Tyle się nasłuchałam o tym filmie, jaki to on wspaniały, życiowy, mądry, piękny.
"Musisz to obejrzeć"- przekrzykiwali się znajomi, a więc obejrzałam i wiecie co? Nie wiem w czym ten cały fenomen.
Skoro "Zielona Mila" Ci się podobała, Forrest też Ci się spodoba. Nieprawda. Film nie był zły, niektóre sceny były piękne, wzruszające, niektóre zabawne, wspaniała gra aktorska, ale zabrakło tego czegoś.
Liczyłam na jakieś rewelacyjne zakończenie, które złoży mi ten film w całość, ale się zawiodłam.
"zabrakło tego czegoś" to mało konkretny zarzut. Film raczej nie był kręcony z zamiarem stworzenia głębokiego, życiowego dramatu. Przedstawia on świat oczyma człowieka ograniczonego umysłowo, który postrzega wszystko w dużym uproszczeniu. Ale Forrest to także kino rozrywkowe na bardzo wysokim poziomie. Bardzo fajnym pomysłem było przeplatanie się losów głównego bohatera z najważniejszymi wydarzeniami Ameryki tamtych lat. A co do realizacji, to zdjęcia, muzyka i aktorstwo są obiektywnie bardzo dobre. Natomiast nie wiem dlaczego film miałby koniecznie się podobać miłośnikom Mili, bo to zupełnie inne kino. Mila jest tylko prostym wyciskaczem łez.
Jeszcze co do zakończenia składającego film w całość, to dlaczego twoim zdaniem film nie stanowi całości?
Liczyłam na piękne zakończenie, puentę, jakiś morał. A co dostałam na koniec? Nic.. Nie mówię, że film jest bez sensu, ale zabrakło "tego czegoś"- tak, wiem mało konkretny zarzut, ale gdybym wiedziała czego zabrakło, na pewno bym to opisała.
A co do gry aktorskiej- zgadzam się w 100%, bardzo dobra rola nie tylko Toma