Film na wskroś ideowy, mający wywołać uczucie empatii i identyfikacji z maszynami. Umiarkowanie dobrze zrealizowany 6/10.
Nie widzę zbyt dużej różnicy między półmaszyną-półkosmitą, a maszyną. Promowanie transhumanizmu przez postać głównego bohatera jest aż nadto widoczne.
Promowanie transhumanizmu ? - przecież on chce cofnąć mutację; nie dążył to tego i nie zachwyca się nowymi możliwościami
Na jednej płaszczyźnie tak, wobec siebie to cofał - natomiast na drugiej nie - traktował maszyny wyżej od ludzi i był gotów oddać za nie własne życie, co samo w sobie było... żałosne? Ciężko się na to patrzyło. Zakładając, że film jest kierowany głównie do dzieci, może uczynić spore spustoszenie w psychice.
Jak by nie patrzyć to w tym filmie większym "człowieczeństwem" odznaczają się kosmici. Nie mordują bez celu, nie przeprowadzają badań na ludziach, starają się przetrwać. Trzeba umieć rozróżnić gdzie jest dobro a gdzie zło. Scenariusz został tak napisany, że pozytywne są tu "krewetki". Jest różnica między nimi a "obcym".
Zauważyłeś jakąś pozytywną postawę u ludzi w tym filmie ?
15 lat to już nie dzieci
Albo dobrze się bawisz nad pomysłową prowokacją, albo zbyt poważnie traktujesz to, co widzisz na ekranie.
Nie mam paranoi na punkcie spiskowej teorii dziejów, nie wiem, co chciał osiągnać reżyser lub producent. Można czasami tylko ostrzegać nieco na zapas.
Powiem Ci, co na pewno chciał osiągnąć: przyzwoity zysk z filmu science fiction.
Promowanie transhumanizmu... Skąd Ty to wziąłeś? xD Nie mogę się nadziwić...
Transhumanizm to jedyna sensowna alternatywa dla marnej człowieczej egzystencji. Btw. a Tobie sie chyba filmy pomylily.
Transhumanizm? Jeśli ktoś umożliw mi zamianę w czystą maszynę, lub choć usunięcie maksymalnej ilości "organiki", to już go lubię i popieram.
A co tu jest w nienawidzeniu siebie? Inżynieria genetyczna (którą de facto za rok będę studiować) powoli otwiera nam drogę do genetycznej rewolucji - wraz z neurobiologią i genomiką możliwe będzie stworzenia nadczłowieka, idealnej istoty ludzkiej. Już od jakiegoś czasu trwa Human Cognome Project, który ma na celu poznać zasobność naszego mózgu i zbadać wszelkie jego właściwości i znaleźć sposób na szersze wykorzystanie jego możliwości. Genomika i inżynieria genetyczna pracuje nad opracowaniem długowieczności (na razie prowadzone na myszach, wynik: komórki macierzyste mogą żyć 3x dłużej niż normalnie). Inżynieria biomedyczna jest na najlepszej drodze, do odkrycia drogi ku biologicznej odnowie oderwanych kończyn.
Inżynieria dodatkowo hoduje już zwierzęta i rośliny transgeniczne, które są dawcami ludzkich narządów (np rośliny wytwarzające ludzkie płytki krwi, czy świnie rodzące się z ludzkimi nerkami, lub innymi organami).
Pewnego dnia ludzkość przestanie być tym, czym jest dziś, zaś genetyka wyniesie nas na zupełnie nowy wymiar definiowania naszego gatunku. Mam nadzieję szczerą, że zdążymy to zrobić zanim fizykom wpadnie do łba, by zrobić z nas cyborgi. Ufam bardziej genom, niż śrubkom, lecz jednak nauka idzie dalej i jeśli ludzkość pójdzie tą drogą... To niechże podąża : )
Prosze, nie uzywaj w ten sposob slowa "nadczlowiek" gdyz ten powazny termin filozoficzny wprowadzony przez Nietzschego, dotyczyl czegos kompletnie odmiennego.
BTW Napisalem do moderacji skarge na Twoj avatar. :)
Wiem, czytałem dzieła Nietzschego i wiem, że użył go w innym kontekście, ale Nietzsche nie ma na niego wyłączności, Hitler też go używał.
Do moderacji? A co jest złego w oznaczeniu fińskiego lotnictwa? Nie rozumiem...
Chyba zgłupiałeś... Zgłoś do moderacji całą religię indyjską... Bo ta swastyka się wywodzi bezpośrednio z Indii... Nazizm ma swastykę stojącą na kancie...
"A co tu jest w nienawidzeniu siebie?"
Facet, lubiący i opierający tych, którzy zrobią z niego Darta Vadera raczej nie pała do siebie przesadną miłością. Niewątpliwie jednak pewne sukcesy na tym polu osiągnął - ma zakuty łeb. Cóż, może korozja zamiast zmarszczek, czy rdza, zamiast siwizny wydają mu się bardziej dystyngowane. No i pewnie partnerka z żeliwnym biustem, oraz szlachetnymi rysami twarzy modelowanymi w tworzywie sztucznym najlepszej jakości, wydaje mu się zapewne bardziej erotyczna niż przedstawicielka płci odmiennej zbudowana z tradycyjnych komponentów.
Ciekawość mnie rozpiera, czy genomika i inżynieria genetyczna opracowała również jakiś patent na przeludnienie, bo jak mniemam długowieczność = kilka miliardów gąb więcej do wykarmienia. A może wzorem "fińskiego lotnictwa" postawi na rozbudowę obozów koncentracyjnych, aby osobniki niepoprawne genetycznie nie zabierały tlenu osobnikom modelowym?
A może gość wychodzi z założenia: jak będę cyborgiem, to moje zmysły będą o wiele bardziej precyzyjne, moja siła się zwiększy, oraz będę mógł więcej robić? Nie każdy musi mówić "o boshe, jaką mam wspaniałą skórę, jakie wspaniałe mam oczy, jakie wspaniałe kobieta ma cycki"...
Jakbyś nie wiedział, to dzisiejsza gospodarka jest w stanie wyżywić 12 mld ludzi, niektórzy przy pewnych założeniach dokręcają liczbę do 16 mld.
Pewnie nie wiesz, więc Cię uświadomię, lecz uważaj, może być to dla Ciebie życiowy szok, a więc... ISTNIEJĄ INNE PLANETY POZA ZIEMIĄ... Już doszedłeś do siebie? To teraz zaczaj, że na innych planetach też możemy zamieszkać, tylko wymaga to rozwoju inżynierii, astrobiologii, oraz wielu dziedzin typowo technicznych.
http://gallery.kitmaker.net/data/13235/Morane_Saulnier_MS-406C_1.jpg
Dokształć się ignorancie. Z wiedzą historyczną i kulturoznawczą u Ciebie na bakier jak widzę.
"A może gość wychodzi z założenia: jak będę cyborgiem, to moje zmysły będą o wiele bardziej precyzyjne, moja siła się zwiększy, oraz będę mógł więcej robić?"
:) :) :)
I jeszcze będę miał twardy dysk zamiast mózgu, oraz port USB żeby się podłączyć do sieci. I to właściwie wszystko, czego ludziom do szczęścia potrzeba:) Po prostu moje gratulacje.
"Jakbyś nie wiedział, to dzisiejsza gospodarka jest w stanie wyżywić 12 mld ludzi, niektórzy przy pewnych założeniach dokręcają liczbę do 16 mld."
To dziwne, bo wydawało mi się, że gdzieniegdzie ludzie głodują, ale to pewnie tylko plotki, bo o uszy mi się obiło, że obecnie do 16 miliardów to wciąż nam daleko. Co więcej, zapewne będzie dla Ciebie absolutną nowością, ludzie to takie dziwne plemię, że chcą czegoś więcej niż metalowego implantu między uszami. Nawet dużo więcej, a do tego trzeba pieniędzy. A żeby mieć pieniądze, to UWAGA: trzeba mieć pracę. Albo szczęście w totolotka. Albo kumpli w półświatku. Lub też umierającą bogatą ciocię. Ale przeważnie pracę. Prawie boję się to mówić, bo to pewnie kolejne plotki, ale coś tam gdzieś wspominali o bezrobociu (to taki stan, kiedy człowiek nie ma pracy, czyli przeważnie ma niedobór pieniędzy). A tak z innej beczki - kiedy ostatnio odwiedzałeś stację benzynową? Bo widzisz, droższa ropa = podwyżka cen wszystkiego. Również żywności dla tych 16 miliardów osób. Niestety, zakładam, że w tych pięknych czasach, kiedy genetyka ukształtuje ludzi na supermanów, wciąż trzeba będzie jednak za żarcie płacić. Czy masz jeszcze jakieś tajemnicze "pewne założenia" niewiadomego źródła, które coś mówią na ten temat?
"Pewnie nie wiesz, więc Cię uświadomię, lecz uważaj, może być to dla Ciebie życiowy szok, a więc... ISTNIEJĄ INNE PLANETY POZA ZIEMIĄ... Już doszedłeś do siebie? To teraz zaczaj, że na innych planetach też możemy zamieszkać, tylko wymaga to rozwoju inżynierii, astrobiologii, oraz wielu dziedzin typowo technicznych."
Nie może być??? Istnieją??? Czekaj czekaj, oczywiście, że wiem. Chodzi Ci może o księżyc? Czyli jedyne ciało niebieskie poza Ziemią na który ludzie dotarli do tej pory - UWAGA - raz. A może chodzi o rzeczywistą planetę, czyli Marsa, na którego przymierzamy się wybrać, i póki co na przymiarkach się kończy. Ależ oczywiście, że nie:) Tobie chodzi o to, że wybierzemy się w podróż po galaktyce. Czyli:
- nie masz bladego pojęcia o jakich odległościach mówisz
- nie masz bladego pojęcia, że nie potrafimy latać z prędkością światła
- nie masz bladego pojęcia, że nawet gdybyśmy mieli, to człowiek podróży z taką prędkością nie przeżyje
- nie masz bladego pojęcia, że dotychczas odkryte planety są bliźniaczo podobne do Jowisza, z tą różnicą, że znajdują się dużo bliżej macierzystej gwiazdy, czyli jest tam ciut wysokie ciśnienie, jest odrobinę upalnie, oraz są poważnie problemy z tlenem.
- nie masz pojęcia, że nie znaleziono do tej pory ani jednej planety, która nadawałaby się do życia (pominąwszy spekulacje na temat Marsa i Europy - jednego z satelitów Jowisza).
- nie masz bladego pojęcia, że nawet mistrz świata w skoku w dal może mieć problem z doskoczeniem do owej planety, na której też możemy zamieszkać, aczkolwiek nikt jej jeszcze nie zlokalizował.
- nie masz pojęcia, że w poważnym tonie nie należy mieszać fantazji z rzeczywistością
Gdybyś nazywał się Lem, uznałbym te fantazje za intrygujące, ale u Ciebie to zdaje się była poważna przemowa, co już stanowi pewien problem.
"Dokształć się ignorancie. Z wiedzą historyczną i kulturoznawczą u Ciebie na bakier jak widzę."
Jedno jest całkowicie pewne - wiedzę pobieraliśmy z zupełnie różnych źródeł, co mnie niezmiernie cieszy:)
"I jeszcze będę miał twardy dysk zamiast mózgu, oraz port USB żeby się podłączyć do sieci. I to właściwie wszystko, czego ludziom do szczęścia potrzeba:)"
Miał? Po kiego grzyba zakładasz, że każdy będzie musiał to mieć? Dzisiaj produkujemy sztuczne organy, czy to oznacza, że nagle każdy je ma?
"To dziwne, bo wydawało mi się, że gdzieniegdzie ludzie głodują, ale to pewnie tylko plotki, bo o uszy mi się obiło, że obecnie do 16 miliardów to wciąż nam daleko. [...]"
Może dlatego, że w krajach Afryki nie ma bogatego kapitalizmu, są tylko biedne państwa prowadzące wojny plemienne w imię koloru piórka na dzidzie. Oni tam potrzebują inwestycji, reform, leków, jedzenia, wody. To wszystko kosztuje i nie dostaną tego za darmo. A skoro nie mają jak zapłacić to trudno, niech umierają. W moim mieście jest ponad 20 supermarketów, oraz setki zwykłych osiedlowych sklepików. W ŻADNYM z nich nie zauważyłem braku pożywienia, ba, widzę aż w nadmiarze.
