Cóż, muszę przyznać, że samej kreskówki nie oglądałem, jednakowoż - dzięki maniakalnym wywodom znajomych - doskonale poznałem całą historię.
Na film poszedłem dosyć niechętnie. Sam trailer już mnie zraził, ale skoro nie ocenia się książki po okładce, postanowiłem podejść do filmu bez odczuć trailerowych. Na zimno.
Niestety, w tym przypadku, ocena okładki była równoznaczna z oceną książki.
Począwszy od dosyć nieudanych efektów "specjalnych", poprzez strasznie chaotyczną fabułę, po sztucznie brzmiące dialogi i podtrzymywanie modelu "amerykańskiego chińczyka", który to rzuca oklepanymi filozoficznymi frazesami, niezrozumiałymi z początku dla adresata, jednakże w ostatecznym rozrachunku - w dziwny magiczny sposób - objawiające swój prawdziwy sens i pomagające mu zwyciężyć.
Do tragicznego bilansu można też dodać, że film wygląda zupełnie jak zlepek "Supermana", "Matrix: Rewolucje", "Power Rangers", "Władcy Pierścieni", "Podróży do wnętrza ziemii" i "Van Hellsinga" z dodatkiem sensu ze "Shreka", a sama idea "Dragonballa" umyka gdzieś w pierwszych minutach filmu i z pierwowzoru pozostają tylko imiona postaci.
Ostateczny rozrachunek nie wygląda zbyt kolorowo. Koncepcja wydała się ciekawa, ale wykonanie nie poszło zbyt dobrze. Dodać tu trzeba, że nie liczyłem na ekranizację, która "na żywca" przypominałaby kreskówkowy wzór, ale liczyłem na pewno na coś więcej, niż to twórcy filmu zaoferowali...
ehh stary, juz na początku postu mnie wkurzyłeś, do cholery zapamiętajcie jedno anime to anime, nie można nazwać mleka, maślanką, zapamiętajcie to wreście, że na anime nie ma innego słowa, kreskówka to co innego i bajka to co innego.
Wracając do twojej wypowiedzi, cóż w zasadzie trailery podobały mi się bardziej niż sam film, ale nie chce mi się tu juz rozpisywać swoją opinie wyraziłem w temacie "Tuż po seansie"