Tarantino uważam za geniusza, w związku z czym mam wymagania wobec jego filmów. I
Django uważam za zdecydowanie najgorszy jego film. Brak miał klimatu, dobrej muzyki, dobrej
historii, utożsamienia się z bohaterami, ani przede wszystkim genialnie przez Tarantino
opanowanej wyrazistości swoich bohaterów. Nawet słaby Death Proof miał swój klimat
zaskoczenie, w Django nic takiego się nie wydarzyło. Zero ciekawych wątków, żadnej wybitnej,
klimatycznej ciekawej sceny. Tarantino potrafi tknąć magię w proste sceny, tak jak rozmowa
Landy z francuzem na początku Bękartów, jak rozmowa Billa z Umą Thurman przy ognisku w
Kill Billu. W Django magii nie było, po prostu poprawny niczym nie porywający, przewidywalny
film. Zdecydowanie poniżej średniej Tarantino, mam tylko nadzieję, że to przejściowe. Zresztą
sam Quentin chyba doskonale sobie zdaje sprawę, że to jego porażka, bo coraz częściej mówi
o zakończeniu kariery filmowca, zaznaczając że z czasem można stracić to coś. Django w
mojej opinii tego czegoś nie ma.
W takim razie dedykuję Ci na wieczność jeden z filmów okresu jego "wschodzenia": Jackie Brown :)
Django miał wszystko, czego można chcieć u Tarantino, a to, że nie dał Ci tego, czego oczekiwałeś, to właśnie to, o co chodzi u Tarantino:)
Film był dobry i nie ma tematu :) Tarantino znów dał radę i to w wielkim stylu:)
No temat jest. Możesz też kolegę zabić, to tematu nie pociągnie, choć ten nie zniknie.
Ja osobiście uważam film za b. dobry jeśli nie rewelacyjny ( odwołując się do skali FIlmwebu ), jednak ocenę zostawię na czas po drugim seansie.
Tak btw. z jego filmografii nie lubię tylko Jackie Brown. Samuel L. Jackson z rudym kucem... meh
Tam zaraz, że muzyka genialna. Jak dla mnie wstawki z rapu do tego filmu całkowicie nie pasowały. Nie te klimaty. Reszta faktycznie w porządku, choć bez szały.