Na tamte czasy może i był świetny, ale teraz nie robi na mnie żadnego znaczenia. W tym właśnie upatruję osobistą porażkę tego filmu. Kultowy to on może być, ale dla mojego taty, jednak nie dla mnie, bo dla mnie ten film jest nudny i o niczym. Może gdzieś tam przebąkuje się coś o wolności, ale to co się dzieje w filmie nie znalazło u mnie w niczym uznania. Trochę bez sensu. Szkoda.
www.taniedvd.blog.onet.pl
Dla mnie to film o życiu bez wartości, a nie o wolności. Nie podobało mi się zakończenie i ogólnie zawiodłem się bardzo. Tylko genialna gra Nicholsona uratowała u mnie 6/10.
Dlaczego uważasz, że Easy Rider traktuje o życiu bez wartości? Mógłbyś to rozwinąć.
Ja tylko napiszę że zgadzam się z wami.Zanim obejrzałem ten film trochę inaczej sobie wyobrażałem ten film.Liczyłem na większy polot,jakąś akcję bardziej przygodowe kino.A otrzymałem kiepskie rozmowy o wolności i beznadziejne zakończenie(sam film nie wiele lepszy).Sytuację ratuje trochę muzyka ("Born to be wild") ale już na pewno nie Jack Nicholson którego po prostu nie uważam za jakiegoś wybitnego aktora.
Ten film istotnie stracił na wartości, tzn może nie sam film, ale czasy go zmieniły.
Błędne postrzeganie wolności w obecnych czasach jest przyczyną tego, że film jest nieaktualny. Za bardzo się boicie, sracie w gacie by zrobić coś takiego, by być wolnym. Wykreowaliście sobie sztuczną wolność słowa i wpajacie sobie do głowy, że wolność od 89 jest wolnością. W dodatku kompletny brak polotu, własnych myśli, pomysłu, buntu wśród młodzieży...
Ot co, cała grupa pozerów, sztucznych palantów podlegających władzy, która wpaja im że są wolni...
Tacy właśnie WY jesteście.
Słuszna uwaga. Potrzeba ogromnej odwagi by być wolnym. Cena wolności także jest ogromna. Lepiej płacić podatki siedząc pod ciepłą pierzynką niż wsiąść na choppera i pojechać w kierunku słońca.
Hmmm... Wydaje mi się że to czas raczej zweryfikował hippisowsko -
beatnikowskie wyobrażenie "wolności"... Posłużę się cytatem.
"Gdy wyparowały utopie, w których poprzednie pokolenie wyrażało swój
stosunek do świata, gdy nastały czasy kryzysu - nie tyle ekonomicznego,
ile kryzysu tożsamości - musiały pojawić się istotne wątpliwości, czy
powszechny optymizm nie był przedwczesny. Zaczęły ujawniać się
obosieczne efekty różnych społecznych "eksperymentów". Rewolucja
obyczajowa wyzwoliła jednostkę z okowów tradycji, doprowadziła jednak do
zaniku trwalszych więzi między ludźmi, zredukowała je do powierzchownych
kontaktów. (...) W nadmiarze symboli i znaczeń, w różnorodności
możliwych do przyjęcia wzorów jednostka gubi się, proces społecznej
komunikacji zostaje zakłócony."
Jerzy Uszyński "Wpływy i światopogląd", w: "Jim Jarmusch", oprac. Ewa
Mazierska, FSF, W-wa 1992 r.
Zauważcie, jak bardzo powierzchowna jest "wolność" bohaterów ER.
Możliwość przemieszczania się nie daje wolności, daje ją stan ducha,
którego niestety nie udało im się osiągnąć. Bliżsi tej postawy byli być
może hippisi z komuny, w której zatrzymali się bohaterowie, ale ich
optymizm jest dla mnie zbyt naiwny, żeby mógł mnie przekonać. Zwróćcie
też uwagę na powierzchowność wszystkich kontaktów, w które wchodzą
bohaterowie... Np. tzw. "wolna "miłość" w tym przypadku oznacza po
prostu przypadkowy seks z nieznajomymi kobietami...
Uśmiałam się też przy scenie, kiedy Fonda daje Nicholsonowi jointa - co
do szkodliwości lub jej braku w przypadku Marii J. można się spierać,
ale ta scena mogłaby posłużyć jako marnej jakości spot reklamowy...
