PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=196074}
5,3 72 tys. ocen
5,3 10 1 71885
2,6 24 krytyków
Eragon
powrót do forum filmu Eragon

... przynajmniej po 1. rozdziale, bo tyle udało mi się na razie przeczytać. O ile "Eragona"
czytałam z wypiekami na twarzy (cóż poradzić, miałam 10 lat), "Najstarszy" bardzo mi
się podobał (11 lat), o tyle po 3 latach mam już na tyle rozwiniętą potrzebę piękna, że
tego grafomaństwa znieść nie mogę.
Daruję sobie streszczenie pierwszych dwóch części (jakie jest obecne na początku
owej powieści) i przejdę do treści właściwej.

1.WROTA ŚMIERCI

"Leżał na brzuchu, ukryty za grzebieniem piaszczystego wzgórza porośniętego rzadkimi
źdźbłami trawy, ciernistymi krzakami i małymi kulkami kaktusów.'"

Każdy normalny autor napisałby, że było to wzgórze porośnięte rzadką roślinnością. Ale
nie Paolini, który robi całkowicie niepotrzebny opis jak z książki przyrodniczej.

"Kruche łodyżki zeszłorocznej roślinności kłuły go w dłonie, gdy powoli pełzł
naprzód(...)"

I tylko w dłonie? Czyżby miał na sobie jakąś ciężką zbroję, najbardziej adekwatny strój
do latania na smoku, szybkiego biegania i chowania się przed potworami vel
psychopatycznymi mordercami vel Ra'zacami?

"(...)próbując przyjrzeć się Helgrindowi, górującemu nad otaczającą go krainą niczym
czarny sztylet wbity we wnętrzności Ziemi."

Górował jak sztylet - ciekawe porównanie. Zresztą Roran i Eragon są już tacy cool, że
odbyli podróż do wnętrza Ziemi? Czego się nie robi z miłości...

"Zazwyczaj niedosłyszalny, ruch powietrza teraz wydawał się Eragonowi (...)
nienaturalnie głośny (...). Nie zwracał jednak na to uwagi."

Fajnie. Obok wali coś jak młot pneumatyczny, a on nic. Przypuszczalnie mogłyby tam
również wylądować ze trzy odrzutowce, on by i tak nic nie usłyszał.

"Dopiero po chwili Eragon zorientował się, że każdemu z nich brakowało ręki, nogi
bądź jednego i drugiego."

Chris zaczyna się już gubić w zeznaniach: oto mamy naszego superhero ze wszystkimi
mocami i oto nasz heros nie jest w stanie się dopatrzeć czemu to ludzie "(...)kołysali się, podskakiwali, kuśtykali, szurali nogami, kręcili się wspierali na kijach bądź
podpierali rękami, maszerując na zadziwiająco krótkich nogach".

"(...)ciało owego mężczyzny - bądź kobiety, nie potrafił określić płci - składało się
wyłącznie z torsu i głowy, na której tkwiła wysoka na trzy stopy ozdobna skórzana tiara."

Nie potrafi określić płci, ale wie, że tiara jest wysoka na trzy stopy. Wow. Zapewne
używa tej suwmiarki, którą miał w oczach w części 1. ("fachowym okiem zmierzył
ślady", czy jakoś tak).

"Połowa młodzieńców potrząsała mocno swymi ramami, gdy unosili do kroku prawą
nogę (...), druga połowa trzęsła swoim, stawiając lewe stopy."

A pośrodku Jaruzelski: prawa, lewa, prawa. lewa.

"Za groteskową procesją ciągnął się, niczym ogon komety, korowód mieszkańców
Dras - Leony."

Jedno pytanie: po kie licho tu to porównanie do ogona komety? Porównanie ma
przybliżać obraz trudny w odbiorze, a jeśli dla Chrisa ten obraz taki jest trudny, to to za
dobrze o jego rozumie nie świadczy.

"Eragon zastanawiał się, czy w tłumie podąża także gubernator Dras - Leony, Marcus
Tabor."

Pewnie. Obserwujesz procesję, która jest tak jakby trochę dziwna i oryginalna, i
zastanawiasz się, czy idzie w niej jakiś tam jeden człowiek.

