeden ma błąd!"

Teraz minusy filmu, z którymi trudno się nie zgodzić. Dość średnie aktorstwo i to praktycznie wszystkich. Nie było nikogo, kto by błysnął talentem i się wyróżnił, ale nie było też jakiejś strasznej tragedii. Kolejny minus, to kompletnie niewykorzystana wspaniale przecież filmowa historia niedźwiedzia Wojtka, który nie był maskotką jednego "dekownika", jak to sugeruje film, lecz całej 22 kompanii zaopatrzenia artylerii. On jest sławny na całym świecie wśród ludzi, którzy trochę wnikliwiej interesują się historią II Wojny Światowej! Podobnie jak Niezatapialny Sam, czyli kot Oscar z pancernika Bismarck, który przeżył jeszcze potem kolejne dwa zatopienia okrętów, na których pływał jako maskotka brytyjskich marynarzy. Dwie sceny: jedna z mianowania Wojtka na kaprala przez Andersa, przydzielenia mu wojskowego numeru i książeczki wojskowej oraz porcji żywności dziennej i papierosów, oraz druga, gdy nosi skrzynki z amunicją dla artylerzystów byłyby bezcenne, szkoda, że tego zabrakło, a przecież one są tak "filmowe", że aż się same narzucały i prosiły, nie wiem, co spowodowało, że twórcy tak postać misia- żołnierza spłycili i okroili z należnej mu chwały, wszak ma on nawet pomniki w wielu miejscach na świecie, a 22 kompania miała na proporcach, mundurach, autach właśnie Wojtka niosącego artyleryjski pocisk, jako swój znak rozpoznawczy - to też mogło być pokazane na filmie, a nie zauważyłem, tylko Syrenkę Warszawską na mundurach 2 Korpusu Polskiego. Historia i wyczyny Wojtka były twórcom filmu na pewno bardzo dobrze znane. Zabrakło kasy na animację?
No i kolejny zarzut, z którym również trudno się nie zgodzić, to filmowy schemat typu: zły główny bohater, nieodwzajemniana miłość, bohater doznaje iluminacji oraz pozytywnej przemiany (której tu akurat tak naprawdę nie było, zatem mały wyłom w schemacie jest), grzechy zostają wybaczone, teraz może nastąpić Love. To rzeczywiście nie było za bardzo potrzebne. Kochani twórcy, nie jest tak, że widzowie to kochają. To już się naprawdę opatrzyło i znudziło. Historii sienkiewiczowskiego Kmicica nie da się powielać w nieskończoność w kolejnych wcieleniach.

Niemniej w podsumowaniu powtarzam pytanie, czy po zsumowaniu niewątpliwych plusów filmu (a jeszcze muzyka całkiem dobrze oddaje dramat tej historii, choć też nie wybitna, ale w porządku) i jego minusów naprawdę zasługuje on na ocenę 1-3?! Myślę, że nasz narodowy mit, jakim jest bitwa pod Monte Cassino spowodował, że wszyscy oczekiwaliśmy arcydzieła na miarę tamtego dramatycznego wydarzenia, tymczasem wyszedł film lekko średni i wszyscy poczuliśmy się rozczarowani, owszem, ja też, ale to nie powód, aby zaraz popadać w drugą skrajność i mieszać go z błotem. Nie jest wybitny, ale nie jest zły. Ma mocne i słabsze strony. Polecam wygasić negatywne odczucia oraz uprzedzenie i obejrzeć go po raz drugi, na spokojnie. Ja tak zrobiłem i odebrałem go lepiej, niż za pierwszym razem. Dotarły np. do mnie dopiero słowa redaktora: "cukier krzepi", gdy Zahorski odmawia cukierka, których to słów za pierwszym razem nie usłyszałem i doznałem iluminacji. Kto bowiem ukuł to słynne hasło doby komuny? Melchior Wańkowicz! Był tam przecież podczas bitwy i opisał ją dokładnie w swojej słynnej książce! Także filmowy redaktor, to Wańkowicz! Nie wiem, dlaczego nie pada nigdy jego nazwisko w filmie. Takich smaczków odkryłem więcej za drugim obejrzeniem, bo dźwięk, niestety, też jest typowy dla polskich filmów, czyli nie najlepszy, co mnie osobiście bardzo denerwuje w naszych produkcjach, ale to wciąż, nie jest film na 1-3! Ja dałem mu 7, a w sumie 6 za film i 1 dodatkowo za to, że powstał. Powinniśmy nakręcić go już dawno! Tak, powinniśmy! (Tak jak o Powstaniu powstał "Kanał" Wajdy, a potem "Miasto" 44 Komasy, obydwa wspaniałe!) Nie wyszło arcydzieło, trudno, ale powinniśmy i dobrze, że powstał. Na pewno go jeszcze nie raz obejrzę.


