Waltz został uznany przez wręczających nagrody za postać drugoplanową? Przecież od początku
do końca pojawiał się w każdej scenie i często był nawet ważniejszy od Foxxa...
Dokładnie. Szkoda gadać na to, co się dzieje z tymi kategoriami aktorskimi. Takich oszustw jest coraz więcej, bo wykorzystują to producenci i ludzie od kampanii. Stowarzyszenia są głupie i leniwe, więc łykają to. Każdy normalny widz zauważy, że Waltz w "Django", Hoffman w "Mistrzu", Affleck w "Zabójstwie Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda", Gyllenhaal w "Tajemnicy Brokeback Mountain", Steinfeld w "Prawdziwym męstwie", Hunt w "Sesjach", Foxx w "Zakładniku" czy Hawke w "Dniu próby" to postaci pierwszoplanowe. Ci aktorzy powinni być nominowani właśnie w tej kategorii, ale producenci często, żeby jak najwięcej ugrać, upychają ich do kategorii drugoplanowych, zabierając w ten spsób nominacje prawdziwym aktorom drugoplanowym. Dla mnie jest to zwykłe oszustwo i należy z tym coś wreszcie zrobić. Już nigdy chyba nie doczekamy się zobaczenia dwójki aktorów/aktorek nominowanych za ten sam film w kategorii pierwszoplanowej. Ostatni raz była to "Thelma i Lousie". Dzisiaj pewnie jedna z pań byłaby nominowana za drugi plan... sic!
Idąc za przykładami, które wymieniłeś, tym bardziej dziwi Oscar za pierwszoplanówkę dla Brando w "Ojcu Chrzestnym" czy też ta sama nagroda dla Hopkinsa za kilkunastominutowy występ w "Milczeniu owiec"...
Kiedyś były inne czasy. Uważało, że pierwszoligowje dwieździe nie wypada być nominowanym w kategorii drugoplanowej. Słynny jest przykład Rosalind Russell, która miała Oscara w garści za rolę drugoplanową w "Pikniku", ale uznała, że jako gwieździe, nie wypada jej być nagrodzonej w kategorii drugoplanowej i uparła się na pierwszy plan. Nie dostała nawet nominacji. Czasy się zmieniły i teraz aktorów głównych upycha się w kat. drugoplanowej, bo tak łatwiej. Jeśli np. aktor drugoplanowy uparłby się na kat. pierwszoplanową to, co innego, bo miałby o wiele trudniej.
Sam się zastanawiałem ostatnio czy Hopkinsowi należało się za pierwszo- czy drugoplanową.
To jest film i historia Django, dlatego Foxx jest postacią pierwszoplanową, Schultz natomiast jest tylko dodatkiem - ilość czasu na ekranie czy też długość dialogów nie ma tu znaczenia. To nie jest film o niemieckim dentyście/łowcy głów, który spotyka i uwalnia niewolnika tylko film o czarnoskórym niewolniku, który przypadkowo spotkał na swojej drodze człowieka, który mu pomógł. Nawet gdyby Waltz był w kategorii aktorów pierwszoplanowych, to moim zdaniem jego rola nie miała by szans z rolami DDL, Phoenixa czy też nawet Coopera (który udowodnił, że nie jest tylko drewnem).