Niech się nie kończy, bo każdy jego moment tchnie miłością, pięknem, autentycznością. Każdy kadr, każde spojrzenie, każdy bez wyjątku aktor nawet w najmniejszej rólce jest na swoim miejscu. Zakochałam się w tym filmie sercem stworzonym. Magia.
Jeśli kochasz nomen onen klisze widziane już po raz enty oraz wielbisz tak artystyczne słówka i uniesione zdanka miedzy wczesne liceum a późne gimnazjum to faktycznie - ocena zasłużona. ;)
Dobrze,że się skończył.Był sztuczny,płaski,a jedyna miłość w nim to uczucie Stevena do samego siebie.Poziom niektórych fragmentów obrazu pasował raczej do filmów klasy nie A,nie B,nie C ,może L !
Ten cały fragment szkolny to była katastrofa filmowa. Poziom młodzieżówek dla gimnazjalistów trumpowych.To niewidzenie,że kolega tatusia jest z nimi wszędzie i dopiero obserwacja filmików biwakowych powoduje opadnięcie łusek.Nikt inny tego nie zauważa .Łopatologia stosowana.
Michelle i Paul choć są znakomitymi aktorami nie dali rady utrzymać tego filmidła na powierzchni.
Steven uwierzył w słowa wujka Borysa,że będzie artystą.Wujek był hochsztaplerem,może po nim wnuczek siostry odziedziczył tą manię wielkości ?
To w sumie mało istotne.
Najgorsze jest to,że kit o swoim artyzmie wcisnął milionom widzów .
To nie geniusz kina tylko zwyczajny,sprawny,otwarty na nowości rzemieślnik filmowania.Doceniam jego rzemiosło i wyczucie co się dobrze sprzeda.
W czuciu trendów można powiedzieć,że był genialny
ALE
Formanowi,Parkerowi,Inarritu,Lynchowi,Nicholsowi i innym nie jest godzien butów czyścić ...
Przepraszam .Nie chcę ranić Twoich uczuć,ale muszę dać świadectwo swojej niewiary w "geniusz" Spielberga i zniesmaczenia Fabelmanami :)
pozdro :)