"(...) lecz Eragon usłyszał urywki zdań [z pieśni tego w tiarze, bez rąk i nóg] (...). To, co
zrozumiał, sprawiło, że zadrżał. Kazanie bowiem traktowało o sprawach, o których
lepiej nie wiedzieć, złowrogiej nienawiści dojrzewającej przez stulecia w mrocznych
jaskiniach ludzkich serc, by wreszcie rozkwitnąć pod nieobecność Jeźdźców; o krwi,
obłędzie i ohydnych rytuałach odprawianych pod czarnym księżycem."

Zadziwiająco długie i szczegółowe były te urywki zdań.

"(...) służalczy nowicjusze zanieśli najwyższego kapłana i obwiązali mu rany [które
sobie sam zrobił wbijając sztylet w kikuty] pasmami białego płótna."

I co jeszcze?! Może w następnej części rany będą obwiązywane chińskim jedwabiem?

"Jeden z akolitów wyskoczył przed szereg."

Hop - siup! Gimnastyka zawsze ważna!

"(...) lecz rozmyślne okaleczanie własnego ciała w świecie, gdzie człowiekowi każdego
dnia grozi kalectwo, wydało mu się czymś głęboko złym."

Nie, naprawdę? Poważnie? Jak on na to wpadł?!

"(...) Roran (...) Wymamrotał przekleństwo, które zniknęło w gąszczu jego brody (...). "

Ty, Eragon, patrz, przekleństwo! Jest, jest... już go nie ma!



To by było na razie na tyle.

ocenił(a) film na 1
littlelotte52996

"Ale "żywcem" przepisuję z książki, zostawiam literalnie wszystko, łącznie z interpunkcją"

To oznacza tylko tyle, że jest to kolejny błąd. Nie wiem, czyj, ale możliwe, że to Paolini jest tak żałośnie krótkowzroczny.

"Powiedz to mormonom, świadkom Jehowy albo jakiejś jeszcze bardziej "radykalnej sekcie"

No więc co? Świadkowie Jehowy napadają na ludzi i każą im dokonywać samookaleczeń pod groźbą zrobienia tego za nich?

"Nie jest wspomniane w tekście? Tego się akurat można domyślić"

No, nie wydaje mi się. Autor wyraźnie pisze po prostu o samookaleczaniu, co samo w sobie nie jest "czymś głęboko złym". Dopowiedzenie, że chodzi o zmuszanie do tego innych, to już, delikatnie mówiąc, bardzo swobodna interpretacja.

"Ale nasz super-ekstra-mega-hero potrafi przecież zachować spokój w każdej sytuacji"

Eee, tam - jak na chwilę zrezygnuje z bycia super-mega-ekstra-hero, to nawet lepiej.

"Skoro nic nie podbił, to czemu je nazwał "imperium"?"

Bo Imperium jest zue.



"I GDZIE TU LOGIKA SIĘ PYTAM??!!!"

(po co aż tyle tych pytajników i wykrzykników?)
No cóż, Paolini nie zamieszczał żadnych szczegółowych opisów tego, jak to się ci Jeźdźcy z Zaprzysiężonymi bili, więc cholera wie, jak to zdaniem autora było możliwe. Niemniej, te opisy walk Vraela z Asteri... tego, Galbatroniksem, gdzie ci dwaj walczą jeden na jeden, jasno pokazują, że Paoliniemu w ogóle nie postało w tej pustej główce, że Jeźdźcy przez wzgląd na miażdżącą przewagę liczebną mogliby bić Galbusia w grupie po iluś tam naraz. Albo też rozmyślnie coś takiego pominął milczeniem, aby chociaż poudawać, że sklecona przezeń historia ma sens.

Swoją drogą - czy tylko mnie imię Galbatorix wydaje się kretyńskie?

ocenił(a) film na 3
Der_SpeeDer

"Swoją drogą - czy tylko mnie imię Galbatorix wydaje się kretyńskie?"

Ja bym raczej zapytała: komu <i> nie </i> wydaje się ono kretyńskie? Chociaż mając w pamięci wypowiedzi fanów "twórczości" Paoliniego, pewnie wielu. Już kiedy sześć lat temu sięgnęłam po tę książkę, wydało mi się dziwne. Takie... hmm... znajome...? No tak, ale to Paolini - zapożyczeń u niego, ile gwiazd na niebie.

