Czytając opinie i recenzje spodziewałem się kiepskiego filmu. W sumie jednak okazało się, że to film calkiem nadający się do oglądania. Mam wrażenie, że większość negatywnych opinii pochodzi od ludzi dotkniętych zaawansowaną marvelozą. Tak głeboko wryła się w jaźń, tak sztywno pustawiała standardy, tak wklepała setkami podobnych filmów, że trudno się jej oprzeć. Trank trochę inaczej porozmieszczał akcenty, robiąc film bardziej sf niż opowiastką o ikonicznych bohaterach w ekstarwaganckich strojach. Mamy też trochę budy movie, trochę nowej przygody, trochę eksploracji. To już nie główni bohaterowie z ich bon motami i rozterkami są najważniejsi. Nie dowcipkują podczas zaciętej walki. Nawet po napisach nic nie ma. „Jak może mi się podobać piosenka, której nie znam?”
Fani oczekiwali tego czego się zwykle oczekuje od filmów o superbohaterach, czyli przedstawienie bohaterów i ich wewnętrznych problemów, ciekawy sposób w jaki stają się superbohaterami, po czym ratują świat przed przestępczością i czarnym charakterem co na jakąś motywację do stania się złym, wszystko to wzbogacone w dobre sceny akcji i towarzyszące im dobre efekty specjalne. Tego w tym filmie zabrakło.
No właśnie, potwierdzasz moje słowa. „Oczekiwali tego czego się zwykle oczekuje od filmów o superbohaterach”. I to właśnie rozczarowanie faktem, że nie dostali więcej marvel-burgera z butelką marvel-coli jest główną przyczyną ich rozczarowania. Osobiście odczuwam głębokie znurzenie marvelowską konwencją błyskawicznie zamienioną w wąską sztancę. Obawiałem się, że będzie to kolejny film do wymęczenia a dostałem znacznie świeższą (nie twierdzę że idealną) potrawę. W tym filmie są pokazane „wewnętrzne problemy” bohaterów, ale nie w tak naiwno-hamletyczny, nie tak łzawy i przegadany sposób.
Tu nawet nie chodzi o Mavela, bo nie każdy film o superbohaterach jest od Marvela. Nie uważasz że jeżeli robi się film o superbohaterach z supermocami, to powinno być dużo scen jak używają tych mocy w efektowny sposób? Tutaj mieliśmy 90% przegadanego czasu i 10% jak nie mniej scen akcji, to jak kręcić film erotyczny z jedną sceną łóżkową. No i dużo czasu powinno być poświęcone przedstawieniu głównego super łotra.
I w tym wzorcu nie można nic zmieniać? Przecież od razu widać, że to wprowadzenie do serii. Oni dopiero godzą się z tym, czym się stali. Odkrywają, że najlepiej pracować w grupie. Wyjaśnienie, skąd te moce, dodanie pseudonaukowego tła, to główna zaleta filmu. Nie tak jak w Iron Manach - Stark ma rewolucyjne technologie z każdej dziedziny w szafie i wyciąga w miarę potrzeby. Owszem, wtedy ma więcej czasu na nawalankę.
Dopiero godzą się z tym czym się stali i dlatego o tym akcja przeskakuje o jeden rok na przód. Wprowadzenie do serii nie powinno być nastawione na pewną kontynuacje bo to głupi ruch. Kontynuację pojawiają się tylko wtedy kiedy pierwsza część osiąga sukces, ta część tego sukcesu nie osiąga więc wątpię w jego kontynuację. Każda pierwsza część daje wystarczająco dużo czasu na przedstawienie bohatera, jego przemianę, jak się przyzwyczaja do tej przemiany, podobny proces z super łotrem, no i do tego wątki miłosne i przede wszystkim porządne sceny akcji.
Jak mówiłem, masz wdrukowany wzorzec. Jeśli coś się nie zgadza, nie dostrzegasz zalet.
W tym filmie nie ma zalet nawet dla typowego filmu. Ani gry aktorskiej, ani interesujących bohaterów, muzyki ani humoru.
Wiesz co ja nie jestem zmarvelowiony. Ok lubię filmy marvela, ale nie oczekuje, że wszystkie superbohaterskie produkcje będą podobne do nich. Problem z Fantastyczną Czwórką jest taki, że niemal każdy element tego filmu jest popsuty. Film ten jest posklejanym zlepkiem ledwo pasujących do siebie scen. Wątek walki ze złym Doomem pojawia się w ostatnich minutach filmu. Poważnie? Ktoś tak dzisiaj robi filmy, że nie rozwija fabuły konsekwentnie od początku, tylko wrzuca na koniec wątek i szybko go rozwiązuje po czym następuje koniec filmu? To są podstawy :)