Czemu? Ano jak to w odcinkach pilotażowych bywa, przez godzinę katuje się widza ekspozycją i zależnościami między postaciami, tak, jakby w filmie o latających ludzikach ważna była ich psychologiczna głębia. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać z faktu, że jakakolwiek akcja ma miejsce w ostatnim kwadransie filmu. Bohaterowie dopiero w 45 minucie otrzymują moce, kolejne pół godziny uczą się ich używania i trują nas dylematami pokroju "czy zostać herosem czy odzyskać dawny żywot", w końcu litościwie przenoszą się na wielki greenscreen żeby poskakać trochę na linkach, pokrzyczeć, pokonać złego dżentelmena (który to pojawia się na ekranie kilkanaście minut przed napisami końcowymi, nie dając nam absolutnie żadnej szansy na to by go znielubić i kibicować jego pokonaniu), po czym zwinąć manatki niezdarnie sugerując sequel.
Masakra.
Najbardziej boli to, że ta ekspozycyjna część filmu jest zrealizowana... naprawdę przyzwoicie. Wątek budowy teleportera i konflikt z właścicielami laboratorium nie jest niczym oryginalnym, ale ten hamburger smakuje przyzwoicie. Pytanie tylko: co to robi w filmie o superbohaterach? Pasowałoby jak ulał na początek jakiegoś sensownego filmu SF, tutaj jednak co chwila spogląda się niecierpliwie na zegarek i zastanawia się kiedy w końcu coś zacznie wybuchać, rozpadać się na kawałki i emitować błyskawice. Tego zaś nie doczekamy się właściwie wcale, bo finałowa walka jest doprawdy nieimponująca i zaryzykowałbym stwierdzenie że w pierwszej lepszej grze video znajdziemy bardziej efektowny pojedynek.
Chciałoby się walnąć jakimś fajnym frazesem typu "kino superbohaterskie zaczyna zjadać własny ogon", ale... ono od początku żre swoje dupsko. Zamiast dać nam to, co w komiksach najlepsze, czyli widowiskową rozpierduchę okraszoną kiczowatym humorem, serwuje się nam bajki przerobione na dramat. Najgorsze zaś, że ludzie to kupują - nie chodzi mi tutaj o kwestię czysto finansową, a o przyswojenie. Gdyby były to same nastolatki, nie byłoby problemu, tyle, że do fanbojstwa przyznają się także osobniki które nabyły już prawo do głosowania. Fakt, że filmy o kolesiach w rajtuzach próbują traktować oni z powagą godną "Milczenia Owiec" jest dla mnie bardziej przekonującym dowodem na zbliżający się koniec świata niż wyłonienie się z kibla bestii siedmiogłowej.
Co będzie następne? My Little Pony jako film wojenny? A może Mortal Kombat jako dramat sądowy? "Wysoki sądzie, powołany ekspert w dziedzinie medycyny za chwilę zademonstruje w którym miejscu nastąpiło przerwanie przez oskarżonego kręgów szyjnych u ofiary..."
Zachęcam gorąco wszystkich do obejrzenia tego filmu. Im więcej osób się zniesmaczy i nigdy więcej nie pójdzie na cokolwiek z superbohaterem w tytule, tym lepiej...
Zgadzam się. Tak jakby twórcy pod koniec obudzili się że to miał być przecież film akcji. I dali ochłap pod koniec licząc może że widzowie będą już czekać na dwójkę po więcej. Ale przecież to nie jest pilot serialu tylko produkcja kinowa która powinna sama w sobie się bronić. Tak niestety nie jest. I ten brak zdecydowania czy robimy poważny, mroczny film sci-fi czy kolejną komiksową pulpę akcji dla masowego odbiorcy. Ta formuła już się wyczerpała. Film gdzie słabo przedstawiony jest czarny charakter i chce zniszczyć świat bo chce i nudna jak flak geneza powstania kolejnego superbohatera gdzie albo jest rażony jakimś prądem, wpada do jakiejś kadzi albo robią na nim eksperyment. Już Ant-man był nudny a to jest już bardzo nudne.