Ale jak się tak zastanowić, to przynajmniej "Galbatorix" da się je wymówić. Nie to, co - biorąc na chybił-trafił ze słownika na końcu książki - Thverr stern (...)" czy "Jierda theirra kalfis", lub wreszcie sławetny Tronjheim.

ocenił(a) film na 2
varda_t9506

To są grupy spółgłoskowe, które mają brzmieć "magicznie" i "strasznie". Paolini chce zrobić z siebie erudytę: upodabnia swój języków germańskich, co jeszcze nie jest takie okropne, bo to błąd wybaczalny. Ale Krzysiu myli się już w tym co pisze! Gdyby wymyślił wszystkie nazwy, jakich dotychczas nie było, to OK. Jeśliby pomieszał języki to też OK. Jeśliby przerabiał swój ojczysty język, to też jest OK, bo daje czytelnikowi frajdę z odgadywania słów. Ale nie wolno tego wszystkiego mieszać!

Samo imię "Eragon" daje skojarzenie z "dragon", więc ktoś, kto jest bardziej, że się tak wyrażę, zorientowany w słowach, od razu zgadnie, że coś o smokach tam się znajdzie.

"Arya" - w językach europejskich nie ma grup samogłoskowych (są tylko spółgłoskowe) więc to jest takie "cool" i "mhrrrroczne", i "magicznie". Ale zaraz, wróćmy się do języka ojczystego Krzysztofa... Przecież jest imię "Ariane". Coś podobne trochę, nie?

"Oromis" - to też takie "czarodziejskie", c'nie?:) Tak trochę z arabska (por. Chamis, Idrys).

Brom" - przez długi czas nie umiałam powstrzymać śmiechu. Widzieliście, żeby jakiś pisarz dawał guru swojego bohatera na imię "smród" (βρῶμος - bromos - wszak to z greki "smród")?

"Selena" - pewnie "księżycowe" imię miało dać nam obraz jej urody, ulotności etc. Jedno z niewielu normalnych imion.

"Islanzadi" - mnie się to kojarzy z Islandią, ale nie jestem pewna, czy jako królowa chciałabym mieć takie imię.

"Roran" - to jest trochę trudniejsze, ale tylko trochę. Szwedzkie "rörelse" oznacza ruch, ale nie wiem, czy to nie na Paoliniego zbyt logiczne. Duńskie "rør" to przewód w ludzkim ciele, rura, słuchawka telefonu. Podobnie szwedzkie "rör" to trzcina, rura, lampa elektronowa. No i jeszcze jest czeskie "rorýs" - czyli jerzyk.

"Glaedr" - "glädje" to po szwedzku bursztyn.

"Garrow - pewnie ma coś wspólnego z "garrote", czyli garotą - bronią do duszenia ofiary.

"Galbatorix" - to jest imię rodem z Galii - o czym świadczy "ix" na końcu. Obelix, Ideefix, Asterix, Panoramix...

Poza tym mamy jeszcze w powieści fioletowego kupca, szafirową smoczycę (dobrze, że nie ma na imię Lapis-Lazula), minimalne drzewo, kruka z błotnej rodziny albo powolnego rzeźnika.

Świetne imiona, nie ma co. Wszystko się znajdzie: angielski, szwedzki, niemiecki, francuski, arabski. I Paolini myślał, że to co robi jest trudne do rozeznania. Moje koleżanki mają takie powiedzonko, którego ja nie lubię, ale w tym wypadku muszę użyć: ŻAL.PL.

ocenił(a) film na 1
littlelotte52996

Nie oskarżałbym Paoliniego o taką dalekowzroczność... zważywszy na jego kompletną niewiedzę w kwestiach nawet banalnych (takich, których uczą nawet w podstawówce), poważnie wątpię, żeby rzeczywiście po tyle języków sięgał.

