To w gruncie rzeczy prosty film. I jako taki może rozczarować. Mnie zauroczył swoim nastrojem, pięknie fotografowaną naturą, parą głównych bohaterów, no a do tego zaskoczył subtelnością środków, której bynajmniej nie spodziewałem się po filmie twórcy kuriozalnej 'Joanny' sprzed kilku lat. 'Delta' skojarzyła mi się z kinem jakie robi ostatnio Andriej Zwagnicew, tyle że u Kornela Mundruczo religijna symbolika podana jest z większym umiarem. Oszczędnie, niemal niezauważalnie. To film o Niewinności, ale takiej właśnie pisanej przez duże N. Niewinności w jakimś sensie paradoksalnej, dotyczącej pary pozostającej w kazirodczym związku. W swojej izolacji, milczeniu, wreszcie w świecie, który próbują sobie stworzyć, bohaterowie 'Delty' mają w sobie coś z pierwszych mieszkańców Raju. Odrzuceni przez społeczeństwo ze względu na swój związek, w gruncie rzeczy są od grzechu wolni, ale są też zbyt czyści, aby mogli w grzesznym świecie przetrwać.
Bardziej to przypowieść niż dramat z pełnokrwistymi bohaterami. Ale przypowieść przejmująca.