"Chodzi Ci może o księżyc? Czyli jedyne ciało niebieskie poza Ziemią na który ludzie dotarli do tej pory - UWAGA - raz. A może chodzi o rzeczywistą planetę, czyli Marsa, na którego przymierzamy się wybrać, i póki co na przymiarkach się kończy."
A po co mielibyśmy tam drugi raz polecieć? Aby zrobić odcisk w ziemi vol.2? Potrzebne próbki do badań są zdobywane przez wysyłane na księżyc sondy, nie potrzeba ryzykować zdrowia i życia astronautów ku temu. Nie mniej jednak w opracowaniu są panele słoneczne, które będą rozłożone na równiku księżyca, zaś energia w ten sposób wyprodukowana ma być przesyłana za pomocą silnych rezonatorów (prace nad tym trwają na Massachusetts Institute of Technology). Na razie dzięki tej metodzie jest możliwość zapalenia żarówki w odległości 2m od jakiegokolwiek źródła energii.
Jeśli chodzi o Marsa, to trwają już bardzo intensywnie prace przygotowawcze w tym kierunku. Rzecz na jaką inżynierowie kładą w tym momencie nacisk, to silnik nowej generacji, który pozwoli skrócić czas lotu. Dodatkowo wchodzi tu w grę astrobiologia - jeżeli na Marsie żyją jakieś drobnoustroje, to ich dostanie się na Ziemię mógłby spowodować zniszczenie całego ziemskiego ekosystemu, a w konsekwencji, uśmiercić i nas. Lot na Marsa to nie taka prosta sprawa.
"Ależ oczywiście, że nie:) Tobie chodzi o to, że wybierzemy się w podróż po galaktyce."
Nigdzie nie napisałem o podróży po galaktyce, bowiem póki co na razie możemy pomarzyć o podróży po naszym Układzie.
-" nie masz pojęcia, że nie znaleziono do tej pory ani jednej planety, która nadawałaby się do życia (pominąwszy spekulacje na temat Marsa i Europy - jednego z satelitów Jowisza)."
To masz bardzo przestarzałe informacje człowieczku. Poza wiadomym celem Układu Słonecznego, czyli Mars, oraz księżyce galileuszowe, to w dodatku mamy kilka planet, na których mogło rozwinąć się życie. Jest to chociażby
Gliese581 (w zależności od naukowca jest to G581c, lub G581g, zależnie z którą ekosferą żeśmy się spotkali). Jest oddalona o 20,5 lat świetlnych, więc póki co odpada.
"Jedno jest całkowicie pewne - wiedzę pobieraliśmy z zupełnie różnych źródeł, co mnie niezmiernie cieszy:)"
A mnie smuci i żenuje. Potem taki pół-inteligent uważa, że swastyka to zło wcielone, znak nazistów, zapominając, że jest to równie dobrze znak fińskiego lotnictwa z lat '18-'44, hinduski symbol szczęścia, oraz że był w XX-leciu międzywojennym stosowanym w Polsce jako symbol wielu stowarzyszeń. Wiele medali jest na planie swastyki. Ale nie, lepiej mówić, że "swastyka to nazistowskie zło", choć się nic o niej nie wie...
"W kwietniu 2007 odkryte zostały dwie planety kilkakrotnie masywniejsze od Ziemi - Gliese 581 c oraz d, która krąży blisko zewnętrznego skraju ekosfery i może być dużą planetą skalistą lub oceaniczną. W 2009 odkryto krążącą najbliżej gwiazdy skalistą planetę o masie prawie dwukrotnie większej od Ziemi, Gliese 581 e. Promień największych planet typu ziemskiego w tym układzie może wynosić nawet 12 000 km, prawie 2 razy więcej niż Ziemi.
30 września 2010 doniesiono o odkryciu 2 nowych planet: Gliese 581 f i g. Parametry fizyczne i orbitalne planet sugerowały, że planeta g jest ciałem skalistym, krążącym w środkowej części ekosfery swojej gwiazdy, a zatem na jej powierzchni może się utrzymywać woda w stanie ciekłym. Wiele wskazywało, że jest to planeta najbardziej podobna do Ziemi spośród wszystkich dotąd odkrytych. Istnienia tych dwóch ciał nie potwierdzały jednak opublikowane niedługo później dane ze spektrometru HARPS[7]. Dalsze obserwacje i analizy danych również podważają istnienie tych planet.
Ze względu na specyficzną budowę (umożliwiającą teoretycznie istnienie życia na niektórych planetach) układ Gliese 581 stał się obiektem zainteresowania wielu artystów i twórców SF. Tworzone są mapy planet skalistych układu, fantastyczne wizje kontynentów (np. "Pangea" na planecie d), oceanów, pasm górskich, a także form życia występujących na owych planetach."
W rzeczy samej z całą pewnością możemy zamieszkać na planecie Gliese 581g zwłaszcza, że "Istnienia tych dwóch ciał nie potwierdzały jednak opublikowane niedługo później dane ze spektrometru HARPS. Dalsze obserwacje i analizy danych również podważają istnienie tych planet." Gratuluję znajomości aktualnych nowinek.
Pozostaje Gliese 581 c, która "MOŻE być dużą planetą skalistą lub oceaniczną". Jak sądzę "niektórzy przy pewnych założeniach" twierdzą, że z całą pewnością jest planetą skalistą i oceaniczną, no bo tak i już. A jak jest skalistą i oceaniczną, no to z całą pewnością nadaje się do życia, no bo tak i już. A czy przypadkiem szanowny i wielce uczony kolego zdajesz sobie aby sprawę co znaczy dla ewentualnej kolonizacji sformułowanie "kilkakrotnie masywniejsze od Ziemi"? Ano to, że czułbyś się tam tak, jakbyś ważył kilkakrotnie więcej niż na Ziemi. A może "niektórzy przy pewnych założeniach" twierdzą, że grawitacją działa tam inaczej?
"A mnie smuci i żenuje. Potem taki pół-inteligent uważa, że swastyka to zło wcielone, znak nazistów, zapominając, że jest to równie dobrze znak fińskiego lotnictwa z lat '18-'44, hinduski symbol szczęścia, oraz że był w XX-leciu międzywojennym stosowanym w Polsce jako symbol wielu stowarzyszeń. Wiele medali jest na planie swastyki. Ale nie, lepiej mówić, że "swastyka to nazistowskie zło", choć się nic o niej nie wie..."
A do kogo teraz, przepraszam, gaworzysz?:) Do mnie? Otóż wszystko, czym tak się starasz błysnąć, nie jest dla mnie żadną nowością. Za całkowicie jasne jest, że znaczek, który sobie przykleiłeś to prowokacja, abyś mógł się ewentualnie pomądrzyć, kiedy ktoś zwróci na to uwagę.
A teraz wskaż mi łaskawie, gdzież tu coś pisałem o swastyce, chłoptasiu:)
http://spacemath.gsfc.nasa.gov/weekly/7Page40.pdf
http://www.nasa.gov/topics/universe/features/gliese_581_feature.html
http://www.nasa.gov/mission_pages/kepler/news/kepler-20-system.html
Pierwsze dwie strony są na temat Gliese, zaś trzecia jest na temat ostatnio słynnego Keplera. Mam nadzieję, że lektura w języku angielskim nie sprawi Ci zbytnich trudności.
Jeśli chodzi o grawitację - nie wiemy jeszcze z jaką siłą słońce działa na te planety, jak bardzo wpływa na ich magnetosferę, nie znamy budowy wnętrza planety, co też jest ważne. Nie wiemy, czy występuje tam ciekłe, znajdujące się w ciągłym ruchu jądro metalowe. Jest wiele niewiadomych, dlatego jest to POTENCJALNA planeta, a potencjalna, znaczy wymagająca lat badań.
Wymądrzyć? Nie. Ustawiłem taki awatar, ponieważ lubię znaczek fińskiego lotnictwa i mam go wszędzie, gdzie mam konto. O ile na portalach historycznych problemów z tym nie mam, bo każdy tam zna historię, o tyle na takich portalach jak filmweb ludzie to często ignoranci i swastykę kojarzą jednoznacznie.
Gdzie natomiast napisałeś o swastyce? Nigdzie bezpośrednio, nie mniej jednak idiotyczne uwagi w stylu: "A może wzorem "fińskiego lotnictwa" postawi na rozbudowę obozów koncentracyjnych, aby osobniki niepoprawne genetycznie nie zabierały tlenu osobnikom modelowym?" wskazuje, że masz jakieś problemy z historią i odczytywaniem mojego awatara.
1) Co wiesz o długości doby;
2) Co wiesz o porach roku i skąd się one biorą;
3) Co wiesz o Księżycu;
4) Co wiesz o wielkości gwiazd;
5) Co wiesz o polu elektromagnetycznym i wietrze słonecznym;
6) Co wiesz o lokalizacji naszego układu planetarnego w galaktyce.
I jaki to wszystko ma wpływ na przydatność do życia (na tym poprzestanę, choć punkty można mnożyć).
Kwestię transportu na dalsze odległości pomijam, bo już o tym wspominałem i raczej tego tematu nie ma najmniejszego sensu dalej ciągnąć.
Póki co nawet jeśli odnaleziono jakąś planetę skalistą to tak, jakbyśmy trafili jedną cyfrę w totka. A żeby wygrać, trzeba wybrać prawidłowo 6 cyfr. Czy o tym także wiesz?
Moje - "nie znaleziono do tej pory ani jednej planety, która nadawałaby się do życia"
Twoje - "To masz bardzo przestarzałe informacje człowieczku. Poza wiadomym celem Układu Słonecznego, czyli Mars, oraz księżyce galileuszowe, to w dodatku mamy kilka planet, na których mogło rozwinąć się życie."
Twoje - "Jeśli chodzi o grawitację - nie wiemy jeszcze z jaką siłą słońce działa na te planety, jak bardzo wpływa na ich magnetosferę, nie znamy budowy wnętrza planety, co też jest ważne. Nie wiemy, czy występuje tam ciekłe, znajdujące się w ciągłym ruchu jądro metalowe. Jest wiele niewiadomych, dlatego jest to POTENCJALNA planeta, a potencjalna, znaczy wymagająca lat badań."
Mój drogi, masz kłopoty ze zrozumieniem słowa pisanego. Ja piszę o planecie, która nadawałaby się do życia. Ty się mądrzysz, że mam przestarzałe informacje, bo jak nie znaleziono, skoro znaleziono. By potem nadmienić, że jednak nie wiadomo, czy znaleziono, bo planeta POTENCJALNIE się nadaje. Czyli nikt oprócz mitomanów, szarlatanów i oderwanych od rzeczywistości fantastyków w tym momencie nie może udzielić odpowiedzi, czy jest do życia zdatna, czy nie.
Wkleiłeś sobie symbol, który kojarzy się jednoznacznie, aczkolwiek ma też inne znaczenia. Znaczek lubisz, właśnie dlatego, że się kojarzy. Z całą pewnością nie dlatego, że fińskie lotnictwo dokonało rzeczy szczególnych, bo nie dokonało. Równie "inteligentnie" mógłbym na lewo i prawo walić słowem "curva", tłumacząc oburzonym, że wcale nie przeklinam, tylko mówię "krzywa" po łacinie. To byłby mniej więcej ten sam poziom.
1, 2, 3 to dziedziny z geografii, którą realizuję na poziomie rozszerzonym i co jest też w dziedzinie moich zainteresowań.
4, 5, 6 to dziedziny fizyki i astrofizyki, ściśle łączące się w geografią i biologią. Są mi dobrze znane.
Widocznie to Ty nie wiesz, że wystarczy trafić trzy cyfry z sześciu, by wygrać. My potrzebujemy tych trzech cyfr, by skolonizować planetę, pozostałe trzy jest nam w stanie dać chemia, fizyka, biologia, czy inżynieria. Nauka o terraformacji terenu się rozwija z roku na rok
Planeta jest odkryta, kwestia tylko tego jakie tam warunki szczegółowo panują. Jeszcze tego nie wiemy, lecz owe planety są pod szczegółową obserwacją.