"Brom" - przez długi czas nie umiałam powstrzymać śmiechu. Widzieliście, żeby jakiś pisarz dawał guru swojego bohatera na imię "smród" (βρῶμος - bromos - wszak to z greki "smród")"

Przesadzasz. Po pierwsze, jest przecież taki pierwiastek, brom (ktoś złośliwy w Nonsensopedii stwierdził, że guru głównego bohatera winien nazywać się Azot). Po drugie, to nazwisko, którego Paolini w żadnym razie nie wymyślił i chyba naprawdę jest w użyciu. Nie słyszałem o żadnym Bromie w realu, ale o pułkowniku Cadiusie Bromie - jednej z postaci w grze Dawn of War - już tak.

Roran z kolei zawsze kojarzył mi się z Rodanem.

ocenił(a) film na 2
Der_SpeeDer

"Przesadzasz. Po pierwsze, jest przecież taki pierwiastek, brom (ktoś złośliwy w Nonsensopedii stwierdził, że guru głównego bohatera winien nazywać się Azot). "

Wiem. Czytałam. Ale ja tylko stwierdzam, co tak naprawdę znaczy jego imię. Myślę, że Krzysiu nie miał o tym pojęcia - chyba aż tak głupi by nie był.

Roran - Rodan. Nie wiem. Może tak. A może nie:) Mnie się zawsze kojarzył z Ronem z "Harry'ego Pottera". I jeszcze z Ursusem z "Quo vadis?". ale nie pytaj czemu, bo sama nie wiem. To znaczy Ursus był miły, sympatyczny i w ogóle bez porównania (Sienkiewicz i Paolini, brr :P), ale jakoś tak mi się skojarzył.

"Nie oskarżałbym Paoliniego o taką dalekowzroczność... zważywszy na jego kompletną niewiedzę w kwestiach nawet banalnych (takich, których uczą nawet w podstawówce), poważnie wątpię, żeby rzeczywiście po tyle języków sięgał."

A ja bym oskarżała. Może nie we wszystkich kwestiach, ale w paru... "Glädje" - bursztyn, a Glaedr był złotawy. Z Garrowem i Bromem żartowałam. I tak dalej...

Nota bene, wymień te jego kardynalne błędy. Przynajmniej się pośmieję.

ocenił(a) film na 1
littlelotte52996

A skąd ja ci teraz wezmę, z zakamarków pamięci, te wszystkie błędy? Kilka na pewno mogę wymienić.
(te tłumaczenia poniżej to dla tych, którzy też by to przeczytali, i z racji posiadania podobnej, co Paolini, "wiedzy", nie rozumieliby, w czym rzecz)

1. Eragon, chcąc zdobyć dla rodzinki mięso, po prostu wchodzi w królewski las i ot, tak sobie dokonuje odstrzału królewskich łani.
Zderzenie Z Brutalną Rzeczywistością: pan P. najwyraźniej w ogóle nie słyszał o czymś takim, jak regalia. Chłopi nie mieli prawa tak po prostu zabić zwierzyny pałętającej się po lesie - który to las należał przecież do króla, wraz z wyżej wspomnianą zwierzyną. W wielu krajach za coś takiego karano na gardle. Można oczywiście przyjąć, że w świecie Paoliniego nie ma regaliów, ale nie uwierzę, choćby mnie końmi włóczyli, żeby taki tyran jak Galbatroniks (moja wersja imienia brzmi chyba trochę mniej festyniarsko) odpuścił sobie roszczenie praw do zwierzyny na SWOJEJ ziemi.

2. Eragon użala się głośno na dyktujących ceny z sufitu, lokalnych kupców - wyrażając jednocześnie ulgę, że niebawem w Carvahall zjawią się kupcy wędrowni, którzy to ponoć sprzedają tanio.
ZZBR: w prawdziwym świecie jest dokładnie odwrotnie, z diablo dobrych przyczyn. Miejscowi handlarze - rzemieślnicy, rzeźnicy czy rolnicy - nie potrzebują żądać dużo za swoje produkty, wszystko bowiem wytwarzają na miejscu i nie ponoszą żadnych dodatkowych kosztów. Wędrowni kupcy natomiast ponoszą mnóstwo wydatków - na samą podróż i przewóz towaru, na cła i myta, dodajmy do tego jeszcze trudności związane z prawem składu (ciekaw jestem, czy Paolini ma pojęcie, co to jest prawo składu - a raczej, czy w ogóle wie, że coś takiego istniało), ryzyko napaści bandytów... Gdyby wędrowni kupcy w świecie Paoliniego faktycznie organizowali sobie wyprzedaże, to w rzeczywistości już dawno poszliby co do jednego z torbami. Do licha, nawet dzisiaj towary importowane są droższe ze względu na koszta związane z ich sprowadzaniem (transport, cło, itede) - Paolini jest aż tak głupi, że tego nie wie?

