Wow, filmowy product placement sięgnął nowych wyżyn, a ja głupi myślałem że oglądam brytyjskie kino a'la "28"...
Najpierw zawiązanie akcji w przyszłości - wielki dramat, krótka pauza na wydech, trzęsienie ziemi, chwilowy suspence, kropla gore, mocny riff i w momencie gdy wszyscy na sali w napięciu zdążyli już pożreć cały popcorn, gdy sytuacja wydaje się totalnie beznadziejna w niepozornym puzderku pojawiło się wybawienie...
(tu packshot)
CZARNY BENTLEY!

Prawdziwe auto na lata, co ja gadam: na wieki! "starczy Ci" od czasów średniowiecza aż po niepewną-postapokaliptyczną przyszłość...
- wytrzymały: z "scratchproof" lakierem i tytanową karoserią (jedynie lusterko boczne nie wytrzymało napięcia spowodowanego "podróżą w czasie", ale cóż "nobody is perfect")
- superwydajny: setki kilometrów na jednym baku! "eco friendly"
- wyjątkowy: z pewnością wyróżnisz się spośród wszechobecnego złomu...
- obiekt pożądania: na jego widok wszyscy wpadają w szał zazdrości i zapewniam cię - zrobią wszystko by się do niego dobrać.
- czy mówiłem, że jest C Z A R N Y !?!
No po prostu W O W, nie samochód!
Tylko te osiągi... z gazem wciśniętym na maxa nie był w stanie przegonić "składaków" (ale to z pewnością kwestia paliwa... w końcu "eco" niekoniecznie musi być "power").

Ogólnie nie wiem jak wy, ale prosto z kina pędzę do salonu... tylko ta cena...hmm, nic dziwnego, że ich stać na wyprodukowanie 1,5h reklamówki z Rhoną i Hoskinsem na czele.
Take this BMW! Z Twoimi żałosymi 5-10 minutówkami (m.in. z przereklamowaną Madonną w roli główej!)

I na koniec takie osobiste przemyślenie - chyba których ze speców dał niewłaściwy tytuł filmu - o ile lepiej by brzmiał:
"BENTLdEY"