Jak już pisałem - skoro Ty jesteś ignorantem, to sobie bądź zamknięty w swojej zaściankowości. Wielu ludzi na wielu portalach zna symbolikę swastyki i każdy człowiek bez dysfunkcji wie, że swastyka nazistowska była swastyką CZARNĄ, przedstawioną w białym kole na czerwonym tle. Na fladze państwowej była też przekręcona pod kątem 45*, czego zazwyczaj nie robiono w przypadku innych swastyk. Widać też, że nie masz bladego pojęcia o historii lotnictwa. Otóż lotnicy fińscy byli najlepszymi lotnikami, zaraz po lotnikach niemieckich. Mistrzem w tej dziedzinie i najlepszym nie-niemieckim lotnikiem w historii był Ilmari Juutilainen. Radzę poczytać, a nie pieprzyć jakieś farmazony o domniemanych prowokacjach. Jeśli uważasz, że Finlandia nic nie osiągnęła, to jesteś znawca tematu od siedmiu boleści. Nie dość że mieli wspaniałe lotnictwo, to również ich snajperzy byli nieziemsko skuteczni. Wyprzedzali ich tylko w późniejszym okresie Sowieci podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Skoro wiesz co oznaczają te punkty to cudownie.
1) Obrót w ciągu 24 godzin na dobę - związek z nagrzaniem planety. Czy już rozwiązałeś problem jak znaleźć (napędzić) planetę do tych wartości?
2) Kąt nachylenia planety w stosunku do punktu centralnego, co wiąże się z porami roku (nagrzanie planety + wegetacja roślin). Czy już rozwiązałeś problem jak znaleźć (nachylić) odpowiednią planetę?
3) Satelita o tak dużych rozmiarach w stosunku do planety którą okrąża. Czy już rozwiązałeś problem jak znaleźć taką planetę (dorobić jej satelitę)
4) Wielkość gwiazdy - im większa, tym szybciej się spala (tudzież wydziela większą energię). Czy odpowiednią gwiazdę też już znalazłeś?
5) Posiać roślinki to nie wszystko. Atmosfera musi się trzymać planety. Mars ma słabe pole elektromagnetyczne i atmosfera tam rzadziutka. Czy znalazłeś planetę o odpowiednim polu (wykombinowałeś jak je zrobić)?
6) Lokalizacja - w naszym przypadku optymalna - na peryferiach, gdzie zagęszczenie jest małe, zatem ani inna gwiazda nie zacznie przyciągać naszej, ani nie powstanie w pobliżu zupełnie nowa gwiazda, ani nie ma pulsarów, ani czarnych dziur, i deszcz meteorytów nie tak straszny jak gdzie indziej (a jeśli już jakiś się przypałęta, to w większości przypadków ściągnie go Jowisz). Czy to też bierzesz pod uwagę?
Trafiona trójka, to nie jest wygrana, tylko zwrot poniesionych kosztów, z lekką nadwyżką lub stratą (w zależności od tego ile kto kuponów wysłał). Znajdź kogoś kto wygrał szóstkę i spytaj go czy widzi różnicę między trójką, a szóstką.
Bądź tak miły i powiedz, które z trzech opisanych punktów może nam dać chemia, fizyka, czy inżynieria? Co tam trzy. Wskaż jeden.
Pod szczegółową obserwacją:) Wracając do przykładu z totkiem. Jeśli wysyłam kupon, to jestem POTENCJALNYM milionerem. I mam losowanie "pod szczegółową obserwacją". Niestety w lwiej części "szczegółowe obserwacje" dają wyjątkowe rozczarowanie. Tutaj prawdopodobieństwo jest niższe.
Zrezygnowałem z rozmów o podróżach miedzygwiezdnych, dlatego, że one obecnie nie są ani trochę możliwe i byłem przekonany, że zdajesz sobie z tego sprawę. Widać jednak nie do końca. Wytłumacz mi zatem, jak mamy skolonizować planetę przy pomocy "chemii, fizyki, biologii, czy inżynierii" skoro nie możemy zorganizować lotu załogowego na Marsa (wiem, wiem, przymiarki trwają, ale póki co nie doszły do skutku). Najbliższa gwiazda jest w odległości około 4 lat świetlnych, Mars nieco bliżej, a mimo to, nawet na Marsa nie możemy dolecieć. Powtarzam pytanie - jak chcesz chemią itd. ingerować w planetę? Jak chcesz zapewnić załodze żywność na 4 lata, choć mimo szczegółowych obserwacji problemu, nikt nie ma nawet zarysu pomysłu jak tego dokonać. Niezwykle optymistycznie zakładam, że osiągniemy prędkość światła i nawet przeżyjemy podróż, równie optymistycznie zakładam, że zapasy będą potrzebne tylko w jedną stronę, bo wszystko się powiedzie w 100% (nic się też w czasie podróży nie zepsuje), a na planecie będą spiżarnie z jedzeniem, więc zapasy na aklimatyzację nie będą potrzebne wcale. Przypominam również, że kwestia dotyczyła przeludnienia, zatem rozumiem, iż na statku będzie ludzka gromada, która istotnie wpłynie na zmniejszenie ziemskiej populacji.
Ponownie demonstracyjny brak zrozumienia słowa pisanego: fraza "kojarzy się jednoznacznie" nie jest synonimem "wygląda identycznie". Ręce opadają, że podstawy trzeba tłumaczyć.
Znasz historię Stachanowa? Za Wikipedią:
"Stachanow w nocy z 30/31 sierpnia 1935 r., podczas jednej zmiany, wykonał 1475% normy (tj. wydobył 102 m³ węgla). Praca na tej zmianie została wcześniej całkowicie przeorganizowana przez kierownictwo kopalni – Stachanow zamiast jednocześnie pozyskiwać węgiel i zabudowywać przodek dostał do pomocy przy obudowie przodka dodatkowych górników. Przygotowaniami pracy i Stachanowa zajmowali się organizator partyjny (przewodniczący podstawowej organizacji partyjnej) Konstantin Pietrow i sztygar Mikołaj Maszurow. Ponadto na wynik Stachanowa złożyły się: "pierwszeństwo" i "specjalne naliczanie urobku". Pierwsze z nich polegało na tym, że kolejka górnicza do wywożenia urobku i sprężone powietrze do napędu młota pneumatycznego były przeznaczone do prawie wyłącznego użytku Stachanowa (górnicy pracujący na innych przodkach byli bezczynni, ponieważ ich młoty prawie nie dostawały powietrza napędowego, jak również nikt nie wywoził ich urobku). Drugie natomiast polegało na tym, że cały urobek naliczano na konto Stachanowa, zamiast podzielić go przez liczbę wszystkich górników zaangażowanych w pracę (zabudowujących przodek, obsługujących kompresor i kolejkę), jak należało obliczać przy zestawianiu z normą."
Na tej samej zasadzie sukcesy odnosiły niemieckie asy: obstawieni przez własne samoloty myśliwskie, które nie walczyły z wrogiem, tylko chroniły lidera. A ten sobie nabijał rekord. Co więcej dobrze by było, gdybyś łaskawie odnalazł jaka była charakterystyka niemieckich zestrzeleń, bo z moich źródeł dość jasno wynika, że jeśli tylko mogli, to trzymali się z dala od myśliwców nieprzyjaciela, za to gdy dopadli bombowce, to budziło się w nich lwie serce. Zdaje się, że nie muszę tłumaczyć jaka jest różnica między bombowcem, a myśliwcem.
Uwaga kolejna - Stalin planując agresję na Niemcy potrzebował lotników. W dużej masie. Dużą masę najlepiej osiągnąć skracając maksymalnie szkolenie. Nawet ukuto takie hasło: "Pilotaż to nie figurówki". Czyli do pilotażu nie trzeba takich umiejętności jak przy jeździe figurowej na lodzie - zresztą założenie było słuszne - niespodziewany atak, druzgocący cios w lotniska i pełne panowanie w powietrzu. W takich warunkach nawet lotnik po trzymiesięcznym szkoleniu sobie poradzi. I właśnie z takimi pilotami walczyli waleczni fińscy lotnicy. Faktem jest, że sprzęt mieli dużo gorszy od rosyjskiego, ale z nawiązką nadrabiali to umiejętnościami. Tylko, że to mniej więcej tak, jakbyś wypuścił drużynę zawodowców piłkarskich, na drużynę amatorów. Wynik jest z góry wiadomy, nawet jeśli amatorzy biegają w lepszym obuwiu.
Rzecz druga - Rosjanie mieli gdzieś stalinowską ojczyznę i nie chcieli za nią umierać (to się zmieniło, gdy Hitler zaczął bajdurzyć o podludziach), więc kiedy się tylko dało zmiatali na z góry zaplanowane pozycje, czyli na dalekie tyły, lub po starcie szybko lądowali. Aby temu zapobiec, ustalono im limit czasowy jaki mają spędzić w powietrzu jednorazowo. Finom nikt limitów nie ustanawiał, bo oni wiedzieli o co walczą.
Snajperzy - jeśli się walczy na swoim terenie. Jeśli się ma wybudowaną Linię Mannerheima, która była zaplanowana od samego początku jako zapora przed atakiem ZSRR, to doprawdy trudno się dziwić, że snajperzy mając od dawna wyznaczone najlepsze punkty, walili do Rosjan jak do kaczek. Zwłaszcza, że temperatura mocno ujemna redukowała i tak niskie morale rosyjskich sołdatów, no i osłabiała czujność, co znów nie dziwi, zważywszy, że Rosjanie jakby zapomnieli, że zimą bywa zimno i Finlandia w tej kwestii żadnym wyjątkiem nie jest.
Parafrazując powiedzenie piłkarskie - walczy się tak, jak przeciwnik pozwala. Finowie mogli sobie pozwolić na wiele i niczego im nie ujmując, ten fakt w dość oczywisty rzutuje na ich wojenne osiągnięcia.
„1) Obrót w ciągu 24 godzin na dobę - związek z nagrzaniem planety. Czy już rozwiązałeś problem jak znaleźć (napędzić) planetę do tych wartości?”
Nie widzę żadnego powodu, by rozpędzać planetę do jakichkolwiek wartości. Planeta po prostu będzie miała większe skoki temperatur w cyklu dzień-noc. Jedyną sprawą problematyczną może być stan snu u roślin, co jednak da się zmodyfikować chemicznie.
”2) Kąt nachylenia planety w stosunku do punktu centralnego, co wiąże się z porami roku (nagrzanie planety + wegetacja roślin). Czy już rozwiązałeś problem jak znaleźć (nachylić) odpowiednią planetę?”
I znowu, nie trzeba w żaden sposób nachylać planety, ponieważ jest to w zupełności nie potrzebne. Pory roku nie muszą występować na każdej planecie, tak jak i my posiadamy na Ziemi miejsca, w których pory roku nie występują. Są to ekstrema takie jak bieguny i Sahara. Nie mniej jednak ekosystemy tam istnieją, a nawet dzień polarny i noc polarna nie są dla zwierząt problemem, by tam żyć.
Nie trzeba brać pod uwagę zasiedlenia całej planety, a stworzenia na niej specjalistycznej infrastruktury. Nie musimy zasiedlać wszak każdej planety, niektóre mogą być – jak np. księżyce Jowisza – jedynie pewnymi stacjami badawczymi i garnizonami wojskowymi. W najbliższym czasie bierzemy pod uwagę jedynie lot załogowy na Marsa, oraz w dalszej perspektywie – jego zasiedlanie i stwarzanie tam przy użyciu robotów podstawowej infrastruktury.
”3) Satelita o tak dużych rozmiarach w stosunku do planety którą okrąża. Czy już rozwiązałeś problem jak znaleźć taką planetę (dorobić jej satelitę)”
I znowu – satelita nie jest nam potrzebny. Przydałby się on do zwolnienia ruchu obrotowego planety, a w dobrej odległości, do napędzania siły pływów, ale ekosystem jest plastyczny, więc po prostu wytworzą się w nim nowe warunki niż na Ziemi.
„4) Wielkość gwiazdy - im większa, tym szybciej się spala (tudzież wydziela większą energię). Czy odpowiednią gwiazdę też już znalazłeś?”
Na razie bierzemy pod uwagę nasz Układ Słoneczny. Ale odkryto dwa inne układy, w których mamy planety o podobnych do ziemskich właściwości, oraz są w odpowiedniej odległości od Słońca. Co znaczy jednak ta odpowiednia odległość? Astrobiologia patrzy na nią jako na możliwość samoistnego zaistnienia życia na planecie, a nie utrzymanie się na niej już w pełni wykształconego.
”5) Posiać roślinki to nie wszystko. Atmosfera musi się trzymać planety. Mars ma słabe pole elektromagnetyczne i atmosfera tam rzadziutka. Czy znalazłeś planetę o odpowiednim polu (wykombinowałeś jak je zrobić)?”