3. No, są ci przyjezdni w Carvahall, i mowa jest o kijach, "których struganiem zabawiali się goście".
ZZBR: ten kretynizm nie wymaga chyba szerszego komentarza. Doprawdy, nie ma to jak wiejskie rozrywki.

4. Przystąpiwszy do znęcania się nad jajem Saphiry, Eragon bierze młotek "z ciężkiej skóry".
ZZBR: jak żyję, nie słyszałem o młotku zrobionym ze skóry - ciężkiej, czy wagi piórkowej, to nie robi różnicy. OBITE skórą, to tak. Ale młotek zrobiony ze skóry wygląda (i brzmi) równie sensownie, co miecz zrobiony z glutaminianu sodu.

5. Kiedy Eragon ze wszech sił chce ukryć istnienie smoczego pisklęcia, autor posuwa się do nachalnego jak diabli chciejstwa - i z jego woli Garrow z Roranem wstają do pracy dopiero w południe, a Eragon wielokrotnie podwędza dla smoczka mięso z piwniczki i nikt tego nie zauważa.
ZZBR: po pierwsze, że się tak delikatnie wyrażę, chłopi nie wstawali z łóżek dopiero, kiedy słońce było już wysoko nad horyzontem. Zrywali się świtkiem i od razu szli do pracy, bo na jej niedobór nie mogli narzekać. Jeśliby Paolini wstał o świcie (bo wtedy wstawał, jak nas zapewnia autor), to w rzeczywistości w chacie byłby już ruch. Po drugie, mięso było dla chłopów towarem deficytowym i brak choćby jednej kiełbaski zostałby na pewno natychmiast zauważony.
Nie tu. Tutaj Eragon podkrada ze spiżarni wałówkę, jak mu się zachce - bez żadnych konsekwencji. Cały ten motyw jest równie sensowny, jak hipotetyczna sytuacja z bankiem, który regularnie ktoś obrabia - a dyrektor takiego banku w ogóle nie wzywa nawet policji.
Tylko u Paoliniego można znaleźć takie bzdurne i niewiarygodne motywy.

6. Chcąc ukryć pisklę smoka w leśnej dziczy, Eragon decyduje się wybrać na kryjówkę dlań wielką jarzębinę z konarami, stojącą samotnie na szczycie pagórka.
ZZBR: widziałem w życiu sporo jarzębin (kilka takowych rosło na przykład przed moją podstawówką i oglądałem je codziennie przez lata). ŻADNA nie była rozmiarów dębu i ŻADNA nie miała konarów. Jarzębiny są stosunkowo małe i gałęzie również mają drobne. Wielka jarzębina z konarami wygląda mi na efekt chorego eksperymentu genetycznego w dokonaniu Paoliniego. Aha - a stojące samotnie na szczycie pagórka (a tym samym doskonale widoczne już z daleka) drzewo, to doskonałe miejsce na kryjówkę chyba tylko dla upośledzonego umysłowo. Bo przecież samotne drzewa na wzniesieniach są kul - tak zapewne sobie pomyślał (?) Paolini. A sens to niech się idzie pie... tego, kochać.

