Miły, lekko przygaszony, okrąglutki, smutniutki pan nieumiejący złapać kontaktu ze swoimi
synami jest najgroźniejszym mordercą w mieście, geniuszem zemsty, który postanawia z
dzieciakiem uciec do ciotki i informuje ją o tym dzwoniąc na stypę pełną gangsterów, którzy go
ścigają. Kradnie pieniądze Ala Capone z banków, żeby wymienić je na możliwość zabicia
kolesia, który zabił jego żonę i syna, ale jednak oddaje te pieniądze (albo ich sporą część)
starszym ludziom, którzy zaopiekowali się słodko nim i synkiem. Nie przeszkadza to Capone
darować mu wszystkiego (pewnie z przerażenia jaki to on nie jest groźny) i i tak pozwolić zabić
Bonda za darmo. Jednak obrzydliwy Jude Law nie odpuszcza swojego zlecenia i zabija biednego
Toma Hanksa w sielankowej, pełnej nadziei na odbudowanie relacji z synem atmosferze.
Ahhhhhh, takie cudowne. Serio ktoś to kupuje? Banałem zalatuje aż boli. W stylu "Law Abiding
Citizen", ale tamto chociaż mnie jeszcze śmieszyło. Fabuła i morały na poziomie sześcioklasisty.
Trudno uwierzyć, że twórca American Beauty maczał w tym palce :o
W pełni się zgadzam. Fabuła była banalna i nie wolna od manipulacji. Głównym celem propagandowym było przedstawienie ludzi wierzących, jako hipokrytów, a religie w ogóle jako bajeczki. Nie dziwota w sumie, skoro Hanks osobiście jest socjalistą. Film roił się od błędów logicznych. Jedyny plus to kreacje, scenografia, zdjęcia i gra aktorska na dobrym poziomie. Za to właśnie dałem 6, a nie tak jak Ty 1.
To nie jest film gangsterski, a Ty oceniasz go jakby takim był. W tym filmie nie jest wcale ważne, czy fabuła trzyma się kupy. Nastaw się na melodramat i obejrzyj jeszcze raz. Hanks zabija Bonda, przez większość filmu do tego dążył, i co? I nic, nawet przez chwilę nie czuje ulgi. Zemsta nie daje ukojenia, nikt tego dotychczas lepiej nie pokazał.