Najważniejsze jest wytwarzanie w ogromnej ilości dwutlenku węgla, dzięki czemu atmosfera się zagęści do tego stopnia, by nie uciekał z niej tlen, oraz by w górnych partiach atmosfery tlen mógł zamienić się w ozon.
„6) Lokalizacja - w naszym przypadku optymalna - na peryferiach, gdzie zagęszczenie jest małe, zatem ani inna gwiazda nie zacznie przyciągać naszej, ani nie powstanie w pobliżu zupełnie nowa gwiazda, ani nie ma pulsarów, ani czarnych dziur, i deszcz meteorytów nie tak straszny jak gdzie indziej (a jeśli już jakiś się przypałęta, to w większości przypadków ściągnie go Jowisz). Czy to też bierzesz pod uwagę?”
Jeśli chodzi o nasz układ – jesteśmy typowym, w nomenklaturze fizycznej, układem słonecznym. Istnieją zatem miliony takich układów jak nasze, lecz póki co mamy za małe możliwości poznawcze, by określić które z nich są odpowiednie dla nas. Póki co dzięki najlepszym teleskopom dostrzegamy słońca, ale planety są na to za małe. Te wykrywamy jedynie dzięki odkryciu minimalnego wychylenia słońca z orbity, wynikającego z oddziaływania na inne ciała niebieskie.
”Bądź tak miły i powiedz, które z trzech opisanych punktów może nam dać chemia, fizyka, czy inżynieria? Co tam trzy. Wskaż jeden.”
Problem w tym, że warunki jakie Ty stawiasz kolonizacji planet jest niemożliwa do osiągnięcia, a to, co Ty chcesz osiągnąć, to odnalezienie planety, która jest bliźniaczką Ziemi. Jest to raczej niemożliwe (piszę raczej, mając na względzie teorie światów równoległych, która jest dość poważnie traktowana przez fizyków kwantowych)
”Zrezygnowałem z rozmów o podróżach miedzygwiezdnych, dlatego, że one obecnie nie są ani trochę możliwe i byłem przekonany, że zdajesz sobie z tego sprawę. Widać jednak nie do końca.”
Stwierdzam, że na pewno pewnego dnia będą możliwe w ten, czy inny sposób. Póki co owszem, nie są możliwe i możemy o nich tylko pomarzyć.
„(wiem, wiem, przymiarki trwają, ale póki co nie doszły do skutku)”
Może dlatego, że dopiero przeszkolono załogę? W Rosji dopiero dobiegł końca projekt Mars-500 mający na celu sprawdzić wpływy psychofizyczne na czas tak długiej podróży.
„Mars nieco bliżej, a mimo to, nawet na Marsa nie możemy dolecieć.”
To masz złe informacje. Na Marsa potrafimy bez przeszkód dolecieć. Problemem nie jest osiągnięcie celu, a droga do niego.
Primo - podróż trwa stanowczo za długo. Mówimy tu o ośmiomiesięcznych zapasach jedzenia i picia dla grupy astronautów. Mówimy też o wystawieniu ich na promieniowanie kosmiczne, oraz też o zasobach paliwa na nie tylko dolot do Marsa, ale też powrót na Ziemię. To jest głównym problemem podróży na Marsa.
Secundo – nie ma już zimnej wojny, gdzie dolecenie do Marsa oznaczałoby zwycięstwo na jakimś polu. Tak więc trzeba też odnaleźć sens takiego lotu. Świat nie wyda w końcu kilku miliardów dolarów/rubli/jenów na tak wielce zakrojony projekt tylko po to, by astronauci tam polecieli, wlepili jedną z trzech flag, chwilkę pochodzili, wzięli parę kamieni i powrócili z ładnymi zdjęciami. To wszystko potrafią zrobić roboty.
„Powtarzam pytanie - jak chcesz chemią itd. ingerować w planetę?”
Nie mówimy o ingerencji w planetę w Twoim rozumieniu, czyli jej trajektorii, satelity, kącie nachylenia, a w rozumieniu wytworzenia tam warunków, które pozwolą nam żyć. Przystosowanie planety do życia to nie – jak byś chciał – makroskala, ale mikro – odpowiednie szczepy bakterii, wytworzenie pewnych warunków, które pociągną za sobą konkretne zmiany, stworzenie konkretnej infrastruktury przystosowanej do warunków planetarnych.
„Jak chcesz zapewnić załodze żywność na 4 lata, choć mimo szczegółowych obserwacji problemu, nikt nie ma nawet zarysu pomysłu jak tego dokonać.”
Ależ pomysły są – inne paliwo, które pozwoli rozwijać większe prędkości. Pomysły są różne, a jednym z ciekawszych jest żagiel na wiatr słoneczny. Inni myślą nad paliwem nuklearnym. Wszystko jest w fazie testów, więc trudno powiedzieć który projekt zwycięży. To jest jeszcze kwestia lat badań i obserwacji.
„Parafrazując powiedzenie piłkarskie - walczy się tak, jak przeciwnik pozwala. Finowie mogli sobie pozwolić na wiele i niczego im nie ujmując, ten fakt w dość oczywisty rzutuje na ich wojenne osiągnięcia.”
Oczywiście, masz rację, lecz porażka ZSRR względem Finlandii, jest tak samo jaskrawo wskazywana, jak porażka ZSRR w czasie inwazji na Afganistan. Oczywiście też linia Mannerheima zrobiła swoje, lecz trzeba pamiętać, że w końcu Czerwoni się przez nią przebili i końcowo zniszczyli. Atakowali zresztą nie tylko na karelskim odcinku frontu, ale na całej długości granicy radziecko-fińskiej. Armia Czerwona była wtedy bardzo liczna, zaś baza naukowa była jedną z największych na świecie, większą bynajmniej od bazy naukowej III Rzeszy, co potem odbiło się w przyszłej wojnie. Trzeba pamiętać, że Finlandia miała raptem niespełna 30 tys. żołnierzy, w 120tys. milicji i 100tyś. kobiet, które wspierały wojsko od strony zaopatrzenia, pomocy medycznej, a czasem też i bezpośrednio w walce. Finlandia też nie miała za dużo sprzętu typowo defensywnego, jak działa, czy jednostki pancerne. W każdym bądź razie ZSRR przytłaczało ich liczbą i nowoczesnością tego sprzętu, szczególnie radziecki T-35, który swojego czasu był prawie najlepszym czołgiem, zaraz obok konstrukcji czechosłowackich, które były najlepszymi czołgami w Europie.
Pewien dziedzic chciał, żeby jego pies zaczął mówić. Ewentualnemu nauczycielowi zaoferował dużą gotówką płatną z góry. Wreszcie pracę podjął jeden delikwent z zastrzeżeniem, że efekt będzie dopiero po 9 latach.
Znajomi pytają go później:
- Czyś ty postradał rozum? Przecież nie da się psa nauczyć mówić!
- Spokojnie. Po dziewięciu latach to albo dziedzicowi się zemrze, albo pies zdechnie, a pieniądze są moje już teraz.
Tą anegdotą zrobię podsumowanie do dyskusji. Bo rozmowa jest akademicka. Nie da się zweryfikować w najbliższej przyszłości kto ma rację. A przelewanie z pustego w próżne mnie znudziło. Tym bardziej, że czytam pierwszy akapit i musiałbym się powtarzać, bo już na to odpowiadałem. Pozwolę sobie zacytować:
"To świetnie, że każda planeta ma własną dobę. Np na Wenus doba trwa 243 ziemskich dni (dni!), a rok 225 ziemskich dni. Użyj wyobraźni. Co się stanie, jeśli przez 112,5 ziemskich dni gwiazda będzie oświetlać tylko jedną połówkę planety, a druga będzie przez taki sam okres pogrążona w mroku. Śpieszę donieść, że po stronie nasłonecznionej będzie gorąco. Bardzo gorąco. A po stronie ciemnej zimno, a nawet bardzo zimno. Czyli od biedy kolonizację można próbować wyłącznie na biegunach."
Dalej czytać mi się nie chciało, bo jak to skonfrontowałem z"
"Nie widzę żadnego powodu, by rozpędzać planetę do jakichkolwiek wartości. Planeta po prostu będzie miała większe skoki temperatur w cyklu dzień-noc. Jedyną sprawą problematyczną może być stan snu u roślin, co jednak da się zmodyfikować chemicznie."
to zrobiło się zabawnie.
Poczytałem za to o Finlandii.
Co rozumiesz przez słowo "porażka"? W kwestii prestiżowej to była oczywiście klęska niezaprzeczalna, bo zarówno ilość, jak i jakość sprzętu była po stronie ZSRR. Natomiast Rosjan pogrążyła buta. Zaczęli wojnę w fatalnym okresie, wychodząc z założenia, że z Finlandią poradzą sobie z marszu. W efekcie zaczęli wojować w niezwykle niekorzystnych warunkach pogodowych, co spowodowało nie tylko poważny problem z poruszaniem się wojsk, ale i z dostarczeniem niezbędnych zapasów (można mieć doskonałe czołgi, ale co one sa warte baz zapasów paliwa i amunicji?). Spowodowało problem z kwaterowaniem żołnierzy, co przy mocno minusowych temperaturach musiało spowodować gwałtowny spadek morale. Niemniej jednak udało im się przebić. Tutaj należy się na chwilę zatrzymać i spojrzeć szerzej, bo nie można rozpatrywać tej wojny w oderwaniu od innych wydarzeń w Europie. Otóż Stalin przy pomocy Hitlera chciał rozpętać wojnę i w jej schyłkowym etapie rzucić swoje dywizje na wykrwawione walką strony. Oczywiście w glorii "wyzwoliciela". Żeby plan doprowadzić do skutku, musiał pozostać na uboczu, nie angażując się w konflikt. Kiedy wojna w Finlandii zaczęła się przeciągać, Stalin przestraszył się, że jego misterny plan runie, bo mocarstwa zachodnie otwarcie opowiedzą się po stronie Finów, tak jak wypowiedziały wojnę Hitlerowi stając po stronie Polski. A to sprawiłoby, że Stalin byłby jedną ze stron konfliktu. Dlatego nagle okazało się, że Armia Czerwona już nie idzie na pomoc "bratniemu narodowi fińskiemu", tylko chroni bezpieczeństwo Leningradu. I ostatecznie z Finlandii się wycofała, zagarniając jedynie fragment terytorium. Zgodnie z porozumieniem między Stalinem i Hitlerem Finlandia miała pozostać w strefie wpływów rosyjskich, co w perspektywie oznaczało dla Finów to samo, co dla Litwinów, Estończyków i Łotyszy. Jednak po rozgromieniu Francji sytuacja się zmieniła. Hitlerowi potrzebna była Finlandia, bo chciał mieć gwarantowany kanał transportowy do Skandynawii, oraz potrzebował fińskiego niklu.
Z tych właśnie powodów Finom się krótko mówiąc upiekło.
Polecam po raz drugi Marka Sołonina, tym razem książką "25 czerwca - Głupota, czy agresja". Cały wątek konfliktu rosyjsko-fińskiego został tam rozebrany na czynniki pierwsze, w stopniu, którego w poście oddać nie można. Powtórzę się - Sołonin to Rosjanin, ale jego obiektywizm moim zdaniem nie podlega dyskusji. Powiem wręcz, że gdybym był Rosjaninem, to bardzo bym Sołonina nie lubił:)
Konkludując - Finowie wykazali się w tej wojnie odwagą, ale gdyby nie szereg czynników wynikających z sytuacji międzynarodowej, po prostu zostaliby kolejną republiką socjalistyczną, oraz punktem wyjściowym do inwazji na dalszą część Skandynawii. Ponieważ Stalinowi chodziło nie o Skandynawię, tylko o Europę, więc odroczył "wyzwalanie" na bardziej sprzyjającą chwilę.
"To świetnie, że każda planeta ma własną dobę. Np na Wenus doba trwa 243 ziemskich dni (dni!), a rok 225 ziemskich dni. Użyj wyobraźni. Co się stanie, jeśli przez 112,5 ziemskich dni gwiazda będzie oświetlać tylko jedną połówkę planety, a druga będzie przez taki sam okres pogrążona w mroku. Śpieszę donieść, że po stronie nasłonecznionej będzie gorąco. Bardzo gorąco. A po stronie ciemnej zimno, a nawet bardzo zimno. Czyli od biedy kolonizację można próbować wyłącznie na biegunach."
