Ten film, to jak stosunek przerywany. Gra wstępna, napięcie rośnie, spojrzenia z paru perspektyw, skala makro i mikro, a na koniec ból jąder, chciałem powiedzieć jądrowy. I koniec.
Ten ból Niemcy nazywają Kavaliersschmerzen. Zgadzam się w całości z opinią. Świetne podsumowanie: z Kavaliersschmerzen na końcu.
Mam dokładnie takie same wrażenie, choć bliżej końca spodziewałem się, że twórcy tak mogą zrobić. Pewnie miało być do przemyślenia, ale jedyne uczucie jakie zostaje, to zawód.
Polecam książkę "Wojna nuklearna" A. Jacobsen. Tam jest ciąg dalszy i bardziej dopracowana fabuła.
Mógłbyś napisać na priv, jaką decyzję podjął prezydent? Które kraje zaatakował? Czy oprócz Chicago, jeszcze jakieś miasto zostało zrównane z ziemią?
Ale to nie jest żaden ciąg dalszy. Książka to zupełnie inny scenariusz, przeplatany wieloma fachowymi komentarzami i wyjaśnieniami.
celowy słuszny zabieg, by skupić uwagę na fabule i odciąć się od "efektów". Fani Avengersów rzeczywiście mogą czuć się oszukani ;)
Wiesz ja lubię takie filmy ale fabuły to tu akurat było mało. Jakby uciął wszystkie powtórki to ten film miałby z 40 minut. Zabieg z odtwarzaniem tego samego 3 razy zupełnie nie trafiony. Można było wydłużyć czas akcji i zrobić regularny film a tak po drugim resecie zaczęło mnie męczyć oglądanie a szkoda bo jest tu potencjał. A jeszcze najsłabsza perspektywa z tych 3 została podana na koniec.