ocenił(a) film na 6
jarress

Rzetelna, uczciwa analiza. Też uważam, że film nie zasługuje aż na takie deprecjonowanie. Szczególnie, że w większości recenzji, nie mówiąc już o komentarzach, są w większości dość ogólne zarzuty bez argumentacji.

ocenił(a) film na 7
Agatonik

Posłuchałem sobie wczoraj historyka dr Jana Szkudlińskiego i on też widzi pewne atuty filmu oraz przedstawia zafałszowania i niedociągnięcia. Mówi głównie o bitwie, ale tez w dwóch zdaniach odnosi się do filmu. Każdy, kto obejrzy go bez typowych dla nas emocji, będzie tak miał. Natomiast rozedrgani histerycy, może też sponsorowane trolle, nie wiem, przeginają w jedną lub drugą stronę, bo oceny typu 10, jak i 1 są kompletnie niepojęte. Rozsądnych, jak my tutaj ;-) jest zdecydowanie mniej, ale to przecież widać w naszym kraju na co dzień, choćby w wyjątkowo durnej, niszczącej nasze państwo i instytucje wojence polsko -polskiej jaką toczymy nieustająco w polityce. Histeria i nadmierne emocje są naszą cechą narodową, która nas gubi.

ocenił(a) film na 7
jarress

Tam było więcej powodów dla których Polacy walczyli pod Monte Cassino, nie tylko żeby Polska była na ustach Europy. Mówiło się o wyrąbaniu aliantom drogi na Rzym tylko, że tym aliantom podobno niezbyt się spieszyło do tej drogi. Ponadto chodziło też o to, że jeżeli Polacy odmówiliby wzięcia udziału w szturmie, to ruscy mogliby oskarżać nas o to, że nie chcemy walczyć z Niemcami. Co jeszcze - aliantów zginęło tam ogółem 500 tys, a Polaków zginęło tam około tysiąca. Przy wejściu na cmentarz jest tablica z wypisanymi nazwiskami poległych Polaków. Widziałam tą tablicę, ale nie wiedziałam wtedy, że jest tam również nazwisko kogoś z mojej rodziny.

