Forrest Gump przypomina nam, że w Hollywood oprócz wysokobudżetowych filmów akcji potrafią zrobić film, obok którego nie można przejść obojętnie. Pierwszym atutem, który przychodzi mi na myśl jest scenariusz tego filmu. Przemyślana i lekka historia z pewnym przesłaniem wzrusza i rozbawia widza. Humor w przeciwieństwie do licznych komedii jest tutaj zgrabny i inteligentny. W całą tą historię idealnie wkomponowuje się muzyka Alan’a Silvestri’ego (Powrót do przyszłości) oraz utwory muzyczne właściwe epokom, w jakich toczy się aktualnie akcja. Wszystko to zostało od strony technicznej dopięte na ostatni guzik. Nawet efekty specjalne miejscami zapierają dech w piersiach i do dzisiaj się nie starzeją (co jest dosyć rzadkim zjawiskiem w filmach tego typu). Członkowie Akademii Filmowej docenili te wysiłki nagradzając twórców Oscarami za najlepszy film, reżyserię, scenariusz adaptowany, efekty specjalne oraz montaż.
Jednak największym atutem tego filmu jest gra aktorska. Film straciłby bardzo wiele bez uroczej Robin Wright w roli Jenny i charyzmatycznego Gary’ego Sinise, jako porucznika Dan’a Taylor’a. Gary Sinise nominowany do Oscara za tą rolę całkowicie niezasłużenie jej nie otrzymał. Jednak to Tom Hanks zmierzył się tutaj z najtrudniejszą rolą. Już wielu znakomitych aktorów próbowało się zmierzyć z rolami osób upośledzonych. Nie zawsze z dobrym skutkiem. Jednak Hanks bardzo ujmuje swą grą aktorską powodując, że nie da się nie lubić lekko nierozgarniętego Forrest’a. Oscar zasłużenie trafił w ręce Tom’a Hanks’a.