7. Władca krasnoludów Undin (to jakiś krewny Fundina z WP?) gości Eragona podczas uczty na swoim dworze i zgodnie z krasnoludzkim zwyczajem, pierwszy próbuje potrawy, by orzec, iż - jak Paolini zapewnia w swoim słowniczku - jest ona dobra i bezpieczna (w sensie - nie zatruta).
ZZBR: to już nie jest niewiedza czy coś tam - to jest już czysta głupota i niezdolność do jakiejkolwiek refleksji nad własnymi pomysłami. Jestem w stanie przyjąć, że ten zwyczaj wziął się z tego, że kiedyś ci krasnale się usiłowali nawzajem wytruć. Ale z jakiej racji, podług tego zwyczaju, potrawy próbuje władca właśnie? Ten, kto ma zginąć od takiej trucizny? Kipierów tam nikt nie wynalazł? A jeśli wynalazł, to niech mi ktoś wyjaśni, w sposób nieuwłaczający własnej inteligencji, dlaczego wymóg próbowania potrawy na obecność trucizny przeszedł z kipiera na gospodarza? Dziwne, że Galbatroniksowi nie przyszło do głowy podać im jednak jakąś truciznę - w ciągu zaledwie kilku dni wszyscy władcy klanów by padli, jako te muchy.
Doprawdy, cały ten motyw jest tak głupi i bezsensowny, że słowa tego dosadnie nie opiszą.

8. Dla zapewnienia wygody swojej postaci, Paolini uznał, że Eragon powinien cały czas nosić pełną zbroję w plecaku. Dołożył mu też do tej zbroi jakiś magiczny assembler - technicznie podobny do maszynerii, jaka ubiera Tony'ego Starka w kostium Iron Mana (albo Tychusa Findlaya w intrze do SC2 - w kombinezon Marine), dzięki któremu Eragon może włożyć tę zbroję w dziesięć minut, nawet jeśli akurat leci na grzbiecie smoka.
ZZBR: mam nadzieję, że obecni mi na słowo uwierzą, że ciężkiej jak diabli i sporych rozmiarów zbroi, nie da się w żaden sposób nosić w małym plecaku. A już kompletnie nierealne jest wkładanie takiej zbroi podczas jazdy. Średniowieczni rycerze, nawet stojąc na własnych nogach, nie byli w stanie założyć zbroi w zaledwie dziesięć minut, a do tego potrzebowali zawsze przy tym pomocy. Rycerz w pełnej zbroi nie był w stanie samodzielnie wejść na konia - potrzeba było do tego specjalnego rusztowania, a delikwent był unoszony za pomocą liny, którą z drugiej strony ciągnęło kilku osiłków, osadzając go wreszcie w siodle. Paolini oczywiście o tych sprawach nie ma najmniejszego pojęcia - swoje pojęcie o masie i funkcjonalności zbroi czerpie najpewniej z doświadczeń zebranych podczas jazdy na desce (albo łyżworolkach), kiedy to nosił "zbroję" z plastikowych ochraniaczy na rzepy - w jego mniemaniu będącą porównywalną z prawdziwą zbroją, noszoną przez rycerzy.
Paolini. To. Pospolity. Debil. Po. Prostu...

9. Roran w Brisingrze urządza samej Nasuadzie pyskówkę, żeby odwołała Eragona z ważnej (wcale nie jest ważna, ale autor ma takie mylne przekonanie) misji - ponieważ chce go mieć jako świadka na swoim ślubie. Który to ślub bezwzględnie musi przeprowadzić, ponieważ zrobił swojej dziewczynie dziecko, a przecież nie można potomkowi fundować łatki bękarta, nie?
ZZBR: przepraszam bardzo... właściwie to SKĄD wzięła się w tym świecie zachodnioeuropejska koncepcja ślubu i wstrzemięźliwości przedmałżeńskiej? Cała ta idea ma swoje źródło w wierze chrześcijańskiej, której przecież w świecie Erasia nie ma, a i o jakiejkolwiek innej, jej podobnej religii, ani widu, ani słychu. Skąd więc ten cały szał wokół prudencji, więcej - w imię czego właściwie ta cała ceremonia jest odprawiana? Przypuszczam, że sam autor tego wszystkiego nie wie.
Swoją drogą, gdy Eragon dowiaduje się, że jest de facto nieślubnym dzieckiem, też nie może owej świadomości znieść... cytując mojego znajomego, mieszkańcy Carvahall powinni otrzymać nagrodę w kategorii "mistrzowie prudencji bez żadnego logicznego, filozoficznego ani metafizycznego uzasadnienia".