Błąd. Cytując za Wikipedią: „Powierzchnia Wenus ma prawie jednakową temperaturę nie tylko w dzień i noc, ale także na równiku i biegunach. Nachylenie osi obrotu planety to niecałe trzy stopnie, znacznie mniej niż nachylenie osi Ziemi, co także minimalizuje sezonowe wahania temperatury”
Jakieś pytania ma jeszcze wycieczka?
Planetą, jaką bierzemy pod uwagę jest Mars, póki co tylko Mars, który ma pory roku, które tak bardzo lubisz, ma temperaturę najniższą -80 i najwyższą 30, co przy wytwarzaniu dwutlenku węgla da w efekcie globalne ocieplenie i będziemy mieli takie temperatury jak na Ziemi. Co tam jeszcze było? A tak, podawałeś dobę. Doba marsjańska trwa niespełna 25 godzin. Na występowania wody w stanie ciekłym jest za małe ciśnienie, ale to potrafimy sztucznie zmieniać. Nie mówię tu w skali planety, ale w skali np. budynku.
”Polecam po raz drugi Marka Sołonina, tym razem książką "25 czerwca - Głupota, czy agresja".”
Słyszałem o tej książce wiele dobrego i skoro i Ty ją polecasz, to owszem, sięgnę po nią na pewno.
Bez żartów.
Wenus jest na tyle blisko słońca, że nagrzewa się cała, bez względu na to, która strona jest oświetlona.
Z oczywistych względów Wenus nigdy nie będzie brana pod uwagę jeśli chodzi o kolonizację. Pojawiła się tylko dlatego, żeby zwrócić uwagę na znamienny fakt, iż nie każda planeta ma dobę równą ziemskiej. Zatem planety położone w odpowiedniej odległości od gwiazdy powinny spełnić również ten warunek, aby nadawały się do zamieszkania.
Niżej znajdziesz trochę tekstu na temat Marsa i atmosfery. A zwłaszcza do czego przydaje się pole elektromagnetyczne planecie i jaki to ma związek z atmosferą,
Kiedy przeczytasz, dowiesz się, że zmiana ciśnienia, to odrobinę za mało, aby utrzymać na planecie atmosferę nadającą się do życia. Dla uzupełnienia - pole elektromagnetyczne ma ścisły związek z jądrem planety, a tego sztucznie zmieniać nie umiemy.
Podobnie jak koledze jurrusowi polecam popularno-naukowy serial "Universe". Tłumaczenie bywa różne: "Kosmos", albo "Wszechświat".
Okazuje się, że to wszystko jest dużo bardziej skomplikowane niż się na pierwszy rzut oka wydaje i odnalezienie planety bliźniaczej może być dosłownie szukaniem igły w stogu siana.
Oczywiście poziom komplikacji ma dwie strony medalu - z jednej lokalizacja Ziemi 2 wydaje się prawie nierealna, z drugiej, skoro jest to tak trudne, to pojawia się pytanie jakim cudem życie zdołało samoistnie powstać na naszej planecie? A szansę przypadkowego zmiksowania zawiesiny, w taki sposób, aby wszystkie elementy same zmiksowały się w miksturę początkującą najprymitywniejsze żywe formy, ktoś ktoś porównał z szansą, że huragan przypadkowo wymiesza przypadkowy złom, montując z niego sprawny samolot odrzutowy.
Pełna doba ziemska nie jest potrzebna, ponieważ my, ludzie, jak i rośliny bez problemu zaadaptują się do nowej długości dnia i nocy. Można tu chociażby podać Eskimosów i europejskich badaczy na Antarktydzie, gdzie mamy 6 miesięcy dzień i 6 miesięcy noc.
"Wenus jest na tyle blisko słońca, że nagrzewa się cała, bez względu na to, która strona jest oświetlona."
Idąc Twoim tokiem rozumowania, skoro Merkury jest jeszcze bliżej słońca i jest mniejszy od Wenus, to powinien ciągle utrzymywać stałą, bardzo wysoką temperaturę, jeśli nawet nie wyższą niż Wenus. Podczas gdy jest zgoła inaczej.
Wenus jest gorętsza od Merkurego, chociaż to Merkury jest bliżej Słońca. Na Merkurym temperatury bez przerwy wahają się pomiędzy +440*C/-220*C. Doba trwa tam 59 dni, z kolei na Wenus temperatura +460*C niemal bez przerwy się utrzymuje na stałym poziomie, spadając do ledwo *300*C w nocy. Doba na Wenus trwa 243 dni. Najniższe temperatury notowane na Wenus to raptem -20*C, w górnych partiach atmosfery.
"Niżej znajdziesz trochę tekstu na temat Marsa i atmosfery. A zwłaszcza do czego przydaje się pole elektromagnetyczne planecie i jaki to ma związek z atmosferą"
Do czego przydaje się pole elektromagnetyczne, to akurat wyjaśniać mi nie trzeba. Poza tym znowu chcesz zmieniać całą planetę (sic!). Zrozum w końcu, że wystarczy postawić BUDYNEK, w którym będzie dobre ciśnienie.
Wiesz, nie trzeba wytwarzać grawitacji w całym Układzie Słonecznym, wystarczy stworzyć sztuczną grawitację na statku. To taka analogia jakby co.
Pole magnetyczne nie musi być napędzane przez dynamo w jądrze, a może być przez wiatr słoneczny.
Program obejrzę bardzo chętnie.
Earth 2 nie istnieje (może poza filmem Druga Ziemia. BTW - warto obejrzeć), ale mogą istnieć planety jej podobne, na których warunki będą zgoła inne, ale pozwolą nam przeżyć.
A jaka jest szansa - widocznie dość spora, skoro tak się stało i zapewne nie tylko z nami. Jest wiele ras we wszechświecie.
Nigdy nie chodziło mi o niemożność przystosowania się do innego cyklu dobowego przez człowieka (choć w przypadku roślin rzecz staje się bardziej problematyczna), tylko o wpływ na temperaturę.
Faktycznie rozumowanie było błędne. Tu rzecz jasna pojawia się "ale":) Jeżeli na Wenus system nagrzewania się planety jest różny od naszego, to co to oznacza? Właściwie można postawić hipotezę zbiorczą - jeśli analogiczne sytuacje na dwóch planetach powodują inny efekt, to kolonizacja jest niemożliwa lub skrajnie utrudniona. Notabene daje to kolejny powód do rozmyślań, co by było, gdyby odkryto w kosmosie bliźniaczkę Wenus. Już widzę ten szał - wielkość podobna do ziemskiej, typ skalisty, jest atmosfera, nic tylko pakować walizki i przeprowadzać się do nowego świata...
Budynek na Marsie jest jakimś rozwiązaniem (i przyznaję, że nawet realnym, choć pozostaje kwestia promieniowania, któremu atmosfera marsjańska nie stawia prawie żadnego oporu), ale nie jest receptą na przeludnienie. Byłby to odpowiednik stacji na ziemskich biegunach, gdzie ludzie bywają, ale nie mieszkają.
Z wiarą w mnogość ras we wszechświecie jest jak z wiarą w Boga. Nie opiera się ona na dowodach, tylko na przekonaniu. Zatem co najwyżej można sobie podyskutować, czy ktoś jest bardziej przekonany, czy mniej, a to uważam za stratę czasu.
Jeśli chodzi o ten serial z lat 1994-1995 to widziałem i uważam, że jest dobry. Irytujące było tylko to, że skończył się już po pierwszym sezonie.
W przypadku roślin to kwestia sztucznego kontrolowania równowagi chemicznej. Rośliny przystosowane są do usypiania w cyklu dzień-noc, lub noc-dzień, zależnie o jakich roślinach mówimy. Stabilność chemiczna (która jest w ich przypadku bardzo słabo znana, jak zresztą ogólnie rośliny są słabo znane) jest bardzo plastyczna. Roślina umiera po 2 tygodniach z powodu braku snu (badania prowadzone były na fasoli), więc w przypadku planet o dłuższej, niż dwa tygodnie doby, trzeba by stworzyć szklarnię, w której możliwe by było zasłanianie okien na dany okres czasu i wypracowanie cykliczności.
Owszem, są też inne podobne przypadki. Dobrym przykładem mogą być tu księżyce galileuszowe Jowisza. Podam dwa skrajne - Io i Kallisto. Io jest wulkaniczny. Co prawda powierzchnia ma poniżej -150*C, lecz już pod powierzchnią jest +500/+1000*C (przy samych wulkanach temperatura może podbijać nawet do +2000*C). Kallisto to z kolei 200km lodu i ponad -200*C zimna. Kallisto tak przy okazji jest większy od Merkurego i jest to największy księżyc naszego układu. Io to szacunkowo mały księżyc. Oba to księżyce Jowisza. Skąd taka różnorodność budowy, oraz zachowań, nie jest do końca jasne. Ale jak widać - anomalie istnieją.
Owszem, przez kilkadziesiąt pierwszych lat, to byłaby to tylko baza badawcza, która by stwierdzała co dokładnie trzeba zrobić, jak trzeba zrobić, oraz co wolno, a co nie. Atmosferę można zagęścić przy pomocy wytwarzania dwutlenku węgla, ale postawienie setek tysięcy spalarni i dostarczenie paliwa do nich to też nie jest rzecz na pstryknięcie palcami. Zanim wytworzyłoby się dostatecznie dużo dwutlenku, to kilku pokoleniom by się zeszło z tego świata. Później mówimy o wydobyciu wody z głębi Marsa tak, by zaczęła wypływać na powierzchnię samoczynnie. Musielibyśmy też poczekać na ukształtowanie się w naturalny sposób cyrkulacji wody. Gdy to już mamy, to czas na zalesienie całej planety. Stworzenie całego ekosystemu to minimum 50 lat, na zasianie i wyrośnięcie jako-takich dorosłych drzew. Potem czekamy, aż drzewa zaczną przetwarzać dwutlenek węgla w tlen, przy czym musimy uważać, by cały dwutlenek nie został wykorzystany, bo wtedy zrzednie atmosfera i nam walnie cały proces. Dzięki tlenowi i dwutlenkowi węgla w atmosferze może w końcu wytworzyć się dostateczna ilość ozonu, by chronić nas przed promieniowaniem. Ale to też są kolejne dziesiątki lat.
Gdy już to zrobimy, to czas będzie wprowadzać powoli faunę na nową planetę, lecz w sposób bardzo kontrolowany. Wszak ekosystem to bardzo delikatna struktura. Mówimy tu o tysiącach gatunków ptactwa, ryb, ssaków, gadów, płazów, bezkręgowców i konkretnych szczepów bakterii.
Czy kolonizacja Marsa jest możliwa? Całkowicie tak. Czy jest to możliwe to w ciągu jednego pokolenia? Zdecydowanie nie. Są to setki lat pracy. Jeśli w ciągu 500 lat dalibyśmy radę "ucywilizować" Marsa, to byłby to - dosłownie - nieziemski sukces.
Cóż, równanie Drake'a (które swoją drogą uważam za totalny fail) wskazuje, że we wszechświecie są miliardy ras. Lecz Drake mnożył przez siebie wszystkie dane, co według mnie jest po prostu idiotyzmem. Lecz jeśli przyjmiemy, że istnieje z tego wyniku tylko 0,001%, to i tak osiągamy zadowalającą liczbę. Jednakże patrząc na rozmiar uniwersum i dzieląc jego wielkość przez ilość ras, można dojść do przekonania, że jeśli nawet inne rasy istnieją i istnieje chociaż jedna rasa w każdej galaktyce, to szansa na ich spotkanie jest minimalna. Trzeba pamiętać, że promieniowanie kosmiczne z planety do planety potrafi zacząć trwale niszczyć nasz organizm po 2-3 latach przebywania w przestrzeni kosmicznej. Następnie mamy jeszcze silniejsze promieniowanie między układami słonecznymi (i przy okazji - przeogromne między nimi odległości liczone w latach świetlnych), oraz zabójcze promieniowanie w przestrzeni międzygalaktycznej, nie wspomnę tu nawet od odległościach, bo są po prostu nierealne do osiągnięcia dla nas.
Wielkość wszechświata, jego różnorodność i niebezpieczność bardzo dobrze w mojej ocenie prezentuje nam program "Podróż na kraniec wszechświata", który był wyemitowany na programie National Geographic, oraz jest w całości dostępny na YouTube. Trwa niespełna 1g35m i jest w jakości HD.
