Zacznę od zalet. Świetna gra Toma Hanksa i całkiem niezła kreacja Denzela Washingtona, choć miewał już lepsze. Bardzo dobra muzyka. Udany początek i koniec. Kilka wzruszających scen w środku, np. aria operowa. Sygnalizuje ważny problem, obala mity na temat AIDS. Swoją drogą ciekawi mnie w tym ujęciu scena, kiedy Denzel przychodzi do lekarza. Na odchodnym wyraża obawę, że mogą zostać odkryte nowe drogi przenoszenia się HIV. Ta scena zasiewa w uważnym widzu nutkę niepewności. Kolejny zasygnalizowany problem to stosunek społeczeństwa do homoseksualizmu, pokazany po części z perspektywy ludzi dotkniętych tą "przypadłością".
Wady. Za mało dramaturgii. Ja rozumiem, że film miał co innego na celu, ale przydałoby sie trochę więcej ciśnienia. Nie do końca podoba mi się morał płynący z tej opowieści. Moim zdaniem każdy właściciel firmy powinien mieć prawo zwolnić swojego pracownika kiedy mu się podoba, o ile nie jest to sprzeczne z zawarta umową. Firma prawnicza, w której pracował Andy poniekąd złamała tę zasadę. Prawdziwym problemem jest jednak prawny zakaz dyskryminacji. Lekarstwo jest tutaj gorsze od choroby. Nie można nikogo zwolnić z powodu AIDS i dlatego trzeba się posuwać do takich manipulacji. Co by nie mówić pracodawca ma święte prawo nie chcieć zatrudniać człowieka chorego na AIDS (czy z jakiegokolwiek innego powodu) w swojej własnej firmie. A ustawodawstwo mu tego zabrania.
Ogólnie jest to film dobry, ale nie porywa. Może zasługuje na ciut więcej niż 7, ale do 8 trochę mu brakuje.