10. Eragonowi udaje się w końcu wydębić od kogoś nowy miecz, którym okazuje się być de facto japońska katana.
ZZBR: tu już się Paolini miota po prostu, jak opętany. Z jednej strony, wzorem Tolkiena, wybiera jako "background" świat pseudośredniowieczny, z realiami wziętymi od kultury europejskiej - i trzyma się tego, w kwestii związanych z wojowaniem. A tu nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, wcisnął w ten świat katanę - a zatem coś pochodzącego z zupełnie innej kultury. Wątpię, aby Paolini brał pod uwagę konsekwencje takich "odważnych" założeń.

To tylko kilka przykładów.

ocenił(a) film na 2
Der_SpeeDer

Świetne.
Tylko co do jednego się nie zgodzę. Mieszkasz w mieście? Całe życie spędziłam na wsi i wiem, że ceny lokalnych sprzedawców są dużo wyższe niż przyjezdnych. Wynika to oczywiście z zasady "niewidzialnej ręki rynku": lokalni sprzedawcy mają ograniczony rynek zbytu, więc żądają więcej za pojedynczy produkt. Wędrowni kupcy chodzą od miasta do miasta i pozbywają się produktów, więc mogą je sprzedawać trochę taniej. Poza tym kupcy muszą obniżać ceny, bo wiedzą, że ludzie mają to samo na miejscu - i to taniej - nic by nie kupili. Ale to taki szczegół :)

Dodam coś innego, za pańskim pozwoleniem, sir.

1. Eragon miał torbę wzmocnioną drewnianą ramą, którą nosił na ramieniu.
ADNOTACJA: Paolini się wyraźnie miesza, bo myli suknię z torbą. Suknie, co prawda, nosiło się na drewnianych stelażach, ale nigdy nie widziałam, ani nie czytałam, żeby nosić ze sobą - a w szczególności na polowanie - drewnianą torbę.

2. Eragon stwierdza, że "natura nie zdołałaby do tego stopnia wygładzić kamienia".
ADNOTACJA: jak widać, Paolini nigdy nie był nad jeziorem.

3. Podłoga w domu Erasia była wyłożona błyszczącymi od chodzenia deskami.
ADNOTACJA: gdyby średniowiecznego chłopa stać było na drewnianą podłogę, fruwałby nad nią, a nie, co dopiero pozwoliłby "wychodzić". Przecież w chatach były głównie klepiska, czyli podłogi robione z masy wodno-gliniano-piaskowej.

4. Eragon Roran i Garrota... Garrow bali się wyjść w czasie burzy z domu, bo obawiali się, że zabłądzą.
ADNOTACJA: uboga rodzinka ma w swoim obrębie tak ogromne gospodarstwo, że można było się w nim zgubić. Przy czym są też tak zamożni, że mają oborę, stojącą sto stóp od ich "posiadłości", podczas gdy w normalnym świecie - o czym Paolini nie raczył się dowiedzieć - obory chłopów były w "bliskim sąsiedztwie", czyli połączone z ich chałupinami. Idąc dalej tym torem, rodzina ma na tyle kasy, żeby każdy domownik miał własny pokój, a w nim łóżko. I może jeszcze to łóżko jest przykryte puchową kołdrą, co? Przy czym, każdy z chłopów nosi buty, nawet po domu, i może jeszcze pierze koszule w Vanishu. Na dachu jest dachówka, pewnie ceramiczna i błyszcząca, bo ją codziennie myli. Pozostaje tylko jedno pytanie: czemu przy tym stanie majątkowym, oni - jako wolni chłopi - nie przenieśli się do miasta?

4. Tragarze ustawili się wzdłuż głównej ulicy w wiosce.
ADNOTACJA: ulice w tej wsi były aż tak szerokie, że zmieściły się na nich stragany, tragarze i kupujący. Pomijając, że w przeciętnej "wilidż" nie było czegoś takiego jak "główna ulica", to przecież namiot/stragan + tragarz + klient =ok. 3 metry, czyli ulica musi mieć z 7-8m. Gdzie tu logika?

5. Arya w "Brisingrze" ma na sobie "zieloną jak las" suknię.
ADNOTACJA: wcale nie dziwię się mężczyznom, że się jej uczepili. Wtedy samotna kobieta w barze nie była czymś normalnym. Ale jaką miała suknię? W średniowieczu nosiło się długie, skomplikowane robrony, które skutecznie ukrywały "kobiece kształty". Jeśliby się przyczepić tego, że oni wcale nie byli "religijni", czyli ona mogłaby nosić suknię w innym stylu, mamy nielogiczność. Skoro ona była taka "klewer" i "intelidżent", to czemu po prostu nie przebrała się za chłopkę? Wiem, to by nie było romantyczne.

