if you're going to san francisco be sure to take jakieś baletki na przebranie tudzież tabletki na zawirowanie, ale bynajmniej marzeń..
nie wiem, co gorsze: dociążona, udosłowniona metafora Życie Chucka, czy realny, konkretny problem społeczno-kulturowy rozpatrywany na poziomie umelodramatyzowanej metafory?
spróbujmy może od strony skojarzeniowej: trochę z Babygirl, trochę z Priscilli, trochę z Anory, ale najwięcej z Wizy na Miłość.
tylko w powyższych jest sporo dowcipu, tu nie ma nawet tego.
ot, bogaci po raz kolejny uprzedmiatawiają biednych w złudnym przekonaniu, że im pomagają, tymczasem sami są swoimi ofiarami, ofiarami postawy - ja jestem po to tylko, aby kochać mnie, to się o mnie wie, i nic więcej - że podcytuję klasyczką.
ale nie tylko kobieta jest winna.
winne są lustra.
oto oboje pragną wyjść z tego świata, a wejść w świat inny, lustrzany, i po drugiej stronie lustra zamieszkać - tam, we własnych odpałniach, wyobrażeniach, marzeniach, odbiciach.
cały dramat bierze się stąd, że są to dwa różne odbicia.
a co się dzieje, kiedy lustrzany świat partnera nie odbija tego samego, co twój - wiadomo. powoli i z rozwagą, albo szybko i przy użyciu kończyny dolnej klasy ochronnej rozbija się lustro partnera..
czyli marzenia, ach, marzenia - zwane mamidła wyobrażeniowe, wynalazek to zgubny i zupełnie nieprzydatny, który winien pozostać tam, gdzie zazwyczaj jest zaryglowany: w obszarze niebiańskich rojeń i abstrakcji.
a zatem: poważny temat sprowadzony do banału, wysztucznionego, mętnego fantazmatu, raczej pustej abstrakcji, fałszu i kalkulacji - który powinien mi się nie podobać, ale się podoba, a czemu? bo w wymiarze owej abstrakcji zawsze to jakaś prawda o marzeniu.
wymajaczonej odrealce mówimy stanowcze i zdecydowane powędruj se gdzie indziej!