Najnudniejszy film Marvela, jaki kiedykolwiek widziałem. Jennifer Garner już w Daredevilu była bez
polotu i w ogóle nie dopasowana do ogrywanej roli. Zrobienie z niej głównej bohaterki było wielkim
błędem.
8 lat minęło i w międzyczasie Marvel wys*ał wiele kaszaniastych pseudodzieł filmowych, przez pychę twórców aspirujących do miana filmów. Teraz, w porównaniu z nimi, Elektra jest nienajgorszym filmidłem z czasów, gdy woke nie rządził branżą filmową, a w Hollywood robiono jeszcze czasem filmy wielkie, a nawet genialne. Teraz ciężko o choćby jeden tak wyborny film na rok. A kiedyś, cóż... Z rzewnością wspominam czasy, gdy co roku kolejne statuetki musiały sobie nawzajem z pysków wyszarpywać liczne arcydzieła X muzy stające w szrankach z najlepszymi z najlepszych. Teraz ci "najlepsi z najlepszych" to z reguły filmy co najwyżej przeciętne (a i to czasem nie), ale ważne przecież, że liczba czarnych, żółtych i tęczowych kobitek z modnym wokeg*wnem w ustach (i ilekroć owe "twórczynie" dają wywiad, to smród nawet tutaj czuję!) na liście płac się zgadza :) Powiem szczerze, iż do zwykłych prostytutek czuję więcej estymy niż do tych pożal się Boże stworzeń, które śmią nazywać same siebie kobietami, choć jedynym, co je z ową płcią łączy, jest zwykle tylko brak ptasz*a - a i nawet to nie zawsze...