Teoria wygląda pięknie. W praktyce już niezbyt. Wrócę znów do kwestii najważniejszej - pola magnetycznego. Słabe pole = brak gęstej atmosfery. Bo wiatr słoneczny ją zdmuchnie. I to właściwie całą teorię kładzie na łopatki. Ale idźmy dalej. Budujemy spalarnie. Ponieważ atmosfera to nie w kij dmuchał, trzeba dużo dwutlenku węgla, to trzeba spalać na potęgę. No właśnie - co spalać? A przecież część naszego dwutlenku węgla po prostu wyparuje w kosmos. Podobnie jak woda, której na Marsie w stanie płynnym na powierzchni nie ma. OK. Powiedzmy, że wpadliśmy na pomysł, jak aktywować monstrualną sieć wulkanów, które kopcą aż miło. Jest atmosfera. I nawet się utrzymała. Teraz przenosimy się na Ziemię. Do Afryki. Konkretnie na Saharę. Wody tam nie ma za dużo. Gdzieniegdzie są oazy. I nikomu do głowy nie przyszło, aby przy pomocy wody z oaz sadzić tam lasy, które po kilkudziesięciu latach bujnie wyrosną. Teraz wracamy na Marsa. Gleba jałowa, wody nie ma, promieniowanie wali z nieba, a drzewa mają wyrosnąć? Może zaczniesz jednak od jakichś mniej wymagających roślinek, które po kilkudziesięciu latach przyjmą się na jakimś małym skrawku planety?
Nie sprzeczam się o kolonizację budynkową. Za to kolonizacja planety w 500 lat to nie jest nieziemski sukces. To po prostu mrzonka. Nawet dwukrotnie dłuższy okres uważam za nieporozumienie.
Wielkość wszechświata jest jedynym argumentem, który nie pozwala mi odrzucić teorii o obcych rasach w całości, ale jednocześnie ten sam argument wskazuje, że kontakt z nimi będzie ekstremalnie utrudniony. W tym akurat zdanie mamy chyba podobne
Co do filmu - znalazłem i chętnie zobaczę.
Ależ oczywiście, że myślę o naszych kochanych roślinkach. Gleba na Marsie owszem, jest jałowa, nie mniej jednak ma pH zbliżone do ziemskiego. Dodatkowo zauważono na Marsie podziemne ruchy, które mogą sugerować podziemne skupiska wody. Dodatkowo woda może utrzymać się w stanie ciekłym w Hellas Planitia. Mapy topograficzne Marsa wskazują także, że jego powierzchnia dzieli się na dwie części: wszechocean, i Pangeę. Południowa część planety to kontynent, zaś północ to wielki ocean, praktycznie bez wysp. Znaczy to, że jedynie przybrzeżne ziemie mogłyby być zaopatrywane w dostateczną ilość wody, by utrzymał się tam stały ekosystem. Jeszcze na terenach wokół wcześniej wspomnianego Hellas mogłaby rozwijać się flora i fauna. Gdyby udało się wprowadzić wodę w stały, niezmienny obieg (a to już kwestia dostatecznie dużej jej ilości wydobyć na powierzchnię, o ile faktycznie duża jej ilość tam spoczywa), to deszcze stworzyłyby iście fińską mozaikę tysięcy jezior.
I wiadomo - na początek byłyby to oczywiście glony, mchy, porosty, oraz paprocie. Jeśli nawet z jakiś względów pomysł terraformacji planety odejdzie w niebyt, to zawsze możemy ograniczyć się do konkretnie dla nas przystosowanej infrastruktury, szklarni wytwarzających tlen, itp. Nie byłyby to raczej zbyt duże społeczności, patrząc na fakt, że raczej większość zaopatrzenia pochodziłoby z Ziemi.
Trochę to trwało, ale wreszcie zobaczyłem film, który polecałeś. Jest to prawdę mówiąc bardzo skondensowany wyciąg z serialu, o którym mówiłem.
Garść spostrzeżeń:
- zauważ ile razy w narracji zostały użyte słowa: gdyby, jeśli, może. Odnośnie Marsa: MOŻE jest woda, MOŻE jest czynny wulkan itd. Serial "Universe" temat Marsa rozwija w stopniu dużo szerszym.
- zwróć uwagę, że kiedy była mowa o Neptunie, oraz o panujących tam burzach, narrator zaznacza - wichry na Ziemi wywołuje Słońce. Neptun jest zbyt daleko, aby przyczyna była taka sama. NIE WIEMY czym są spowodowane burze na Neptunie. Nie znamy mechanizmów kontrolujących zachowanie jednej z planet naszego układu. Jakim cudem możemy w takim razie wypowiadać się o planetach w innych układach?
- dochodzimy do gwiazdy Gliese 581 oraz planety, która znajduje się w odpowiedniej odległości, aby powstało na niej życie. Nagle w czarodziejski sposób z narracji ginie "jeśli", "może", "gdyby" i pojawia się wzmianka, że duża odległość między naszą, a tamtą planetą sprawia, że "możemy tylko spekulować - my i oni - obcy. Prowadzimy zwykłe życie nie wiedząc o istnieniu tych drugich". Ktoś tutaj delikatnie sugeruje, że życie to raczej jest, i gdyby nie te odległości...
I wtrąca dla zwiększenia efektu, że tam mogą odbierać nasze audycje z lat trzydziestych. Ani się nawet nie zająknął, że skoro oni mogą odbierać nasze audycje, to my ich audycje również powinniśmy odbierać. A nie odbieramy.
- pojawia się wzmianka, że nasze sygnały radiowe powinny dotrzeć na odległość 100 lat świetlnych. W skali kosmosu to mało, ale w skali naszych możliwości podróżowania, to odległość ogromna. W każdym razie gdyby jakaś cywilizacja zaczęła nadawać w tym samym czasie co my, to z tego właśnie obszaru ich sygnały powinniśmy zacząć odbierać. A nie odbieramy. Jeśli jest to bardziej zaawansowana cywilizacja, to powinniśmy odbierać ze znacznie większego obszaru, bo powinni nadawać wcześniej. A nie odbieramy. Zatem albo w naszym sąsiedztwie żadnej obcej cywilizacji nie ma, albo nie jest ona wystarczająco rozwinięta, aby obsługiwać fale radiowe.
- mały drobiazg - ten film ma bzdurny tytuł, ponieważ nie jest to podróż na kraniec wszechświata, tylko podróż do początku wszechświata. Poza tym jest bardzo dobry.
- zwróć uwagę na Wenus i jaki jest wpływ emisji dwutlenku węgla na temperaturę planety - to w kontekście spalarni na Marsie, oraz sadzenia roślin, które przerobią dwutlenek węgla.
- wreszcie kończąc - "raczej większość zaopatrzenia pochodziłoby z Ziemi" - właśnie. Kto sfinansuje tę całą imprezę? Gdyby Mars obfitował w ropę, to lot odbyłby się już dawno temu. Ale to jest długodystansowa operacja, do której trzeba dokładać krocie, a na ewentualny zysk trzeba będzie czekać baardzo długo, więc to pokolenie, oraz wiele innych musiałoby opodatkować się z myślą o trudnej do zidentyfikowania przyszłości. Najbardziej oczywistą nacją do przewodnictwa są Chińczycy, których jest bardzo dużo i którzy mają ogromne zapasy finansowe. I oczywiście nie są ani trochę tym zainteresowani, choć (a może właśnie dlatego) jest to nacja pragmatyczna i cierpliwa. Pozostają Amerykanie, którzy borykają się z kryzysem finansowym i nie są chętni do szastania pieniędzmi. Jeśli więc nie oni, to kto?
Odświeżyłem sobie odpowiedni odcinek serialu i muszę przyznać, że sporo rzeczy zdążyłem zapomnieć.
Przede wszystkim naukowcy twierdzą, że na Marsie kiedyś była woda w stanie ciekłym, co zdaje się jest już naukowym faktem, a nie hipotezą. Wskazuje na to charakterystyczne ukształtowanie terenu właściwe dla okolic, gdzie kiedyś płynęła woda, oraz badania geologiczne. Odcinek, który widziałem nie przedstawia wyników najnowszej wyprawy - Phoenix, której celem były okolice bieguna. Odcinek opowiadający o tej misji był wyemitowany rok temu, ale nie ma polskiego tłumaczenia, a mój angielski nie jest na tyle zaawansowany, aby zagwarantować dokładne zrozumienie tematu.
Wracając do rzeczy - niegdyś Mars posiadał wodę w stanie ciekłym i atmosferę gęstszą niż obecnie. Jedna z hipotez (a nie pewnik, jak do tej pory twierdziłem, choć jest to hipoteza najbardziej prawdopodobna) twierdzi, że Mars posiadał żelazne jądro w stanie wrzenia, które tworzyło pole elektromagnetyczne chroniące planetę (a właściwie atmosferę) przed zdmuchnięciem przez wiatr słoneczny. Potem stopniowo planeta zaczęła stygnąć, a wraz z tym słabło pole elektromagnetyczne. Finalnie wiatr słoneczny zdmuchnął atmosferę i pozbawił planetę wody w stanie ciekłym. Aktualnie woda w stanie ciekłym zachowywałaby się na dwa sposoby: chciałaby zamarznąć i jednocześnie wyparować.
Jest jednak szansa, że ciągle utrzymuje się pod powierzchnią w formie lodu. Co prawda na biegunach są potężne zgrupowania czap lodowych, ale nie jest to lód wodny, tylko zamarznięty dwutlenek węgla (gdyby udało się go podgrzać, miałbyś swój budulec atmosfery). Pod czapami lodowymi MOŻE znajdować się rozległy zbiornik zamarzniętej wody zasobny w miliony ton.
Wg odcinka, który widziałem, taka sugestia pojawiła się na podstawie analizy wyglądu kraterów. Kratery na księżycu (gdzie gleba jest ewidentnie sucha) wyglądają inaczej niż te na Marsie, które wyglądem przypominają wgłębienie z okalającym go rozbryzgiem błotnistej mazi. Można więc się domyślać, że meteoryt uderzając o powierzchnię wytwarzał ciepło, które rozmrażało na moment wodę. W ten sposób powstawał błotnisty rozbryzg.
Misja Phoenix zaczęła się w roku 2007 i obfituje chyba w większe rewelacje. Niestety, jak już mówiłem nie mam aż tak dużego zaufania do swojej znajomości angielskiego, żeby przytaczać, to, co wydaje mi się, że zrozumiałem z tego odcinka.
Wszystko to wskazuje, że planeta nadawała się do życia. Nie wskazuje jednak, że wciąż się nadaje. Hipoteza dotycząca pola elektromagnetycznego nadal jest aktualna. I jeśli wówczas wiatr słoneczny mógł zniszczyć istniejącą atmosferę, to tym bardziej może zrobić to samo teraz.
I jeszcze dwa cytaty z "Na uśpionych lotniskach..." Marka Sołonina
"To, że przy tym liczba osobistych zwycięstw superasa się zwiększy, jest istotne tylko w grach komputerowych. I tylko w takich grach, gdzie ilość amunicji nie jest ograniczona. W rzeczywistości jednak zapasu amunicji (latem 1941 roku) niemieckiego myśliwca Messerschmitt Me 109 F starczało na 50 sekund prowadzenia ognia z karabinów maszynowych i 11 sekund z działka MG-151. I chociaż w pamiętnikach niemieckich myśliwców można przy odrobinie dobrej woli odnaleźć „bajki myśliwskie” o pięciu, i o dziesięciu samolotach zestrzelonych podczas jednego lotu, do prawdy życia i śmierci na wojnie jest tu bardzo daleko."
"W znanej biografii najlepszego asa Luftwaffe, Ericha Hartmanna, napisanej przez Amerykanów Constable’a i Tolivera, ten „blondwłosy rycerz” bez krzty zażenowania opowiada o swojej manierze prowadzenia walki powietrznej: „Należy się zorientować, czy przeciwnik ma pozostawionego samotnie lub niedoświadczonego pilota. Takiego pilota zawsze widać w powietrzu. Zestrzelcie go. Bardziej pożyteczne jest zestrzelenie tylko jednego niż wdanie się w dwudziestominutową awanturę, która nic nie przyniesie”. Można by było nie przywiązywać szczególnej wagi do wspomnień jednego (co prawda najlepszego) pilota przeciwnika, ale z olbrzymiej liczby wspomnień uczestników wojny wynika, że niemieccy myśliwcy systematycznie polowali na nienadążających za grupą nowicjuszy, na uszkodzone w walce samoloty. Absolutnie normalne były sytuacje, kiedy to na przykład myśliwce Luftwaffe obserwowały z boku, jak nasze Iły równają z ziemią niemiecką piechotę, i cierpliwie oczekiwały chwili, kiedy trafiony ogniem artylerii przeciwlotniczej pojedynczy szturmowiec oderwie się od grupy i będzie próbował wycofać się z walki... Owszem, taka taktyka była oczywiście „pożyteczna” dla szybkiego wzrostu liczby zwycięstw pojedynczych pilotów (Hartmann, jak wiadomo, miał uznane 352 zestrzelone samoloty), ale była całkowicie sprzeczna z wykonaniem zadania postawionego przed ogółem lotnictwa."
