Django jest adresowany do zdecydowanie mniej wymagającej publiczności niż Bękarty. Pewnie ze względu na tematykę
Bezapelacyjnie Bękarty wojny, Django ma przeciętny scenariusz, z którego wyciągnięto jak rozgotowany makaron zbyt długi film.
oba prezentują podobny - średni poziom:
obejrzyj i zapomnij
zbyt absurdalne, ale warto ten jeden raz zrobić sobie lekką rozrywkę i obejrzeć
Chyba najrozsądniejsza do tej pory wypowiedź w tym wątku :) I jakże świetnie podsumowuje rozrywkowe kino Tarantino ...
Zobaczyłam przy okazji tej całej dyskusji o Django Twój profil, byłoby fajnie mieć Cię wśród znajomych :) Siedem to naprawdę genialne kino :) Na temat już się wypowiedziałam, więc mogłam zrobić małą dygresyjkę ;)
Dobrzy znajomi , to a i owszem , filmy które ich łącza , które oceniają podobnie . Ale przede wszystkim tacy , którzy cenią sobie kulturę wypowiedzi i szacunek do pozostałych ludzi :) W związku z tym , to dla mnie czysta przyjemność zaprosić Cię do siebie :)))
Dzięki :)) Nie trzeba się we wszystkim zgadzać, wtedy się ciekawiej dyskutuje :) I nie mam zamiaru Cię przekonywać, że Bękarty wojny nie są wypadkiem przy pracy, tylko kawałkiem świetnego kina ;))
Tarantino jak dla mnie tworzył zawsze coś, co mnie do niego przyciągało i to u niego chciałem oglądać.
Stworzył DOSKONAŁE Wściekłe Psy i Pulp Fiction.
Stworzył bardzo dobre Kill Bill cz1 i cz2
Stworzył bardzo swojego Deathproofa.
I stworzył słabą Jackie Brown.
I tutaj się kończy stary Tarantino, którego Kill Bill był ostatnią nutą pełnej swobody twórczej i przechodził w swobodę twórczą kontrolowaną prawami rynku. (Deathproof traktuje jak mniejszy film, przy którym on miał się prawo zabawić i to zrobił).
Od Inglorious Basterd Tarantino wszedł w epokę kina kontrolowanego w jakimś stopniu. Jest dalej artystycznie i dalej w jego stylu, ale już mocniej pod publikę. Pod oczekiwania wszelakie. I tak Inglorious Basterd było trochę toporne... płynność swojej narracji i jej uroku Quentin utopił gdzieś w dialogach i toporności całego filmu. A Django jest jakby takim demem możliwości Tarantino dla szerokiej grupy odbiorców.
Przy czym uważam, że Django jest lepsze od Inglorious Basterd, ponieważ nie jest tak toporne.
Od Django gorszy jest tylko Kill Bill. Dla mnie obok Pulp Fiction i Bękartów to ten film, nawet nie powinien stać na półce.
Dialogi, postacie, muzyka, zdjęcia, fabuła... wszystko jest o niebo lepsze w Bękartach niz w tym "nieklasyfikowalnym dziele".