Powiedzcie, że ktoś tu sobie w kulki leci, że te wszystkie peany na cześć tego crapu to żart, zbiorowy trolling. A propos trollowania, ładnie proszę by nie trollować mnie śmiesznym tekstem "nie zrozumiałeś tego filmu". Nie, nie, nie. Nie tym razem. Tu nie ma nic do rozumienia. Ale jeśli jednak ktoś się nie zgodzi, specjalnie dla niego ja wytłumaczę mu ten film. Gotowi na objawienie? Zaraz odsłonię drugie dno tego dzieła. Uwaga!
SPOILER
Film jest o ubranych w przypadkowe kostiumy aktorach, którzy pajacując w równie przypadkowy sposób, próbują nakręcić zrzynkę sequeli Teksańskiej Masakry.
KONIEC SPOILERA
Jaki klasyk, jakie arcydzieło? Jak można buzie sobie wycierać takimi określeniami? Tam nic nie ma, pustka, nicość. Nie ma postaci, są aktorzy, nie ma fabuły, są przypadkowe sceny, nie ma scenografii, za miejsce kręcenia służy magazyn numer 4 wytwórni filmowej, w której składowane są rekwizyty z filmów grozy.
To co stara się bez większych nadziei kleić film to zerżnięty po raz n-ty pomysł z rodzinką psycholi. Na tej bazie Rob Zombie rzuca na nas przypadkowe obrazki, które, zgaduję, miały nas niepokoić, zniesmaczać, szokować... Nic takiego się nie dzieje, film nie wywołał we mnie żadnej reakcji poza nudą i rozczarowaniem. Przyczyną tego jest kompletny brak pomysłu na zaangażowanie widza w wydarzenia. Nie da się tego tego zamaskować pretensjonalnymi sztuczkami. Odwrócenie kolorów i nałożenie filtru nie zrobi z filmu sztuki. Sceny są szokujące, gdy działają na WYOBRAŹNIĘ, nie dlatego, że są obrzydliwe, głupie czy jedno i drugie. Angażujemy się w wydarzenia, bo widzimy w bohaterach żywych ludzi, nie aktorów odgrywających przypadkowe kwestie.
Mrs. Zombie popiskuje i macha nożem. Aktor z gigantyzmem ciamka obleśnie płatki. Blondas w masce z czyjejś skóry (łał, jakie oryginalne) gada jakieś głupoty. Staruszek udaje, że mówi coś śmiesznego. Koleś w kostiumie znęca się nad kimś w otoczeniu zombiaków sado maso.
Number of f*cks given: none.
Nie będę specjalnie odkrywczy, gdy powiem, że Sid Haig jako Spaulding wyłamuję się trochę. Nie zmienia to faktu, że jego postać, choć dobrze odegrana, jest wykorzystana kiepsko.
To jest po prostu film od fanów dla fanów i może dlatego wiele osób nie potrafi go docenić.
Porażające jest jak ludzie nie potrafią dyskutować i szanować opinii innych. Z perspektywy czasu (widziałem w liceum) oceniam film jako słaby, faktycznie próba remaku Teksańskiej, ale z rodzinką jako bohaterami. Ron Zombie akurat swoją twórczość (tak muzyczną jak i filmową, w większości) oparł na motywie halloweenowej imprezy, głośno, kolorowo i trupy w tle. I ktoś łyka ten koncept albo nie. Użytkownicy z tekstami "jesteś laikiem" (naprawdę?) albo "jestes za glupi" najwyraźniej nie mogą zrozumieć takich prostych zależności. Mnie i OP się nie podobało (a w tym wieku wolałem właśnie krwawsze, bardziej głupawe horrory) no i ok, nie ma się co pienić.