lata siedemdziesiąte myślą, mową, uczynkiem i w radioodbiornikach..
rewolucja nie będzie telewizorowana!
studium oblicza, które skrywa rozpacz, a nawet dwóch oblicz i dwóch rozpaczy - pierwszą, tę chwilowo czynną, reprezentuje kat, który trzyma pistolet; drugą, tę permanentnie bierną, reprezentuje trzymana na muszce ofiara. nad obydwoma zrozpaczonymi obliczami czuwa figura dobrego boga ojca - zła, groźna, zimna, daleka, zdystansowana.
vansantowski furiat mały, cichy i zahukany, o tysiącu imionach i tysiącu twarzy, kroczy dumnie w pochodzie swoich wielkich przedwiecznych - ani podległy, ani zbuntowany - równym krokiem z tyłu:
za travisem bicklem z Taksówkarza,
za arturem fleckiem z Jokera,
za seanem pennem z Zabójstwa Prezydenta.
już samo tyko wymienienie najnowszego obrazu van santa w tak szacownym gronie robi mu bardzo dobrze i wysoko punktuje przeskok przez poprzeczkę, a przecież pozostaje jeszcze całe spektrum tego, jak to w ogóle zostało ufilmofrajdowione.
kino może i wtórne, może i powtórkowe, ale znakomite, chłodne, wręcz zimne, acz z humorem, ostrością i surowością pozorowaną na dokument, bez fałszywych pocieszycielstw, emocjonalnych mamałyg i zbędnych kalek współodczuwajek.
jest po prostu groźnie.