Generalnie film, tak jak, niestety, znaczna część pomysłów dzieci-
kwiatów, jest dość naiwny.
Piewcom easyriderowej wolności polecam na koniec "Inaczej niż w raju"
Jarmuscha i - dla rozrywki - "Las Vegas Parano" Gilliama.
Pozdrawiam
Być może zbyt powierzchownie oceniasz ten film. To jest film o wolności ale bohaterowie nie sa wolni lecz starają się nimi być...ich wolność jest powierzchowna nacechowana symbolami typu - wyrzucony zegarek, to samo dotyczy ludzi w komunie. Myśle że momentami mogą poczuć się wolni lub bardziej 'poczuć stan wolności' zwłaszcza w scenach ilustrowanych muzyką, jednak cały czas wracają na ziemie, ograniczeni są pieniędzmi i samym celem czyli Mardi Gras, w trakcie podróży cel jednak przestaje być podmiotem wyprawy co potwierdza sam Wayatt w którymś z dialogów. Zakończenie świadczy o tym, że droga do pełnej wolności jest niemożliwa w dzisiejszych czasach. Film jest prawdziwie kultowy właśnie z tego względu, gdyż jak mi się wydaje Denis Hopper nieświadomie zawarł w nim to przesłanie.
No właśnie! Nie ma co spłycać! Zresztą oni sobie nie uświadamiają, że reprezentują wolność, nie czują się wolni. Tak ich widzą inni, którzy ich nie rozumieją. Nie chodzi o to czy są wolni i w jaki sposób. Do pewnych kwestii podchodzą hedonistycznie, inne mają gdzieś, kiedy indziej są wyrzutkami. Jednak w ich głowach jest to, że są tacy a nie inni. Co do tych hipisów w komunie, to bzdura, że reprezentują "wolność". Spróbuj sobie pożyć w takiej społeczności, w komunie czy na squocie albo gdzieś to się przekonasz jaka to wolność a udaj się na wyprawę motocyklem bez pośpiechu i planu z bliskim człowiekiem bądź ludźmi to dostrzeżesz różnice.
Podpisuję się pod Twoim komentarzem. Dzisiejsze pokolenia nie wiedzą co to wolnośc i boją się jej.
trzeba sobie zdawać sprawę, że nam czegoś brakuje, a wtedy nie każde radykalne działanie wymaga wiele odwagi. ludzie czasem po prostu nie myślą i tyle. dlatego tkwią w sytuacjach, których ten wspaniały film jest przeciwieństwem.
fajnie jest zrobić coś dla siebie, świadomie żyć. można się też tylko snuć, ale po co..
ble ble ble brednie...
jedni mi udowadniają że ten film to tylko niefrasobliwa i niechlujna próba zarejestrowania tamtych wspaniałych czasów....drudzy twierdzą że to manifest jakiejś wielkiej czystej prawdziwej wolności ;) (motor, koka i kwas - rzeczywiście wolnośc jak chuj) czy doszukują się w tym jakiejś nietzscheańkiej filozofii afirmacji zycia itd. itp. ;)
to był bardzo ważny film w tamtych czasach jak powiedzmy człowiek z żelaza dla ludzi triumfującej Solidarności kiedy na chwile po sierpniu zelżała cenzura i taki film można było zrobić....(najsilniej oddziałujący w swoim czasie)
natomiast easy reader to zwykły film - dla nas.... a WIELKI FILM W ROKU 69' ....proste jak chuj
Nie doszukujmy się w nim jakiegoś wielkiego przesłania czy filozofii ;) ot fajny portret drugiego zrewoltowanego oblicza ameryki pod koniec lat 60'
pozdrawiam Piotr Morawski
FB : 'Piotruś Morwa'
"Mówiłem już, że nie chcemy być szczęśliwi. Pragniemy czegoś innego. Ściśle rzecz biorąc, nie chcemy być bezwarunkowo szczęśliwi. Gotów jestem być szczęśliwy, jednak pod warunkiem, że będę miał to, tamto i jeszcze coś innego. Ale w gruncie rzeczy to tak samo, jakby powiedzieć do przyjaciela lub Boga, albo do kogokolwiek innego:
- Ty jesteś moim szczęściem. Jeśli nie posiądę ciebie, to nie będę szczęśliwy.
