Film, nawet dokumentalny, nie przedstawia świata, tylko jego wizję stworzoną przez reżysera. Jest
sztucznością, ale przecież działa na nas widzów w sposób jak najbardziej realny. Siedzimy na
widowni i reagujemy na tę grę świateł na białej szmacie jak na coś prawdziwego.
W dużym skrócie mówiąc, dla mnie kino jest to dowodem na niezwykłą siłę mitu wbudowanego
przez wieki istnienia w kulturze w nas, jej konsumentów. To te mity są realnością z która do nas
odzywa się z ekranu. Czasem ta realność ma siłę kłamstwa. Tak jest w "Delcie".
Finał jest zrobiony z zupełnie innej tkanki niż reszta filmu. Przypomina mi się "Malowany ptak"
razem z pozaliteracką historią książki i jej autora.