6. Brom miał w domu stosy książek i fotel wyściełany skórą wytłaczaną w różyczki.
ADNOTACJA: potentat finansowy się znalazł! Ciekawe jakim cudem zdobył te woluminy, skoro u nich nie ma druku, a przepisywanie ręcznie książek było niebotycznie kosztowne? I nikogo to nie dziwiło w tej ich "przeciętnej wioszczynie". Wszyscy też byli szczęśliwi i bezwarunkowo akceptowali u tajemniczego bajarza fotel wyściełany skórą w rokokowy wzór. Świetna wioseczka, nie ma co.

7. W jednoizbowej chacie był kominek.
ADNOTACJA: bez adnotacji. To mówi samo za siebie.

8. Nie tylko młotek, ale i siodło dla Saphiry były zrobione ze skóry.
ADNOTACJA: pocięli niewiadomo czym skórę, później, tym bardziej niewiadomo czym ją zszyli, założyli smokowi i było cacy. Innymi słowy, zrobili jej ozdobną derkę.

Idę spać. Dobranoc.

ocenił(a) film na 1
littlelotte52996

"Mieszkasz w mieście?"

Osiem lat życia spędziłem w mieście. Resztę (czyli lwią część) na wsi. Chociaż takiej bardzo blisko z miastem sąsiadującej.

"Całe życie spędziłam na wsi i wiem, że ceny lokalnych sprzedawców są dużo wyższe niż przyjezdnych"

Nie odnoś czasów współczesnych do średniowiecza. Dawniej nie było tak fajnie z transportem dóbr w obrębie jednego kraju. Głównym wabikiem na kupno "obcych" towarów, mimo ich ceny, było w zasadzie to samo, co dzisiaj ciągnie ludzi do "importu" - zawsze jest to coś, czego u nas kupić nie można. Poza tym, ciężko mi sobie wyobrazić w ogóle, czego mieliby szukać kupcy wędrowni w takim mikrym rynku zbytu, jak zapadła wieś na końcu świata. Chłopi nie są przecież bogaci - kto by od nich ten towar kupił? Ile by tego zeszło?
Aha - nie zapominajmy, że rozmaite rzeczy codziennego użytku (jak michy do jedzenia, stołki do siedzenia itp.) chłopi robili sobie w dawnych czasach sami - nie szli do sklepu i nie kupowali, chyba że w jakichś szczególnych przypadkach.

"Paolini się wyraźnie miesza, bo myli suknię z torbą"

Bo ja wiem? Może w tym świecie usztywnia się torby drewnem? Aczkolwiek bardziej widać tu usilną próbę przeniesienia do realiów fantasy owych usztywnionych waliz podróżnych.

ocenił(a) film na 2
Der_SpeeDer

Może w tym świecie reguły handlu są takie same jak w dzisiejszym?

Ci kupcy mogli wędrować od miasta do miasta i sprzedawać rzeczy własnego wyrobu. Dlaczegóż by nie? Mimo to, raczej dziwne jest, że kupcy nie poszli do najbliższego miasta tylko zatrzymali się w w wiosce. Żeby ich jeszcze było ze czterech. Ale nie! Tam przybyła cała karawana z kolorowymi namiotami (kolejna inspiracja wschodem?). I tych ubogich w zasadzie podróżnych stać było na kolorowe tkaniny. Poza tym, po cóż w mieścinie handlarz drogimi kamieniami? Ta Alagaesia była normalnie świetna, skoro chłopki za panowania przeokrrrrropnego i przestrrrrrrrrrrrasznego, i w ogóle będącego ucieleśnieniem zzzzzła całego Ideefixa... tego, tam Galbatorixa, nosiły klejnoty.

Co do tych toreb usztywnianych drewnem: było to niesamowicie wygodne: nosić walizkę na polowanie. Szczególnie kiedy chodzi się pieszo i dość długą trasę to jest najwygodniejszy bagaż. Materiał przecież nie jest cool.