No proszę - to jest duch, to jest brawura, bohaterstwo i umiejętności. Zamiast osłaniać piechotę, to ten sobie walecznie nabijał rekord uszkodzonym samolotem... Finowie nie mieli czego osłaniać, bo z bombowcami u nich było krucho, więc mogli sobie pozwolić na "polowania". U Ruskich z wszystkich odbytych lotów jedynie 3% przeznaczono na swobodne szukanie celu. Rozkaz był jasny - myśliwce są do osłony, a nie do polowań.
Autorem książki jest Rosjanin, co może rodzić podejrzenia, iż konfabuluje. Nic z tego - po pierwsze drugi cytat jest w części zaczerpnięty z biografii Hartmanna, po drugie facet za dużo napisał o tym, że w początkach wojny Rosjanie palili sprzęgła w nowych T-34, by czym prędzej przesiąść się na prehistoryczne ciężarówki i uciekać na tyły. Z później opracowanych danych wynika, że sprzęt "psuł" się na potęgę, a wyjątkiem były właśnie te najstarsze i najbardziej podatne na kontuzje ciężarówki, które miały tą dobrą cechę, że nie nadawały się do walki, za to świetnie nadawały się do ucieczki. Czyli są to rzeczy niekoniecznie wśród Rosjan popularne.
Chyba mnie nie zatkało. Raczej mi nie wyskoczyło powiadomienie o odpowiedzi i jedynie dzięki temu, że ktoś właśnie mi odpowiedział, zajrzałem do tego wątku. Nie zwykłem uciekać przed rozmową.
Niezły z Ciebie pieniacz... Bardzo sprytnie wybierasz sobie tor rozmowy i prowadzisz pseudointelektualną paplaninę.
Pierwszy post - obraźliwe bzdury. Oriflamme pisze o rozwoju techniki, ale przedstawia się jako zwolennik inżynierii genetycznej, więc "żeliwne biusty" nie mają związku. Dodatkowo zadane przez Ciebie pytanie o przeludnienie jest głupie, bo te dziedziny nie mają sobie z nim radzić.
200 lat temu ludzie widząc parowóz uciekali myśląc, że to szatan - prezentujesz podobny sposób myślenia. Jest oczywiste, że drastyczne zmiany ciała ludzkiego nie pojawią się szybko. Z powodu poziomu techniki oraz sceptycznego podejścia ludzi. Jak to będzie wyglądało raczej nikt nie jest w stanie przewidzieć (jak na przykład nikt nie przewidział rozwoju telefonii komórkowej), lecz wydaje się raczej nieuniknione. To, co piszesz (port USB w głowie, Darth Vader itd...), przedstawia Cię jako zupełnego ignoranta w temacie, na który się tak ochoczo i obszernie wypowiadasz.
Dane Oriflame o wyżywieniu 16 mld wydają się trochę przesadzone, ale nadprodukcja żywności (oczywiście nie pamiętam dokładnej liczby, kilkadziesiąt procent, na pewno poniżej 50) na Ziemi to fakt. Mówią o tym na geografii w gimnazjum... Więc może się dokształć zanim zaczniesz takie pierdoły wygadywać, hm? Oczywiście, że ludzie na Ziemi głodują, ba, ich liczba dochodzi do miliarda, tylko co to ma w związku z nadprodukcją żywności? Nie jest ona eksportowana, bo się to najzwyczajniej nie opłaca.
Pytasz o walkę z przeludnieniem, Oriflame podaje Ci bardzo (bardzo!) odległy sposób na rozwiązanie problemu, a Ty go krytykujesz jako nieosiągalny. Przecież jest oczywiste, że nie polecimy za 5, ani za 50, ani pewnie nawet za 500 lat na sterraformowanego, powiedzmy, Marsa. To bardzo odległy problem tak samo jak przeludnienie spowodowane długowiecznością. Przeludnienie pojawi się zapewne dużo wcześniej z innych powodów i jakoś sobie z nim będziemy musieli poradzić.
Dlaczego uważasz, że człowiek nie przeżyje podróży z prędkością światła?
Dyskusja o planetach do zasiedlenia jest bardzo akademicka, ale skoro zacząłeś...
1. Każda planeta ma własną dobę i można ją sobie podzielić na 24 godziny... Chociaż rozumiem, że miałeś na myśli dobę ziemską. Doba planety do skolonizowania wcale nie musi się pokrywać z ziemską.
2. Kąt nachylenia czego do czego? :D Doucz się, a potem używaj odpowiednich terminów. Zapewne chodziło Ci o kąt nachylenia osi obrotu do płaszczyzny ekliptyki. Też nie musi to być jakaś konkretna wartość.
3. Naturalny satelita jest porządny ze względu na stabilizację ruchu obrotowego planety, ale nie niezbędny, po co go "znajdować"?
4. Różnice w szybkości zużywania się paliwa w gwiazdach są dla nas nieważne. Jest to proces tak powolny, że dawno po nas ślad zaginie zanim coś się z gwiazdą stanie. A nie będziemy przecież szukać planety do zasiedlenia koło potencjalnej supernowej.
5. A co ma pole elektromagnetyczne do gęstości atmosfery?
Terraformacja planety na nasze potrzeby wydaje się być problemem małym w stosunku do podróży międzygwiezdnych. Nikt się tym na razie na poważnie nie zajmuje, bo ani się nie da, ani nie ma po co. Chociaż widziałem różne propozycje w książkach sf czy też filmach, nazwijmy je, o kosmosie.
"Niezły z Ciebie pieniacz..."
http://www.google.pl/search?tbm=isch&hl=pl&source=hp&biw=1187&bih=745&q=ziewanie &btnG=Szukaj+obraz%C3%B3w&gbv=2&oq=ziewanie&aq=f&aqi=&aql=&gs_sm=s&gs_upl=0l0l0l 2007l0l0l0l0l0l0l0l0ll0l0
:)
"Pierwszy post - obraźliwe bzdury."
Mój drogi. Wróć do postu od którego zacząłem i zwróć uwagę na to zdanie w cudzysłowie. Potem zobacz czego ono tyczy, bo zdaje się, że jakby tego nie wiesz.
"Dane Oriflame o wyżywieniu 16 mld"
Zostaw to i wróć do podstaw. Siądź w fotelu i zamyśl się głęboko, nad tym, czego potrzebujesz od życia (nie do wegetacji, tylko do życia). Kawałek chleba receptą na szczęśliwy byt? Prócz tego potrzebna jest woda. I powietrze. I kawałek własnej podłogi. Pomijam problem powietrza (czystego, rzecz jasna) i wody, bo to chyba jest oczywiste. Kawałek podłogi oznacza mieszkanie. Mieszkanie oznacza dodatkowy teren pod budowę. Dodatkowy teren pod budowę oznacza, że właśnie zredukowałeś teren pod rolnictwo. I pod lasy. Czy wiesz, że w Tokio mają budki, gdzie można zaczerpnąć haust świeżego powietrza. To duże miasto, gdzie przemysł, spaliny itd dość skutecznie sprawiają, iż oddycha się ciężko. Ale zawsze można wyjechać poza miasto. Co będzie przy gwałtownym wzroście zaludnienia? Nie tylko większy wzrost spalin, ale także gwałtowny rozwój przemysłu. Czyli jeszcze mniej tlenu. I kłopot z wodą pitną. I co mi z tego, że po genetycznej modyfikacji będę żył dłużej? Ale nie tylko. Prosty przykład z zapalniczką. Kupujesz a ona zaraz nie będzie się do niczego nadawała bo:
- zabraknie kamienia
- wyczerpie się niewielka ilość gazu
- złamie się dzyndzel, który trzeba nacisnąć, aby uwolnić gaz (łamie się zawsze w tym samym miejscu co wskazuje na świadome działanie producenta)
Efekt - zapalniczkę wyrzucasz. Taka jest obecna polityka producentów - produkt się zepsuje, to nie oddajesz go do naprawy, bo o wiele korzystniej kupić nowy, co jest również korzystne dla producenta, bo ma zapewniony zbyt na nowy towar. Tylko że ten został zbudowany z określonych materiałów, których na polu nie zasiejesz. On nie odrośnie. Kiedyś widziałem bardzo pouczającą statystykę odnośnie rzadkich kopalin, których mamy jeszcze na około kilkadziesiąt lat. Tak się składa, że są one stosowane np do budowy komputerów. Dzięki temu możesz klikać na klawiaturze. Przy gwałtownym wzroście zaludnienia te zapasy skończą się jeszcze szybciej. Rozumiem, że nie uznajesz tego za element istotny.
"Nie jest ona eksportowana, bo się to najzwyczajniej nie opłaca."
A jeśli ludzi będzie dwa razy więcej, to wtedy będzie się opłacać?
"Oriflame podaje Ci bardzo (bardzo!) odległy sposób na rozwiązanie"
I to jest właśnie efekt bezkrytycznego oglądania filmów fantastycznych. Się kurna zrobi, i kurna kiedyś będzie. No bo tak. Bo w filmach to było, no to będzie. Ale na razie nie jest i problem w tym, że pojęcia nie masz, co trzeba zrobić, żeby było. Więc jest to myślenie życzeniowe, a nie realistyczne.
"Dlaczego uważasz, że człowiek nie przeżyje podróży z prędkością światła?"
Nie trzeba długo szukać w internecie:
http://www.sfora.pl/Nie-polecimy-z-predkoscia-swiatla-To-zabojcze-a17192
"Dyskusja o planetach do zasiedlenia"
1) To świetnie, że każda planeta ma własną dobę. Np na Wenus doba trwa 243 ziemskich dni (dni!), a rok 225 ziemskich dni. Użyj wyobraźni. Co się stanie, jeśli przez 112,5 ziemskich dni gwiazda będzie oświetlać tylko jedną połówkę planety, a druga będzie przez taki sam okres pogrążona w mroku. Śpieszę donieść, że po stronie nasłonecznionej będzie gorąco. Bardzo gorąco. A po stronie ciemnej zimno, a nawet bardzo zimno. Czyli od biedy kolonizację można próbować wyłącznie na biegunach. Nie rozumiem, jak można tak prostej rzeczy nie pojmować? Chyba zwróciłeś uwagę, że obecnie w Polsce dzień trwa krócej niż w lecie, w związku z czym jest zimniej niż w lecie. A co będzie, jeśli dzień wydłużymy wielokrotnie? Będzie gorąco. I nie będzie wody. Bo wyparuje.
2) Masz rację, bzdurne sformułowanie. A teraz dokończ dzieła i wskaż, jak zmiana nazewnictwa wpływa na meritum:)
3) Nie będę się kłócił, aczkolwiek pomaga utrzymać odpowiednie tempo obrotu Ziemi, co, jak ustaliliśmy przed chwilą, jest dość ważne. Niemniej dużo ważniejszy był wpływ Księżyca na powstawanie życia, niż na kolonizowanie planety.
4) Jesteś w bardzo dużym błędzie. Największe gwiazdy spalają się w około 10 000 lat. To jest długo jeśli porównać z długością życia człowieka, ale w odniesieniu do np istnienia ziemskiej cywilizacji nie jest to wcale okres imponujący. Przy czym:
- my nie widzimy gwiazdy, tylko światło, które do nas dociera, zatem widzisz gwiazdę, a faktycznie może jej już wcale nie być
- lot międzygwiezdny swoje też trochę trwa
Zatem 10 000 lat to żywotność gwiazdy, tylko że zaraz po jej powstaniu nie przeprowadzisz się na planetę, bo (podobnie jak to było w przypadku Ziemi) świeżo uformowana planeta w żadnym razie nie nadaje się do zamieszkania (jej konsystencja jest ciekła). Czyli gwiazda powstaje, odczekujesz, aż planety ostygną, czekasz dalej, aż ustabilizuje się sytuacja, bo po powstaniu układu planetarnego sytuacja nie jest stabilna ze względu na wszelaki "gruz", który nie został budulcem ani gwiazdy, ani też planet i luźno lata po kosmosie. Innymi słowy, jeśli nie chcesz, że by w świeżo wybudowaną stacje kosmiczną walnął któryś z gęsto latających meteorytów (albo po prostu inna planeta), to ciągle czekasz. A zegar tyka i dziesięciotysięczny okres sie kurczy. Jeśli chcesz żyć w takich warunkach, to proszę bardzo.
