nie wiem czy śmiać się, czy bać się, czy płakać. Jude zakrzyczał swoją rolę, a dosłownie zawrzeszczał, ale pewnie taki miał scenariusz, tylko po jakiego grzyba go przyjął. Film próbuje być wszystkim po trosze - komedia sensacyjna, pseudoTarantino, dramat pt. ojciec ma córkę, którą zaniedbał, a teraz chce zadbać, do tego okazuje się, że ma czarnego wnuka, który wzruszająco pragnie mieć dziadka... a potem gościu przez pół filmu udowadnia, że potrafi włamać się do sejfu. W nic się nie da za bardzo wczuć, wszystko jakieś takie nie pasujące, bez rozwinięcia i bez sensu. Facet i widz razem z nim miota się między jednym wątkiem, a drugim i nerwowością Juda. Nie polecam, albo polecam, żeby przekonać się jakie to bzdury