Czegoś w tym filmie brakuje- i to zarówno w warstwie "sądowej"- scenom rozpraw brakuje szalonego napięcia choćby z "Ludzi honoru", gdzie każde słowo przeszywało salę jak pocisk, chyba w ogóle kiepskim pomysłem było, żeby przedstawicielką firmy była kobieta- jak i uczuciowej- właściwie nie wiemy, co Andrew czuje, reżyser skupił się na postaci granej przez Washingtona- moim zdaniem niesłusznie, Beckett mógłby być o wiele ciekawszy. Najbardziej z całego filmu zapadła mi w pamięć piosenka na początku(to chyba ona dostała Oscara?) i Banderas- wyjątkowo w tym obrazie uroczy i sympatyczny. Mógł to być lepszy film, a tak pozostawia uczucie niedosytu i nawet trochę... zmarnowanej szansy.