Django - jedni wychwalaja pod niebiosa Tarantino, drudzy go nie cierpia. Ja zdecydowanie naleze do 1 grupy, uwielbiam go za to,ze kazdy gatunek filmowy w jego wykonaniu puszcza nam oczko, w koncu nic nie jest tutaj na powaznie. Krew leje sie hektolitrami, ludzkie ciala od strzalu odskakuja na dlugosc salonu. Do tego zawsze genialna, ironiczna muzyka. Kolejne oczko od Tarantino. Najlepsza rola tego filmu to zdecydowanie DiCaprio, zupelnia inna niz dotychczasowe pokazujaca, wszechstronnosc i jego talent. Nie porwal mnie jak Bekart Wojny, ale jest dobrze ;)
Ogólnie fajny scenariusz, jak zwykle muzyka idealnie współgrająca z obrazem, świetne role, zwłaszcza ohydnie fenomenalny Stephen w wykonaniu S.L. Jacksona. Ale... to już było.
Waltz ( choć świetny) , to praktycznie odgrywa tę samą role co w "Bękartach..." i nie prezentuje niczego nowego ani zaskakującego, powielony motyw krwawej vendetty ( tu w wykonaniu byłego niewolnika, wcześniej ocalałej żydówki), no i generalnie trochę się dłuży. Oczywiście trup ściele się gesto a wszystko zaprawione pseudo-filozoficznymi wywodami. No ile można?
Mi się wydaje że pod względem gry aktorskiej zarówno Di Caprio (szczególnie w scenie z czaszką) , Waltz ze swoimi błyskotliwymi dialogami, Fox jak i L Jackson odwalili kawał dobrej roboty - baaa to jest wręcz majstersztyk. Jeden z kilku filmów w moim zyciu po którego obejzeniu wiem że przez długi czas nic lepszego nie zobaczę. Scieżka dzwiękowa idealnie dobrana, dynamiczna kamera ktora potrafiła uchwycic zarowno pejzaże jak i sceny walki - moment z rozbryzgującą sie na bawełne krwią - mistrzowstwo. Historia jak na gatunek niczego sobie - widać jednak odrazu że Tarrantino grzebal w tym palce. Zapytacie po czym - tylko on potrafi tak mieszać uczuciami widza. Poprostu Genialny !
Dla mnie rola Waltza niestety bardzo podobna do poprzedniej. Facet ma talent,co widac np. w Rzezi a Tarantino troche nie dal mu sie rozwinac. S.L Jackson takze bardzo dobry, przez pierwsze 10 minut go nie poznalam.
Jeśli reżyser, którego cenię tworzy gniota to muszę o tym napisać. Tak bardzo jak lubię Tarantino, tak bardzo tym razem się zawiodłem. To nawet nie jest średni film. Film jest zwyczajnie slabiutki.
Co wpłynęlo na zmianę decyzji? U mnie jest wprost odwrotnie, im więcej czasu mija od momentu w którym obejrzalem film, tym większa do niego niechęć. Chłodna analiza uwtierdza mnie w przekonaniu o tym, że ten film panu Quentinowi zwyczajnie nie wyszedł.