Jeden z bardziej oczekiwanych filmów 2002.Wyborna obsada i co najważniejsze- za kamerą stanął Sam Mendes,którego debiut reżyserski z 1999 r "American Beauty" został okrzyknięty arcydziełem.Efekt,niestety,okazał sie dość mizerny.
Sam pomysł na "Droge do zatracenia" był bardzo interesujący.Opowieśc dziejąca się w Ameryce za czasów Ala Cappone,ukazująca walkę ojca-zabójcy o duszę własnego syna.Mógł powstać obraz traktujący o rozterkach,dylematach człowieka w głębi duszy delikatnego,który paradoksalnie jest przedstawicielem zwyrodnialstwa.Taki też film zapowiadają pierwsze 30 minut.Potem robi się gorzej...
Mendes popełnia trzy grzechy.Jego obraz w wielu miejscach osiada na mieliżnie i to w momentach, kiedy powinien jak nabardziej trzymać w napięciu.Drugim grzechem jest starszliwie przewidywalny finał,żeby nie rzec sztampowy.Ostatnim gwożdziem do przysłowiowej trumny staje się nie wykorzystanie talentu doborowej obsady.Newman,Hanks i Law miotają się po ekranie,chcąc zrobić wszystko rzetelnie,brakuje im jednak przewodnika czyli mocnej ręki reżysera(dziwi to tym bardziej,jeśli sobie przypomnieć poziom aktrostwa w ostanim filmie Mendesa).
Taki już los artysty ,który wystartował z tak dużym hukiem.Mimo, że"Droga....." to poprawny(tylko) film,spodziewałem się dużo więcej po tych nazwiskach.Miejmy nadzieję,że młody brytyjczyk zrehabilituję się w swoim następnym(oby) dziele.