Przekraczać granice możliwości, jak kiedyś wchodzenie bez tlenu na 8 tysięczniki, to jest naturalne w naszym bycie, o tym mówił nawet JPII o "królewskosci człowieka" natomiast jak przyjrzymy się bliżej postaci Alexa Honnolda to zauważymy kogoś zaburzonego, w rozpoznawaniu emocji w wyrażaniu siebie w spełnieniu swojego człowieczeństwa. Nie widzę pasji, raczej istotnę typu terminator, zaprogramowaną na wykonanie zadania. Nie ma tutaj dylematów, sentymentów, jest mechanizm. Smutne i film opisuje w dużej mierze diagnozę psychologiczną.
A co oznacza bycie wielkim człowiekiem i dla kogo? Dla innych czy dla samego siebie? Czy człowiek w swojej naturze ma zapisane że musi żyć dla innych? Nie może dla samego siebie? Jak można stwierdzić, że człowiek, który robi coś większość życia, z nieprzymuszonej woli robi to bez pasji? Na podstawie czego? Czy człowiek wielki to taki który cytuje starszego czlowieka, który był papieżem i nosi krawat?