Przyznaję, że zobaczyłem dopiero dzisiaj. I tym bardziej jestem w szoku, że akurat ten film Lyncha dostał Złotą Palmę, bo i wcześniej i później, zrobił rzeczy lepsze, jak "Blue Velvet" czy "Mulholland Dr.". Oczywiście, jest to film ironiczny, przewrotny, prowokacyjny. Lynch celowo nadaje "Dzikości serca" formę romantycznej baśni, odrealniając ją najbardziej jak tylko się da, jest tu masa scen i tekstów wartych zapamiętania. Martwi mnie tylko, że przy tej całej otoczce, zabawie formą czy ikonami kultury masowej, zupełnie nie dba o bohaterów, ani nawet o historię. Ważne jednak, że przy wszystkich słabościach jest to i tak film niezwykły i wrócę do niego na pewno. W każdym razie myślałem, że Złotą Palmę dostają naprawdę wielkie dzieła, do dzisiaj.
PS - Fantastyczny występ Diane Ladd oraz Willema Dafoe oraz bardzo dobry występ Laury Dern. In plus.
Sluszne slowa, Albertino, jednak mam male zastrzezenia do dwoch rzeczy, ktore tu wymieniles. Uno - Zlota Palma, podobnie jak Oscary czy Zlote Globy, to nagroda w duzej mierze polityczna. Przyznaje sie ja nie tylko ze wzgledow czysto artystycznych, lecz rowniez sympatii do pewnej grupy tworcow (Cannes ma swoich ulubiencow, jak Von Trier, Kar-Wai czy Lynch wlasnie) jak i znajomosci. Roznica jednak miedzy Oscarem a Zlota Palma jest zasadnicza; jury festiwalu europejskiego nigdy nie nagrodzi czystej komercji, co Akademia niemal bardzo czesto czyni (0statni zwyciezca nie jest tu wyjatkiem).
Duo - nie wymieniles wsrod swietnych kreacji Cage'a, w moim przekonaniu najlepszej w calej jego karierze (poza tymi w 'Leaving Las Vegas' czy 'Kiss of the Vampire')
;)
pozdrawiam.
Ja tam jestem do Cage'a zawsze nastawiony sceptycznie. Naprawdę rewelacyjny był w "Zostawić Las Vegas", a w "Pocałunku wampira" był dobry - bardzo mi się podobał jeszcze w "Adaptacji", a i do jego roli w "Raising Arizona" mam również sentyment. Natomiast tutaj bez zachwytów, tylko ok. W porównaniu z tym co wyczyniali Dafoe i Ladd był malutki :)
Ach, bo Ladd i Defoe zagrali kompletnych psycholi, natomiast Cage zagral umiarkowanego psychola i nie mial az tyle szalenstwa do zagrania;) Az zal sie robi patrzec, jakie teraz propozycje ten aktor wybiera. Ostatnio widzialem 'The Wicker Man' i zagral tam po prostu beznadziejnie, tak samo jak beznadziejny byl ten remake niezlego (podobno, bom nie widzial jak dotad) horroru z 1973 r. Cage ma duzy potencjal, ktory rozmienia na drobne, chyba sam jest nawet swiadom swojego marnotrawienia w mialkiej komercji.
No musi być swiadomy, bo przecież jest już stałym zwycięzcą (bądź nominowanym?) Złotej Malinki ;) W sumie śledzę jego filmografię i ostatni sensowny film z jego udziałem to "Adaptacja" sprzed (!!!) 5 lat. Ostatnio? Hmmm, kompletny gniot w postaci "Ghost Ridera", jeszcze większy gniot w postaci "Next". Na szczęście "Kultu" nie oglądałem i chyba w ogóle zacznę omijać produkcje z jego udziałem.