Marzy mi się powrót do kiczowatego kina superbohaterskiego, autoironicznego i zabawnego. A jeśli chodzi o strukturę fabularną - powrót do stylistyki pierwowzorów. Specjalnie kilka tygodni temu czytałem pierwszy opublikowany numer F4 i tam wszystko zaczyna się od rozpierduchy, a bohaterowie w "mocarnej" formie widoczni są od pierwszych kadrów, origin story przedstawiając w formie retrospekcji. Nie można było tak zrobić i tutaj? Potrzebna była ta godzina ekspozycji? Czemu nie mogli zacząć od zrównania z ziemią Nowego Jorku, Londynu czy Radomia, historię nabycia mocy przez bohaterów opowiadając w formie kilku zdań np. w trakcie wywiadu udzielanego mediom po udanym odratowaniu ludzkości we wstępie?.. "Wszyscy wiedzą, że po tym jak polecieliśmy w kosmos zostaliśmy napromieniowani i zyskaliśmy nasze szczególne umiejętności" - jedno zdanie i wszystko jasne!
"Potrzebna była ta godzina ekspozycji?" Oczywiście że nie, podobnie było w Ant-manie z wątkiem rodzinnym i więzieniem. Ta formuła wprowadzenia od zera do bohatera jest już nudna. Dlatego taki Ultron ma dużego plusa że już nie wprowadzają a walą z grubej rury pokazując starcie drużyny Avengers ze złymi bandziorami. Kolejny plus, wreszcie może nie pokażą nowego Spider-mana jak Parkera gryzie ten pająk tylko od razu wrzucają go do trójki Kapitana Ameryki już jako początkującego? pająka. I tak powinni postępować wszyscy, starczy już tych nudnych genez. Zamiast tego powinni popracować nad relacjami pomiędzy superbohaterami, nad tym żeby czarne charaktery były bardziej wieloznaczne i ciekawsze a nie tylko chcę rozwalić świat bo tak, pod tym względem Strażnicy Galaktyki też mocno ssali, facet z młotkiem albo Dark World zły elf co chce super śmoc i znów rozwalamy świat bo tak. Dlatego kolejny Spider-Man może byłby ciekawszy gdyby oprzeć tą historią właśnie na Ostatnich łowach Kravena gdzie jest coś głębszego niż kolejne nudne ratowanie świata albo miasta. Mroczny Spider Man, jestem za ale nie komercha pod publiczkę w stylu odcinka ze śmiercią Gwen gdzie wycieli co mocniejsze sceny.
Ojj tutaj się nie do końca zgodzę... Tak jak starczy tych nudnych genez, tak nie widzę potrzeby na tworzenie jakichś wielowymiarowych superłotrów. Zamienić godzinną ekspozycję bohatera na godzinną ekspozycję przeciwnika? Łeee... To takie robienie z igły kombajnu. Sprawa jest prosta: jest sobie dobry koleś noszący gacie na wierzchu, jest sobie zły koleś w pelerynie. FIGHT! W komiksie "dodanie powagi" się sprawdza, ponieważ jest elementem raczej rzadko spotykanym i wprowadza powiew świeżości. Natomiast kino pełne jest dramatów, thrillerów i psychologicznego filozofowania i w nim właśnie wprowadzenie komiksowej prostoty i campu jest czymś świeżym. Choćby ostatni Mad Max zyskał wiele właśnie dzięki "ukomiksowieniu", nie siląc się na ultrarealizm. Zamiast rozbudowywać głębie psychologiczne kolesi w rajtuzach - wolałbym więcej motywów typu roznoszenie pizzy przez Pająka, więcej przerysowanych villainów typu Mr. Freeza w wykonaniu Arniego - przecież to była czysta rozrywka patrzeć jak z wyszczerzonymi zębami rzucał sucharami na lewo i prawo :) "Poważne rajtuzy" typu Mroczny Rycerz są OK, ale raz na dekadę - do dziś nie przebrnąłem przez Batman Begins właśnie ze względu na tą cholerną nudę wiejącą z ekranu. Idealne proporcje osiągnął Burton w swoich filmach, gdzie panował mroczny klimat w otoczeniu którego rozgrywała się dziecinna fabuła, albo właśnie Strażnicy Galaktyki - co prawda przytaczam ich tutaj tylko ze względu na przynależność do Marvela, bo wzdrygam się przed określeniem tego filmu jako superhero (dla mnie to SF będące duchowym następcą Piątego Elementu). Moim zdaniem twórcy powinni skupić się właśnie na uwypukleniu faktu, że są to historie absolutnie niepoważne. Powagę można zostawić na komiksy (i ich ekranizacje) w których mamy do czynienia nie z nad- a zwykłymi ludźmi. Na przykład Punisher - facet nie ma żadnych supermocy i nie miałbym nic przeciw temu