ocenił(a) film na 7
Lilhost

Oczywiście Lilhost, masz całkowitą rację. Napisałem tak długi komentarz, że samego mnie przestraszył, że nikt go nie przeczyta, a miałbym jeszcze kilka uwag do dodania, między innymi tych, o których napisałeś, bo też te argumenty znam. O Andersie żołnierzu i Andersie polityku można by rozprawiać długo, to mógłby być zresztą temat na oddzielny, bardzo dobry, emocjonujący i poruszający film, w którym można by opowiedzieć także o ocenie słynnej bitwy przez historyków i strategów późniejszych, w tym zachodnich. Wiemy, że nie była pozytywna, dlatego pewnie zachodni twórcy filmowi nie podejmują się filmowania najkrwawszej bitwy II Wojny Światowej po alianckiej stronie, porównywanej czasem do bitwy o Stalingrad. Po prostu nie ma za bardzo czym się pochwalić, więc lepiej nie tykać tematu. Nasza perspektywa jest zupełnie inna, my nie byliśmy głównym rozgrywającym, lecz niezbyt kochanym i ostatecznie całkowicie rozegranym, ogranym i oszukanym sojusznikiem, czego nie zapominamy i, mam nadzieję, wyciągnęliśmy lekcję na przyszłość, nasi obecni politycy i wojskowi będą już mądrzejsi, a czasy znowu są niespokojne, więc mądrość, rozwaga i wyciąganie lekcji z historii jest bardzo wskazane. Ale wróćmy jeszcze do filmu, nie chcę politykować. Kolejna rzecz: żołnierze nacierali w nocy, nie w dzień, jak to pokazał ze zrozumiałych względów film, bo tylko pod osłoną ciemności mieli jakiekolwiek szanse. Wtedy dopiero byłyby lamenty, gdyby zaryzykowano batalistyczne sceny nocne w filmie przy tak skromnym budżecie jakim było 36 mln. dolców. Na tego typu filmy to nie jest żaden duży budżet, co z tego, że w historii polskiego kina bardzo znaczący. Budżet amerykańskich przeciętnych produkcji zaczyna się od 100 mln dolców, a sięga i 300 mln. Więc bracia Polacy, z czym do ludu? Chcieliście polskiego Szeregowca Rayana za te grosze? Inna uwaga: świetnym filmowym "smaczkiem" byłby także hejnał mariacki zagrany po zwycięstwie na ruinach klasztoru, szkoda, że o tym nie pomyślano. Jak napisałem, miałbym jeszcze sporo uwag i pozytywnych i negatywnych na temat filmu, ale bałem się przesadzić. Odniosłem się w nim maksymalnie skrótowo do największych zarzutów, jakie przeczytałem w recenzjach i komentarzach. Zeźliło mnie to, że jak zwykle szarpią nami emocje i nie potrafimy spojrzeć "zimnym", obiektywnym okiem, a ponieważ film nie spełnił naszych oczekiwań, więc go miażdżymy, nagle nic pozytywnego w nim nie widzimy. Bardzo niesprawiedliwie. Co do błędu z ilością poległych. W filmie oczywiście pada liczba 500 żołnierzy, dziwnie odruchowo i bezmyślnie dopisałem tys. i chciałem to potem poprawić, ale nie dało się, też nie wiem dlaczego, czekałem, kiedy ktoś z czytających zwróci na to uwagę i za nią dziękuję. Znowu sie rozpisuję, zatem już kończę na tę chwilę.

ocenił(a) film na 7
jarress

Miłośnikom amerykańskiego rozmachu proponuję, żeby oglądali sobie amerykańskie filmy i zostawili w spokoju nasze „Czerwone maki” - - - - Pamiętam jak duże wrażenie zrobiło na mnie to wzgórze Monte Cassino. Mówi się „wzgórze”, ale jakie ono ma strome zbocza! Ciężko sobie w ogóle wyobrazić, że można je było zdobyć. Urzekło mnie też, że Włosi tak bardzo docenili naszą rolę w pokonaniu Niemców, że tylko Polakom pozwolono na zrobienie cmentarza na Monte Cassino, wszyscy pozostali polegli w tej walce mają cmentarze na dole. Na co dzień najbardziej o tym cmentarzu pamiętają nasi rodacy, uczestnicy różnych wycieczek turystycznych. Przywożą ze sobą kwiaty i wieńce, stają w zadumie nad grobami żołnierzy i nad grobem Andersa...

ocenił(a) film na 7
Lilhost

Przepraszam, znów mój błąd, fim kosztował 36 mln zl., nie dolarów! Źle doczytałem. Zatem bracia Polacy, o czym my mówimy? Ci, którzy piszą, że spodziewali się technicznie i widowiskowo czegoś porównywalnego z drogimi produkcjami wojennymi robionymi przez Hollywood są niewyobrażalnie śmieszni. Dalej upieram się, że film, jak na nasz budżet jest niezły. O wadach napisałem, nie będę powtarzał. Średniak i tyle, a oczekiwania spowodowały obecną histerię, no bo nie ma polskiej "Przełęczy ocalonych". Przełęcz kosztowała cztery razy tyle, co nasz film.