5) :) Bohaterski zdobywco kosmosu, z taką olśniewającą wiedzą niezwykle łatwo mówić o podbojach:)
Niewątpliwie słyszałeś o plamach na słońcu. Są to gigantyczne erupcje, które emitują w przestrzeń tzw wiatr słoneczny. Ów wiatr, to monstrualna dawka promieniowania, a także siła, która jest w stanie "zdmuchnąć" z planety atmosferę. Atmosfera chroni przed promieniowaniem (co powinieneś wiedzieć, bo o dziurze ozonowej było dość głośno), a przed wspomnianym "zdmuchnięciem" chroni właśnie pole elektromagnetyczne planety, po którym wiatr się "ześlizguje". Na Marsie teoretycznie powinna być atmosfera tak jak i na naszej planecie, ponieważ warunki są bardzo zbliżone (od wielkości, poprzez długość doby itd). Różnica jest taka, że pole elektromagnetyczne Marsa jest dużo, dużo słabsze. Dlatego atmosfera jest tam rzadka. I dlatego nie ma tam wody w stanie ciekłym. Bo gdyby była, to bez atmosfery natychmiast odparowałaby w kosmos. I to jest ten drobny problem, z którym człowiek będzie musiał się zmierzyć planując kolonizację Marsa, bo brak atmosfery oznacza nie tylko brak tlenu do oddychania, ale też konieczność przyjmowania potężnych dawek promieniowania, co szczególnie bezpieczne nie jest.
Twoja ignorancja do rozmówcy, połączona z brakiem wiedzy na omawiany temat jest zastraszająca.
Wiem, czego dotyczy pierwsze zdanie. Nie będę Cię przekonywał do transhumanizmu, bo pewnych fobii się nie przeskoczy. Zresztą nie widzę problemu w tym momencie, bo, jak pisałem, raczej to w naszym życiu nie nastąpi. Nawet jeśli, to nikt nikogo nie będzie zmuszał.
Do jakich podstaw mam wracać? O czym Ty w ogóle piszesz? Chyba nie zrozumiałeś co ja mam na myśli... Wytykam Ci błędy, które nagminnie popełniasz w rozmowie. Nie jest moim celem zastanawianie się nad rozwiązaniem problemu przeludnienia. Twój tekst o potrzebach życiowych jest zbędny. Przy okazji zawierający kolejne błędy: na przykład tlen to jedno z ostatnich zmartwień, w atmosferze zmagazynowane jest go na tyle dużo, że nawet po wyginięciu całej roślinności na Ziemi starczyłoby go na setki lat.
Nie wiem co Ci z tego, że będziesz dłużej żył? Pewnie byś po prostu dłużej żył. Co to za pytanie?
Wywód z ekonomii pominę, bo jest śmieszny i nie ma co w nim komentować.
Kopaliny, o których wspominasz podlegają recyklingowi. Chociaż z pewnością nadejdzie moment, gdy będą z nimi problemy. Tylko nie rozumiem po co o tym piszesz i w czym ja to mam uznawać za istotny element?
"A jeśli ludzi będzie dwa razy więcej, to wtedy będzie się opłacać?"
Na pewno nie. I co?
"I to jest właśnie efekt bezkrytycznego oglądania filmów fantastycznych. Się kurna zrobi, i kurna kiedyś będzie. No bo tak. Bo w filmach to było, no to będzie. Ale na razie nie jest i problem w tym, że pojęcia nie masz, co trzeba zrobić, żeby było. Więc jest to myślenie życzeniowe, a nie realistyczne."
Groch o ścianę...
Pewnie, że nie mam pojęcia. Czy ja gdzieś mówię, że mam? Nikt na razie nie ma, uczeni się nad tym czysto teoretycznie zastanawiają. Uczeni - tak. Nie czerpię na ten temat wiedzy z filmów sf... I jak napisałem: "To bardzo odległy problem tak samo jak przeludnienie spowodowane długowiecznością." Jeśli od początku traktowałeś te rozważania jako remedium na aktualne lub nieodległe problemy, to albo jesteś głupi, albo udajesz.
"Nie trzeba długo szukać w internecie: "
Ja wiem dlaczego tak jest, sprawdzam o co Tobie chodziło, bo sformułowanie nie jest konkretne. Problemem jest odpowiedni statek, a nie organizm ludzki, jak by się mogło wydawać.
1. Pomijam idiotyczne tłumaczenie jak dla dziecka. Dokładnie o to mi chodziło - można kolonizować w okolicach bieguna, ale można kolonizować, a to przecież było meritum.
2. Nijak. Twój kolejny błąd.
3. Jak napisałem stabilizuje ruch obrotowy, nie ma nic wspólnego z prędkością obrotową. Tłumacząc dokładniej naturalny satelita utrzymuje kąt nachylenia osi obrotu, tak że na przykład planeta nie obróci się biegunem w stronę gwiazdy. Następny błąd.
Nic mi nie wiadomo o wpływie księżyca na powstawanie życia. Od razu uprzedzę, że jeśli teoria, którą znasz, dotyczy Ziemi, wcale nie musi ona dotyczyć innych planet.
4. Nie jestem w żadnym błędzie. Myślisz, że co miałem na myśli pisząc: "A nie będziemy przecież szukać planety do zasiedlenia koło potencjalnej supernowej."? Bo gwiazda, o której piszesz to właśnie bardzo rzadki, szczególny i łatwy do odróżnienia przypadek. Gwiazdy z ciągu głównego (koło takich można szukać planet do kolonizacji) są stabilne przez miliardy lat. Dla takiego okresu czasu życie na Ziemi to ledwo mignięcie. Dziecinny wykład i dziecinne docinki pomijam.
5. Swoją wiedzę w tym temacie uważam za ledwie mierną, jest ona jednak niepomiernie większa niż Twoja. Przeczytanie artykułu na wikipedii daje tylko wyrywkowe informacje.
Nie od razu załapałem, że chodzi Ci o ten efekt. Biorąc pod uwagę wcześniejsze wpadki wydawało mi się prawdopodobne pomylenie pola grawitacyjnego z elektromagnetycznym.
Masz jeszcze jedną gratisową informację (zapewne też to wiedziałeś:)
Nie ma czegoś takiego jak "ignorancja do rozmówcy". Albo "arogancja względem rozmówcy", albo ignorancja względem faktów" a nie rozmówcy.
W kwestii akapitu pierwszego dla zasady wytłumaczę:
"Piorun2323
Transhumanizm? Jeśli ktoś umożliw mi zamianę w czystą maszynę, lub choć usunięcie maksymalnej ilości "organiki", to już go lubię i popieram."
Potem
"Don_Bugatti
Aż tak nienawidzisz siebie?"
I tutaj wchodzi zdziwiony Oriflamme "A co tu jest w nienawidzeniu siebie?"
Właśnie do tego zdania odnoszę się w cytacie.
Doprawdy nie wiem po co to piszę, gdyż nie wątpię, że wiedziałeś dużo wcześniej o co chodzi, aczkolwiek przez wrodzoną skromność nie dałeś po sobie tego poznać:)
"Dlaczego uważasz, że człowiek nie przeżyje podróży z prędkością światła?"
No jak ja mogłem nie wpaść na to, że już wszystko wiedziałeś, tylko sprawdzałeś o co mi chodzi:)?
"Każda planeta ma własną dobę i można ją sobie podzielić na 24 godziny... Chociaż rozumiem, że miałeś na myśli dobę ziemską. Doba planety do skolonizowania wcale nie musi się pokrywać z ziemską."
No jak ja mogłem nie zauważyć, że już to wszystko wiedziałeś, a zwłaszcza że tu wyraźnie między wierszami dajesz do zrozumienia, iż chodzi o kolonizację podbiegunową:)?
"Różnice w szybkości zużywania się paliwa w gwiazdach są dla nas nieważne. Jest to proces tak powolny, że dawno po nas ślad zaginie zanim coś się z gwiazdą stanie. A nie będziemy przecież szukać planety do zasiedlenia koło potencjalnej supernowej."
No jak ja mogłem na to nie wpaść, że ta wiedza to dla Ciebie chleb powszedni i że tylko dla zmylenia przeciwnika byłeś łaskaw podzielić się spostrzeżeniem, że zużywanie paliwa jest nieważne:)?
"Swoją wiedzę w tym temacie uważam za ledwie mierną, jest ona jednak niepomiernie większa niż Twoja. Przeczytanie artykułu na wikipedii daje tylko wyrywkowe informacje."
E, no nie bądź taki skromny. Ja już uważam Cię prawie za guru. Normalnie wszystko wiesz. Tylko najpierw trzeba Ci to wcześniej wytłumaczyć i podać linki:) Notabene, uczony kolego, jeśli uważasz, że wikipedia jest zbyt pobieżna, to spróbuj pobierać wiedzę z innych źródeł:) Ach, moment, chodziło o to, że to ja ją biorę z wikipedi:) Nie, mój figlarny kolego. Jeśli coś chciałbym zacytować, podałbym linka, dokładnie tak jak w przypadku szans na przeżycie podczas lotu z prędkością światła. Jeśli cytatu nie ma, tzn, że źródło nie jest z internetu:)
Ach przepraszam, ja znowu swoje. Wciąż zapominam, że wiedziałeś o tym dużo wcześniej:)
Miło (i wesoło) się gawędziło, ale skoro wszystko już wiesz, to nie śmiem zabierać Twego cennego czasu:)
Nie wiedziałem - rąbnąłem się.
No od samego początku myślałem, że do tego zdania się odnosisz, tylko nie rozumiem dlaczego niby trzeba nienawidzić siebie, żeby się zmieniać...
No sprawdzam o co Ci dokładnie chodzi, bo, jak napisałem, stwierdzenie nie jest dokładne. To, że dla Ciebie coś jest oczywiste nie znaczy, że problem nie jest szerszy.
"No jak ja mogłem nie zauważyć, że już to wszystko wiedziałeś, a zwłaszcza że tu wyraźnie między wierszami dajesz do zrozumienia, iż chodzi o kolonizację podbiegunową:)?"
Szczerze powiedziawszy dokładnie o nią mi chodziło.
"No jak ja mogłem na to nie wpaść, że ta wiedza to dla Ciebie chleb powszedni i że tylko dla zmylenia przeciwnika byłeś łaskaw podzielić się spostrzeżeniem, że zużywanie paliwa jest nieważne:)?"
Nie będę w każdym pojedynczym przypadku pisał jak do dziecka. Cóż, jak zwykle poniosła mnie moja wiara w to, że człowiek po drugiej stronie prezentuje pewien poziom.
:D
Teraz to mnie rozwaliłeś... Kto mi tu coś tłumaczył? To, że Ty sobie przyjmiesz, że nie wiem o czym rozmawiam i douczam się w trakcie, to Twoje założenie. Z reguły nie wypowiadam się na tematy, na których się nie znam, ale, jak widać, jest to tylko moja reguła. Niestety (dal Ciebie) pisząc wszystkie moje posty nie musiałem nigdzie zaglądać, ani niczego szukać. Poza artykułem o Marsie, o czym napisałem, że nie wziąłem tego pod uwagę, a Twoje "tłumaczenie" redukcji atmosfery jest żywcem stamtąd wzięte. Moją wiedzę na powyższe tematy mam głównie ze szkoły i studiów, nie z nie zawsze pewnego źródła, jakim jest internet.
"Figlarny"?! A odczep Ty się od mojego życia łóżkowego...
Daleko mi do wszechwiedzy, ale jak widać mam jej na tyle, żeby rozpoznać kogoś, kto coś tam czytał, coś tam wie i bardzo dużo na tej podstawie pisze.
Daruj sobie tę niby ironię, bo Ci to nie wychodzi.
""Figlarny"?! A odczep Ty się od mojego życia łóżkowego..."
Figlarny - psotny, żartobliwy, swawolny, filuterny, zabawny.
Żadnej wzmianki o życiu łóżkowym:)
Polecam popularno-naukowy serial "Universe". Tłumaczenie bywa różne: "Kosmos", albo "Wszechświat". Cztery sezony, łącznie 56 odcinków.