żeby w jakiejś ekranizacji co chwila gwałciły mu mózg flashbacki z Wietnamu czy jego rodzinnej tragedii. Ale poważny, mroczny Spidey..? Zostawmy to papierowi. Wyjątkowość tych mroczniejszych powieści graficznych polega według mnie na tym, ze wybijają się na tle reszty menażerii - a jak wszystkie zaczną być nagle nocne, deszczowe i jesienne, to i urok uleci... Kolejną sprawą jest częstotliwość. Obecnie superhero filmy mają premiery mniej więcej co pół roku. Casus serii typu Alien, Jurassic Park(/World) czy Terminator pokazuje że najlepsze efekty osiąga się długimi przerwami między kolejnymi odsłonami. Wypuszczanie rajtuzów co pół roku to właśnie komercha pod publiczkę, gdzie liczy się nie jakość a popyt. A przecież komiksy wychodzą co miesiąc i każdy głodny przygód superbohaterów ma możliwość sobie regularnie załatwić "działkę". Obawiam się że to przez fakt, ze w komiksie jednak coś trzeba CZYTAĆ, a widząc po tym, ze filmy te są u nas dubbingowane - dla niektórych odbiorców to zbyt wielki wysiłek...
"ostatni Mad Max zyskał wiele właśnie dzięki "ukomiksowieniu", nie siląc się na ultrarealizm." To zależy jak na to spojrzeć, traktując ten film jako post apokaliptyczne sci-fi z jakąś ciekawą fabułą to kompletna porażka, ale właśnie jako taki komiksowy film akcji to rzeczywiście jest to co najmniej bardzo dobre a nawet rewelacyjne w pierwszej połowie filmu.
"Ale poważny, mroczny Spidey..?" Akurat w tej serii został pogrzebany żywcem, to bardzo mroczna opowieść.
https://whatwouldspideydo.files.wordpress.com/2012/08/web_of_spider-man_vol_1_32 .jpg
Oczywiście gdyby mieli to kręcić z pg-13 i w typowym podejściu żeby zbić jak najwięcej kasy to może rzeczywiście lepiej gdyby tego nie kręcili.
"najlepsze efekty osiąga się długimi przerwami między kolejnymi odsłonami." Terminator 3 i Ocalenie bardzo średnie, Genisys ciut lepszy. Alien/Aliens, reszta dużo słabsza. Park/World reszta nędzna. Raczej zależy to od reżysera i scenariusza niż odstępów czasu pomiędzy kolejnymi częsciami.
Moim zdaniem robienie ekranizacji komiksów w poważniejszym stylu ma sens ale pod warunkiem że nie będzie to pg-13 i film taki będzie robiony przez zdolnego reżysera pod stronę bardziej artystyczną a nie komercyjną. Snyder z MoS zrobił na poważnie Supermana ale to taka sama komercja jak filmy od Marvela. W takim podejściu to lepiej sprawdza się autoironia w filmach Marvela.
Tego Pająka-pogrzebańca jakoś przez mgłę pamiętam, ale może to już uwiąd starczy. Coś mi świta że kiedyś TMSEMIC to u nas puścił, ale ręki sobie uciąć za to nie dam... Trzeba będzie zrobić mały back to the past, dzięki za przypomnienie :)
Tyle, że - czy ja bym to chciał zobaczyć w kinie..? To tak jak z Lobo na przykład, moim najnajnaj jeśli chodzi o tego typu komiksy. Uwielbiam, ale za nic w świecie nie chciałbym żeby się za to zabrano. Zwyczajnie nie widzę go w innej formie niż komiks. Nawet jakby dali "eRkę", to jest to nieprzekładalne na język filmu moim zdaniem. To co śmieszy na papierze podejrzewam bardziej żenowałoby na ekranie, to, co na kadrach komiksu szokuje - w filmie dawno przebite przez setki gore horrorów. Modły wznoszę żeby ten od lat odwlekany projekt filmowania Lobo zdechł - piorun niech trzaśnie wytwórnię, ciężarówka reżysera, szlag producenta ;) Już raz dostałem kupę w papierku czyli Spawna :/
Jurassic Park - World podałem właśnie na przykładzie ile potrzeba czasu czasem (badumtss) na zrobienie dobrej kolejnej części. Może nawet inaczej - rewolucyjnej..? "Każde pokolenie ma swój Park" normalnie - bo wyciskanie soków z marki w Lost World i "trójce" jest właśnie przykładem tego że trzaskając sequele co 2-4 lata można łatwo udupić temat. Alieny? Tak, trzecia i czwarta część słabsze od pierwszych dwóch, ale nadal trzymające poziom, a dzięki wygenerowaniu głodu odbiór był całkiem przyjemny. Tak samo z Terminkami (aczkolwiek trzeciej części będę bronił do dzisiaj, dla mnie to wręcz wzorzec autoparodii jakiej Marvele mogą pozazdrościć).
