PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30703}
7,2 7 511
ocen
7,2 10 1 7511
6,9 13
ocen krytyków
Frankenstein
powrót do forum filmu Frankenstein

Horror legenda

ocenił(a) film na 9

James Whale dostrzegł podobieństwo historii opowiedzianej przez Mary Shelley do fabuł niemieckiego kina nurtu kaligarycznego – o monstrach tworzonych przez naukowców-maniaków – i analogię tę znakomicie podkreślił, ubierając "Frankensteina" w oprawę godną najlepszych filmów ekspresjonistycznych. Sceneria zbudowana od początku do końca w atelier; przytłaczające pokraczne kształty domów, krętych schodów, pagórków i krzyży cmentarnych; ostry światłocień i nadekspresyjna gra aktorów – szczególnie Dwighta Frye jako przebrzydłego Fritza – oddają miażdżący ciężar szalonych ambicji barona Frankensteina, ale też – przez swą umowność – uwydatniają baśniowy charakter tej pouczającej przecież opowieści o zawiedzionych marzeniach i bluźnierstwie wobec natury.
Od przerażających filmów niemieckich "Frankenstein" różni się bowiem przede wszystkim tym, że jest w gruncie rzeczy bajką z morałem; bajką ponurą i na swoje czasy szokującą, ale pozostawiającą światełko nadziei w postaci ostrzeżenia, w które wpisana została pewna prawda o nas samych. Przywracanie zmarłych życiu może nie tylko sprowadzić nieoczekiwane kłopoty na świat, ale również oznaczać tragedię dla samego ożywionego, który cierpiał będzie wskutek wykorzenienia i alienacji. Podstawowym problemem nie jest bowiem samo w sobie bluźnierstwo, gdyż jest ono pojęciem umownym i abstrakcyjnym. Problemem – który, tu jeszcze tylko sygnalizowany, rozwinie się w główny temat "Narzeczonej Frankensteina" – jest stosunek ludzi do brzydoty, inności i śmierci: trzech zjawisk, które zawsze budziły, budzą i będą budzić niepokój. Monstrum Frankensteina jest uosobieniem tych trzech zjawisk, dlatego wzbudza strach i odrazę u żywych, nie wyłączając swego stwórcy. Jego dzikość nie jest spontaniczna; wbrew pozorom to nie wszczepiony mózg mordercy napędza jego agresję, ale podszyta lękiem nienawiść otoczenia. W porównaniu z filmami ekspresjonizmu, oznaczało to przesunięcie akcentów w charakterystyce potwora, który po raz pierwszy na ekranie ukazany został nie jako wcielenia zła, lecz ofiara – najpierw ludzkiego geniuszu, a później ludzkiej małości. To, że budzi u widzów tak skrajne emocje – niepokój i odrazę połączone z fascynacją i współczuciem – jest zasługą zarówno znakomitego Borisa Karloffa, jak i charakteryzatora Jacka Pierce’a, który stworzył niedoścignione arcydzieło filmowego make-up’u. Razem wykreowali wizerunek, który dalece przerósł popularnością sam film, stając się jedną z żelaznych ikon kultury, na równi z trampem Chaplina i "Mona Lisą"; którym zachwycał się Salvador Dali i Gustav Jung. Wizerunek do dziś często powielany, parodiowany i pojawiający się przed oczami milionów ludzi gdy tylko usłyszą słowa "horror" lub "monstrum". Pierwsze wejście potwora to z resztą jedno z najlepszych w kinie wprowadzeń głównej postaci na ekran: poprzedzając swą obecność miarowym odgłosem kroków w korytarzu, których nasłuchują w przerażeniu baron i Fritz, monstrum raptem staje w drzwiach tyłem do kamery i obraca się z wolna, ukazując swoje posępne oblicze, którego bladość i kanciastość uwydatnia jeszcze ostre, kontrastowe światło. Potem następuje puenta w postaci odseparowanego montażem zbliżenia potwornej twarzy, po czym kreatura rusza leniwie w stronę coraz bardziej przerażonych bohaterów, zasłaniających się płonącą pochodnią... Scena ta, sfilmowana bez słów, właściwie w konwencji kina niemego, doskonale streszcza ideę filmu: świeżo ożywiony potwór to tabula rasa; idzie ku ludziom bez intencji, popychany jedynie dziecięcą ciekawością... i zostaje potraktowany pochodnią. Jego pierwsze doznanie w kontakcie ze światem to ból, a pierwsza reakcja – złość.
Malowniczość ekspresjonistycznej wizji nie uchroniła jednak "Frankensteina" od wad. Przede wszystkim szkoda, że Whale nie jest w zapożyczonej stylizacji konsekwentny: niektóre sceny dialogowe rozczarowują, szczególnie na tle pozostałych, anachroniczną reżyserią. Ponadto całość obciążona jest teatralną statycznością, która może zdawała egzamin w "Drakuli" Browninga, gdzie wprowadzała dostojny, "arystokratyczny" rytm – tutaj jednak nie ma żadnego uzasadnienia. W sumie film jest nierówny i tylko kilka momentów dorównuje klasą wspomnianemu pierwszemu wejściu monstrum: początkowa scena pogrzebu, ożywianie zwłok w burzliwą noc, śmierć dziecka z rąk potwora – a przede wszystkim finałowa sekwencja nocnego polowania z pochodniami, na tle sztucznego pejzażu, która do dziś porusza dramatyzmem i urzeka pięknem wizualnym.

ocenił(a) film na 10
zegan333

Zabawa w Pana Boga zawsze żle się konczy.Frankenstain jest horrorem który jest w moim TOP najlepszych horrorów w historri kina

ocenił(a) film na 9
Koneser_Kielce

Ja oglądam go średnio co dwa lata i jestem takiego samego zdania o tym filmie jak 25 lat do tyłu

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones