Studenci college'u padają jak muchy od ciosów nożem tajemniczego mordercy...
I co? I tyle? Ano tyle. "Final Exam" to po prostu jeszcze jeden młodzieżowy slasher, powstały na fali popularności takich tytułów, jak "Halloween" czy "Friday the 13th". Oryginalnością film Jimmy'ego Hustona bynajmniej nie grzeszy, mimo wszystko jednak, nie rozumiem narzekań na niego. Dostajemy dokładnie to, co nostalgicznego widza pociąga najbardziej w przedstawicielach nurtu z czasów jego świetności. Jest więc przemiły klimat beztroski "made in eighties": głupawe osiłki i nerdy, dziewczyny w (bardzo) krótkich spodenkach, potajemne schadzki na tylnym siedzeniu kabrioletu itd., itp.
Sceny morderstw, choć praktycznie bezkrwawe, potrafią być efektowne (najlepsza to "pojedynek" na sali gimnastycznej). Sama postać mordercy to mieszanka cech Jasona i Michaela Myersa: niema, podążająca ciężko niczym lokomotywa, obdarzona ogromną siłą maszyna do zabijania. Niestety (a może "stety"?), w trakcie seansu nie dowiemy się na jego temat nic konkretnego, co jest jednak posunięciem najwyraźniej celowym: psychol nie nosi maski, a gdy już ujrzymy jego oblicze w pełnej krasie, zdajemy sobie sprawę, że twórcy nie zamierzali się z nami bawić w zgadywanki co do jego tożsamości. Dużo miejsca poświęcono za to przedstawieniu poszczególnych postaci: ekspozycja zajmuje większą część trwania obrazu, dzięki czemu możemy szczegółowo zapoznać wszystkich bohaterów, którzy niebawem zostaną wyeliminowani.
Mi tam odpowiada takie podejście, w trakcie seansu nie nudziłem się ani przez chwilę. Owszem, dla smaku przydałaby się może odrobina gore oraz golizny (jedna para piersi przez ułamek sekundy, porządnego slashera jeszcze nie czyni). Jak to jednak mawiają: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Przyzwoita średnia, na pewno widywałem znacznie słabsze twory o zbliżonej tematyce i konotacjach.