Jest to bardzo ważne stwierdzenie i musimy je w pełni zrozumieć. Nie potrafimy być szczęśliwi tak sobie, po prostu dla samego faktu; żądamy spełnienia jakichś tam warunków. Mówiąc dosadnie - nie potrafimy wyobrazić sobie, że można być szczęśliwym bez spełnienia tych warunków. Nauczono nas wiązać szczęście z ich występowaniem.
Zatem pierwsza rzecz, jaką musimy uczynić, jeśli chcemy się przebudzić, to uświadomić sobie ten fakt. Jeśli pragniemy kochać, jeśli chcemy być wolni, jeśli tęsknimy za radością, pokojem i duchowością, to musimy to zrozumieć. To właśnie dlatego duchowość jest czymś jak najbardziej praktycznym na świecie. Wymyślcie cokolwiek bardziej praktycznego niż duchowość, taka, o jakiej mówię. Nie mówię ani o pobożności, ani o dewocji, ani o religii, ani o oddawaniu czci, ale o duchowości - a więc o przebudzeniu, i tylko o przebudzeniu! Spójrzcie na ludzi o zranionych sercach, na samotnych, spójrzcie na przerażonych, zagubionych, spójrzcie na konflikty uczuć w sercach ludzi, konflikty wewnętrzne i zewnętrzne. Przypuśćmy, że poszukaliście kogoś, kto znalazł sposób na pozbycie się tego wszystkiego.
Załóżmy, że osoba ta podała sposób uniknięcia tego olbrzymiego drenażu energii, zdrowia, emocji spowodowanego tymi konfliktami i uwikłaniami. Czy chcielibyście tego? Przypuśćmy, że ktoś pokazał nam sposób, dzięki któremu moglibyśmy prawdziwie nawzajem kochać się, żyć w pokoju i w miłości. Czy można wymyślić coś bardziej praktycznego? A jednak ludzie sądzą, że wielki biznes jest czymś bardziej praktycznym i że praca jest czymś bardziej praktycznym, i że nauka jest czymś bardziej praktycznym. Ciekaw jestem, jakie to korzyści mamy z lądowania człowieka na Księżycu, jeśli my sami nie potrafimy żyć tu, na tej ziemi?"
Anthony de Mello "Przebudzenie"
Trudno sie z wami nie zgodzic.Przez obejzeniem duzo sie po nim obiecałem.A tu kloc.Nudny no i ta koncowka wrecz idiotyczna
Film sredni,przecietny.Jedynie co mi sie podobało to krajobrazy bo dialogi i fabuła no coz.... 5/10
Cyt. "Kultowy to on może być, ale dla mojego taty"
Cóż, tak zwane "pokolenie dzieci NEO" jest tak skretyniałe, że potrafi tylko siedzieć przed konsolą i grać w FPSy. Nie jesteście godni, analfabetyczne bachory, aby komentować poważne filmy.
zgadzam się w 100%. Na szczescie film ogólnie do dzis jest uznawany za dzieło sztuki
Zgadzam sie z toba w 100% jesli ktoś pisze o tym filmie krytycznie znaczy
ze go nie rozumie i co najważniejsze nie zrozumie.Nie ma co dyskutować
krótka piłka nie rozumiesz wiec nie pierdol
Dobry film :) a muzyka po prostu świetna... (jak dla mnie mogłoby być więcej troszkę Hendrixa, ale 'If the 6 was 9' jest genialne).
aha, czyli można mówić tylko dobrze o filmie, bo inaczej jestem kretynem i dzieckiem neo. Nawet jeśli mi się nie podobał, to i tak żeby być fajnym i dojrzałym powinienem mówić że mi się podoba bo ma ukrytą filozofię, której oczywiście nie wytłumacze bo i tak nie zrozumiecie bo jesteście NEO.
nie, ale nie da się ukryć, że ten film ukazuje obraz kontrkultury amerykańskich lat 60, a to że ludzie wtedy przeżywali kryzys tożsamości przez co powstały ruchy bitników i hipisów na pewno wywarło ogromny wpływ na dzisiejsze U.S.A i zresztą nie tylko więc jest to niezmiernie istotne dla nas nawet dziś, a film ,zresztą oceniony przeze mnie 10/10, opowiada o tym, to że na końcu giną głowni bohaterowie interpretuję osobiście jako próbę jak ,dla mnie zresztą udaną, pokazania jak bardzo trzeba się poświęcić by stać się wolnym jak chcieli tego bohaterowie, a dla nas dziś przesłanie o kontrkultuzre uważąm za konieczne bo jeśli takową dziś stanowią hip-hop'owcy to ja to przepraszam za wyrażenie, ale po prostu pierdolę, a dla wiadomości wszystkich ten film jest też o narkotykach ( nie mówie tylko o ganji ) w końcu scenę na cmentarzu podobno naprawdę kręcono na LSD !
Nie przejmuj się. Ja urodziłem się w 1965 i ten film jak był tak jest dla mnie bezwartościowy. Ukazuje pustotę ludzi którzy nazwali wolnością to co nia nie jest.
"jesli ktoś pisze o tym filmie krytycznie znaczy
ze go nie rozumie i co najważniejsze nie zrozumie.Nie ma co dyskutować
krótka piłka nie rozumiesz wiec nie pierdol"
Ja pierdolę. Co z was za zakute, elitarystyczne pały. Chwalicie film który stanowi pochwałę wolności, a wolność polega również na swobodzie wypowiedzi. Zapatrujecie się w hipisów, a sami piszecie: "zgadzam się w 100%. Na szczescie film ogólnie do dzis jest uznawany za dzieło sztuki". NA SZCZĘŚCIE _JEST UZNAWANY_?! PIERDOLIĆ TO! Ważne jest to, co sądzi JEDNOSTKA (taka jak autor wypowiedzi), a nie pierdolony ogół! Co za jebana hipokryzja, nieprawdopodobna historia.
Ha, i wiecie co wam powiem? Powiem wam, że ja z tego filmu pobrałem z deczka inną lekcję niż wy. Zwróćmy uwagę na trzy szczegóły. Po pierwsze - bohaterowie czują się wolni dzięki temu, że mają dużą ilość forsy, którą uzyskali z procederu szmuglowania kokainy oraz zdobyli dzięki śmierci Dżordża. Po drugie - zwróćcie marny żywot komuny hipisowskiej, która beznadziejnie próbuje wydobyć jakieś pożywienie z suchej gleby, czy też ich hipokryzja: niby pis end lof for ol, a z drugiej strony denerwują się za każdym razem, kiedy przyjeżdża ktoś nowy. Po trzecie - moment objawienia prawdy najświętszej w co drugim hollywoodzkim filmie czyli ACID TRIP! Każdy znawca hipisowskich czasów wie, że złego tripa pod wpływem kwasu łapie się tylko pod wpływem złych myśli. Czy człowiek wolny może być nieszczęśliwy (sami już sobie odpowiedzcie)?
Reasumując, wyłapałem z tego filmu dwa morały: a) konfederaci to chuje b) stan wolności jest nieosiągalny bez posiadania dużej ilości pieniędzy.
Punktu a) nie muszę tłumaczyć, bo to każde bezstresowo wychowywane dziecko wie, że to głupie buce które w nocy zabijają prawników maczetami a w dzień zawsze wożą ze sobą strzelbę nabitą z myślą o dokonaniu krwawego mordu na jakichś niewinnych hipisach. Punkt b) zaś już przybliżyłem. Uczciwi hipisi cierpią. Nasi główni bohaterowie z kolei, po trupach przyszłych kokainowych ofiar i swojego jednorazowego przyjaciela świetnie się bawią, myślą sobie, że pieprzyć redneków, że już są blisko nirwany, gdy nagle na ziemię sprowadza ich kwasowa podróż po najdalszych zakątkach umysłu, który ujawnia mroczne tajemnice ich własnej podświadomości i ukryte nieszczęście (m.in. prawdę, że swoje dobre samopoczucie oparli na cierpieniu innych). Najlepiej (by) się z nich bawił Dżordż, który miał poczucie, że zawsze ma do czego wrócić - poczucie, które posiada każdy człowiek i którego nie da się zwalczyć. Był po prostu wolny od wszelkich zmartwień, a to właśnie taki stan wolności smakuje najlepiej.
Tak więc film oceniłem na 5/10. Czemu? Bo autorzy chcieli wpoić swój wolnościowy przekaz widzom w sposób tak tani i tak nachalny, że szkoda gadać. Szczególnie ubodła mnie scena z zegarkiem, no i "poruszający" finał, który był tak czarno-biały w charakterologicznym tego słowa znaczeniu, że aż mi ręce opadły.
Następnym razem przeczytaj dokładnie co piszą inni. Z tego co wyczytałem było już napisane, że główni bohaterowie starają się być wolni, a nie że nimi są. Byli naiwni. Kosztem wolności innych próbowali zdobyć własną. Wolność jest nieosiągalna? W społeczeństwie: nie jest. Jest utopią. Jednostka nie może być wolna wśród ogółu, zawsze są prawa i ograniczenia (jak wspomniałeś).
To nie jest film gloryfikujący hipisów! To film o poszukiwaniu wolności, którą doświadczamy tak naprawdę dopiero po śmierci.
Co do Twoich "morałów"... żal. Naprawdę wierzysz w te brednie, które napisałeś? :P
O rany, ale kłótnie.
Widać z tego, że film działa po 40 latach. To też sukces. Po co tylko tyle nienawiści w słowach? Jak ktoś uważa, że nie przekonuje go sposób ukazania kwestii dotyczącej wolności w filmie, to niech to napisze na spokojnie, a nie pluje żółcią i trucizną. No chyba, że ktoś poczuł, że film jest dla niego policzkiem.
Mniejsza o to - ważne, że zwyciężyło czyste kino. Bo jak widać widzów nie poruszają kreacje aktorskie, widzów nie porusza temat (zdaniem wielu głupi) czy muzyka itd. Jak widać po dyskusjach - ludzi poruszyło - cytując Hitchcocka - czyste kino. I to jest zwycięstwo 'Easy Ridera'. Skoro jesteście tak wzburzeni tym co tam widzieliście, to znaczy, że wygrał film, który wywołał jakieś pożądane wrażenie, odczucie.
Oj, panie, panie, (pani, pani?) detektor ironii szwankuje :) tzn, przynajmniej jeżeli chodzi o morał a). Ale też nie do końca, odpowiedz mi na proste pytanie: jaki wizerunek mieszkańców Południa został zaprezentowany w tym filmie?
Morał b) jest dokładnie esencją tego, czego nauczył mnie Easy Rider. Czyli, że bez mamony w tym świecie ani kroku się nie zrobi.
Zresztą, z innej bomby, przyganiał kocioł garnkowi. Zauważ, że odpowiadałem na konkretny post jednego z (jak to pięknie ujęła AgaWu, brawo!) "filmwebowych faszystów), to raz. A po dwa, daj mi cytat, w którym napisałem, że "film gloryfikuje hipisów" bądź synonim. "Pochwała wolności" jak na mój gust synonimem nie jest. Inna rzecz, że tak jest w istocie. Co druga scena przedstawia głównych bohaterów jako fajnych ziomków - ujeżdżają swoje stalowe bestie, mają ujęcia z kozackich perspektyw, świetnie się bawią, a w tle leci wesoła muzyka, typu Hendrix ("If Six Was Nine" - typowy utwór mówiący o tym, jak to fajnie jest mieć wy**bane na wszystko i wszystkich). I co najlepsze, by tak sobie fajnie żyli dalej, gdyby nie wieśniaki z Południa, winne w tym świecie za całe zło tego świata, takie jak rasizm, nietolerancja, powodzie, Hitler itepe.
Dobra, miałbym jeszcze tutaj sporo do napisania, ale mam taką niepisaną zasadę, że nie dyskutuję na temat danego filmu z osobami, które dały mu 10/10. Dla mnie znaczy to tyle, że ten film to dla użytkownika świętość porównywalna z Hadżarem dla muzułmanów i nie da się na jego temat racjonalnie dyskutować. Zatem dziękuję, dobranoc.
Eh... film Ci się nie podobał, w porządku. Do tego nic nie mam i nie miałem. "Czepiłem" się Twoich argumentów, które są po prostu przesadzone ;P
b) Oczywiście, że nie. ale napisałem w poprzednim poście dlaczego.
Nie odbieraj filmów tak dosłownie. Zwłaszcza tych starych. Problemy w filmie dotyczą także i nas, dzisiaj.
Tak naprawdę to niewiele się zmieniło... .
Co do wieśniaków... nawet "mohery" w naszym kraju robią swoje. O osobach w naszym rządzie nie wspomnę.
Spróbuj spojrzeć na film trochę pod innym kątem.
No i na koniec, raz: "(pani, pani?)"?
Dwa: przestań z tym argumentem "południa", akcja filmu dzieje się na południu, gdzie Ty chciałeś zrobić film o dążeniu ku wolności na motocyklach? w Nowym Yorku?... Równie dobrze mogę argumentować, że akcja filmu "Dzień Świra" dzieje się w Polsce (zapewne w stolicy lub innym większym mieście), dlatego też sądzę, że film pokazał mi ludzi ze stolicy, czyli "świrów" (to był przykład, umyślnie tak głupi, uwielbiam ten film).
Niby ironia, a brzęczysz jak najęty w dwóch najdłuższych postach. :) Widać pomyliłeś czytających z kimś, kogo obchodzą twoje - przeklnę sobie - poglądy. Wyluzuj, puknij pannę (masz?) i wtedy faktycznie dobranoc.
Po prostu czasy hipisów się skończyły, nie ma prawdziwych hippisów, chyba że menel albo bezdomny to jest nim, bo oni mają wolność.
ble ble ble brednie...
jedni mi udowadniają że ten film to tylko niefrasobliwa i niechlujna próba zarejestrowania tamtych wspaniałych czasów....drudzy twierdzą że to manifest jakiejś wielkiej czystej prawdziwej wolności ;) (motor, koka i kwas - rzeczywiście wolnośc jak chuj) czy doszukują się w tym jakiejś nietzscheańkiej filozofii afirmacji zycia itd. itp. ;)
to był bardzo ważny film w tamtych czasach jak powiedzmy człowiek z żelaza dla ludzi triumfującej Solidarności kiedy na chwile po sierpniu zelżała cenzura i taki film można było zrobić....(najsilniej oddziałujący w swoim czasie)
natomiast easy reader to zwykły film - dla nas.... a WIELKI FILM W ROKU 69' ....proste jak chuj
Nie doszukujmy się w nim jakiegoś wielkiego przesłania czy filozofii ;) ot fajny portret drugiego zrewoltowanego oblicza ameryki pod koniec lat 60'
pozdrawiam Piotr Morawski
FB : 'Piotruś Morwa'
Czytam te wasze wypowiedzi i śmiać mi się chce. Żaden z was, jak was się tu trzydziestu wypowiedziało, nie zrozumiał tego filmu. Ten film się ogląda NA FAZIE. I wtedy żadne komentarze nie są potrzebne. :) 10/10. :)
hehe...
Kokaina, trawa i ofiary narkomanii po których stąpają główni bohaterowie ku wolności.Nie przyszło wam do głowy że zażywanie narkotyków które społeczeństwo potępiło jest też formą wolności?Nie ma czegoś takiego - zażywaj co chcesz.Jeśli nawet ktoś chce umrzeć z przedawkowania to nie może gdyż odgórne zasady mu tego zakazują.A czyż wybór tego w jaki sposób chce się umrzeć lub co się chce robić nie jest najwyższą formą wolności ? Najlepszym przykładem są osoby skazywane za eutanazję gdyż skracali męki pacjentów którzy ich o to prosili. Wolność to bardzo szerokie pojęcie ogarniające swoim znaczeniem wszystko to co chcą robić ludzie nie ograniczając wolności (choćby ograniczonej) innych.
easy rider lepiej traktuje o wolności niż ten Twój cały typowo amerykański Shawshank
to NIE jest film o wolności jako takiej, ale o dązeniu do niej. Utopijny obraz wolności, którą opowiada zjarany prawnik, (kosmici itp) jest jedynym faktycznie wolnym "ustrojem" w filmie. Jeśli czlowiek chce żyć w społeczeństwie, nie bedzie nigdy wolny, bedzie od społeczeństwa zależny, albo za nie odpowiedzialny. Wolny jest tylko ten co NIC nie musi. Nie musi płacic podatków, pracowac na jedzenie, być za nikogo odpowiedzialnym, jedynie za siebie. Takie życie jest nie mozliwe. Na początku filmu, ze słowami zazdrosci mozemy oglądać obiad u rolnika. Wyatt mówi mu wtedy, ze jest wolny i powinien być z siebie dumny bo zyje z ziemi, ze swojej pracy i nikomu o nic nie musi sie prosić. Taka idylla, Przemyślcie to
ja wiem o czym jest ten film chciałem tylko sprowokować założyciela tematu neandertala ...
ja bym użył takich słów - anarchiczne zachłyśnięcie się wolnością ,która to w interpretacji "trojki wspaniałych"(Fonda ,Hopper,Nicholson ) nie ma bytu w dzisiejszym świecie ,jest zwodnicza i prowadzi donikąd .