Też uważam że robienie ekranizacji komiksów w poważniejszym tonie ma sens - zwyczajnie nie każda taka adaptacja musi brać na tapetę superbohaterów (Sin City? Walking Dead? 300?).
Osobiście wykrzesałbym z siebie pozytywne nastawienie gdybym usłyszał news o ekranizacji Battle Pope. To jest podobnie do Lobo jajcarsko-makabryczny styl, ale nie niesie za sobą takiej legendy. Dać to Rodriguezowi do zrobienia i mogłoby coś z tego fajnego wyjść :)
Oczywiście pozostaje jedna forma filmu, w której moim zdaniem wszystkie, dosłownie wszystkie chwyty jakie tylko przyjdą producentom do głowy są dozwolone. Chodzi mi o animację. Animowany Spawn - rządzi. Kreskówkowy Spidey? Fajny był. Batman? Mistrz. Jestem zdania ze każdy komiks dałoby się w satysfakcjonujący każdego, nawet hejtera mojego pokroju, sposób zrealizować. Bo to najbliższa komiksowi forma - ruchome obrazki. Niestety, co bardzo mnie smuci, widownia zgłupiała na tyle żeby traktować Hulka poważnie, a nie dojrzała do tego żeby w ten sam sposób traktować animację. "Bo to przecież dla dzieci" - tak jakby aktor w pelerynce nie był :/
"Coś mi świta że kiedyś TMSEMIC to u nas puścił," Wydał i to pewnie była jedna z najlepszych opowieści komiksowych wydanych w tym kraju.
"Zwyczajnie nie widzę go w innej formie niż komiks." Ja też chociaż Momoa pasuje wizualnie do roli Lobo.
"trzaskając sequele co 2-4 lata można łatwo udupić temat." Dlatego ekranizacje komiksów będą czymś przejściowym jak filmy akcji lat 80-ych albo może nawet jak kiedyś popularne westerny. Przy takim tempie ekranizacji to w ciągu kolejnych dziesięciu lat temat zostanie wyczerpany do cna.
"a nie dojrzała do tego żeby w ten sam sposób traktować animację." Taki już jest stereotyp że jeśli to musi być animacja to coś dla dzieci. A tak do końca nie jest bo np. wiele filmów anime jest dla dorosłych, przykładowo hentai to animowane porno.
Ba, nie trzeba sięgać od razu po tentacle, weź dziecku zapuść Ghost in the Shell - ciekawe po ilu minutach uśnie :P
Ciekawe czy teraz są w ogóle jakieś dobre kreskówki dla dzieci. Kiedyś były Gumisie, Muminki, Żółwie Ninja...
Ponoć są. Ponoć wręcz następuje mały renesans dobrych produkcji dla dzieci. Słyszałem dużo dobrego choćby o tym:
http://www.filmweb.pl/serial/Over+the+Garden+Wall-2014-728963
o ile się też orientuję, to kolejne wcielenia Żółwi czy Batmana - czyli "naszych" bohaterów z dzieciństwa - nadal powstają i trzymają poziom. A My Little Pony? :D pominąwszy to, jakie spustoszenie w mózgach rzeszy bronies poczyniły, to słyszałem że bajka jest ogólnie fajna - no, tyle że właśnie dla dzieci jest i tutaj odczuwam nieco "syndrom Marvela" tzn. najbardziej podnieca się tym o dziwo grupa wiekowa która dawno powinna z tego wyrosnąć.