Zaczęło się mało oryginalnie i tak też się sprawy toczyły aż do samego końca, który raczej z góry jest wiadomy. Pomimo tego Polański ma na tyle talentu żeby tą standardową historią zaintrygować i potrafi trzymać w solidnym napięciu i niepewności. Chociaż żadnych rewelacji tu nie uświadczyłem, to "Frantic" oglądało się bardzo dobrze, głównie za sprawą właśnie reżyserii, ale też bardzo dobrego aktorstwa Forda.
Udało się reżyserowi wciągnąć widza w opowieść. Niepokój i zagubienie głównego bohatera miejscami porządnie się mi udzielały, jak już wspomniałem bardzo dobrze, stopniowo budowane jest napięcie i odsłaniane kolejne karty w grze.
Podczas oglądania tego filmu naszła mnie pewna refleksja odnośnie filmów z gatunku "thriler". Trzeba zwrócić uwagę jak "Frantic" jest inny od obecnych dreszczowców, które często nie radzą sobie z klimatem i napięciem, co próbują nadrobić tanimi chwytami- straszakami. Zanim u Polańskiego pojawi się trup, skutecznie jesteśmy trzymani za gardło, a kiedy już się biedak pokazuje, to jest to całkiem co innego niż w obecnych thrilerach. Nie ma wielkiego BUM! orkiestry, na którym na chwilkę wzdrygniemy się ze strachu, ale jest ostateczne zaciskanie mocnej obręczy na szyi, której odczucie pozwala nam lepiej wniknąć w postać głównego bohatera- w jego sytuację. I tu jeszcze raz powtórzę pochwały dla Harrisona Forda, który w tym filmie bardzo mi się podobał.
Niestety, jak wspomniałem na początku- żadnych rewelacji tutaj nie ma. Z minusów muszę wymienić jeszcze nielogiczności w scenariuszu i Emmanuelle Seigner silącą się na bycie seksowną, co udaje jej się tylko w scenie tańca w klubie, i to tylko wtedy kiedy nie widzimy jej wyrazu twarzy. Bo ten jest tragiczny, sztuczny i odpychający, a nie seksowny. Ale sam taniec jaknajbardziej tak;)
8/10