Obraz za każdym razem sprowadza na mnie tyle emocji ,że nie jestem w stanie nic powiedzieć xD jest cholernie smutny ale jednak ma w sobie coś radosnego... dla każdego może być to inna sytuacja z filmu ale dla mnie jest to ta ostatnia scena ,już po śmierci Andy'ego :) jest zarazem najsmutniejsza i najradośniejsza ;scena,w której Andy jest przedstawiony nie jako homoseksualista czy nosiciel AIDS ale jako człowiek jak to pisze w recenzji ;)przepiękny
pozdrawiam
Ten utwór to oczywiście Bruce Springsteen - Streets Of Philadelphia.
pozdrawiam
Właśnie ta scena, o której wspomniałeś (materiał z kasety video z dzieciństwa Andrew) najbardziej mnie wzruszyła... Fakt była to ciepła scena, ale zarazem najsmutniejsza, najbardziej przytłaczająca i najbardziej wymowna...
To niewinne dziecko, nieświadome zagrożenia jakim jest życie... (Miałem przed oczami syna mojej siostry - wesołego, roześmianego trzylatka i nagle stałem się taki bezradny, chcąc go ochronić przed życiem, a jednak nic nie mogę zrobić)
A jednocześnie uświadomiła mi ta scena, że należy jak najwięcej czerpać z życia i doceniać każdą dobrą chwilę, cieszyć się z drobiazgów...
Piękny film, najlepsza rola Toma, świetny Denzel, rewelacyjne "STREETS OF PHILADELPHIA" - 10/10 (!!) Więcej takich filmów, proszę...
Pozdrawiam!