To nie jest film polityczny i nie miał takim być z założenia ale spodziewałem się więcej treści w wywiadach a mniej zakulisowych pokazówek. Ktoś kto nie wiem czym była afera Watergate z filmu tego nie wywnioskuje, co najwyzej bardzo powierzchownie.
Ale nie to jest słabym punktem filmu, a mianowicie gra Scheena... no masakra- koleś, który w każdej scenie gra przy pomocy jednego gestu, tj niepewnego, zakłopotanego uśmieszku wywołanego przez każde spojrzenie Nixona. Ja rozumiem, że na początku mogło tak być- oto dziennikarz rozpoczynający karierę dziennikarza politycznego naprzeciw niesamowicie bystrego, wygadanego i doświadczonego prezydenta USA... No ale nie przez całą historię koleś sprawia wrażenie jakby byał sie w ogole spojrzeć na Nixona, pomimo, ze na koncu i tak wygrywa.
Dlatego dla mnie nie był w ogóle przekonujący- to nie był ktoś kto zmusił Nixona do wyznania przed całym światem swoich grzechów.
Poza tym, schematyczny do bólu... 3 rundy, w pierwszych dwóch sromotne baty, a w 3 przygotowuje się przez całe noce;) i ostatecznie triumfuje (choc jak napisałem wcześniej dla mnie Scheen nie wyglądał na kogos kto mógłby zagiąć nawet Dode, no ale ok), schemat coś w jak Rockym;)
"to nie był ktoś kto zmusił Nixona do wyznania przed całym światem swoich grzechów."
dokładnie, świetnie ujęte.. to chyba jedyny, aczkolwiek spory minus tego filmu.. dlatego też 8/10 ;)
Czołem,
zwycięstwu Nixona w trzech pierwszych rundach nie ma się co dziwić, jako że to on był weteranem sceny politycznej i to jemu najbardziej zależało na zwycięstwie w tym wywiadzie. Do tego na większość pytań zadawanych wtedy przez Frosta prezydent odpowiadał już na pewno wielokrotnie w czasie swojego urzędowania i po rezygnacji (jak te o Wietnam, Kambodżę). I nie jest niczym dziwnym, że Frost jest tam zastraszony - przecież jego planowane mocne wejście z pytaniem o taśmy Nixon szybko sparował bez większego wysiłku - trudno o mniej zachęcający początek.
Wreszcie - czwartą rundę Nixon przegrał jedynie w obliczu niezaprzeczalnego argumentu rozmowy z Colsonem. Ujawniał on wszak to, o co zabiegali wszyscy przeciwnicy prezydenta - że o Watergate wiedział wcześniej, niż to deklarował. Stwierdzenie, że prezydent może decydować, kiedy nielegalne działanie jest dobre dla narodu, było strzeleniem sobie w stopę i naprawdę nie trzeba tu było być tytanem dziennikarstwa, by Nixona przyprzeć do muru.
To, że Frost najmocniej przygotowywał się przed ostatnią rundą jest oczywiste - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co powiedział Nixon - że to ostatni odcinek zdecyduje o zwycięstwie.
I już na koniec - przecież film jest odtworzeniem autentycznej serii wywiadów. Pretensje o ich schematyczny przebieg można mieć więc jedynie do ich rzeczywistych uczestników (choć tylko Frost mógłby na nie odpowiedzieć ;)).
Ostatecznie ciężko więc nie odnieść wrażenia, że Frost wygrywa głównie dzięki szczęściu i pracy swojego badacza, a nie jakiejś ogromnej charyzmie. Gra Sheena może faktycznie nie zachwycająca (jak dla mnie w granicach przyzwoitości, a "I'm sorry?" jest świetne), ale film był chyba z góry pomyślany jako teatr jednego aktora.
Michael Sheen to genialny aktor i moim zdaniem jego rola w żaden sposób nie ustępowała roli Langelii, świetnie odegral rolę Frosta, zwłaszcza jego zachowanie i głos
wiec powiem ci dlaczego Sheen zagral swietnie - poniewaz taka mial role. Taki byl scenariusz... i zastanawiam sie... czy ogladales ten film dokladnie...??
Film jasno przedstawia dlaczego wlasnie p. Frost robil z Nixonem wywiad, poniewaz byl latwym przeciwnikiem i przedstawiono go (autentycznie zreszta) jako 'talk show host'... i tak wlasnie zagral.
Niektorzy chcieliby (uklon w Twoja strone), zeby aktorzy byli rezyserami filmu, ale Sheen nie rezyserowal tego filmu, ba nie pisal scenariusza... Zagral role w filmie... swoja role wykonal idealnie...
(poniewaz byl (Frost) latwym przeciwnikiem) - i rzeczywiście się takim okazał? No jak sie ostatecznie okazało nie, wręcz przeciwnie. Mylisz dwie rzeczy- to jak uprzednio postrzegany był Frost a to jakim przebiegłym dziennikarzem okazał się w trakcie wywiadów to dwie różne sprawy.
Poza tym oglądałem ten wywiad i widziałem jak to było w rzeczywistości - poza dobrą charakteryzacją między rzeczywistą postacią Frosta a charakterem w filmie jest przepaść- dwie różne osobowości.
@ Anhelli
"Ostatecznie ciężko więc nie odnieść wrażenia, że Frost wygrywa głównie dzięki szczęściu i pracy swojego badacza, a nie jakiejś ogromnej charyzmie."
A ja zauważyłem jeszcze coś: Nixon w ostatniej części wywiadu wyraźnie traci inicjatywę i to już na początku, kiedy Frost napomknął o nocnej rozmowie przez telefon. Już samo ukazanie Nixona, jak na alkoholowym rauszu, dzwoni do Frosta z jakimiś wyrzutami (być może nawet są to wyrzuty sumienia?), nazajutrz zaś nie pamięta tej rozmowy - to wyraźny sygnał, który wstrząsa i dewaluuje wizerunek Nixona w oczach widza.
W końcówce filmu, kiedy dwaj bohaterowie spotykają się już prywatnie, Nixon wydaje się być bankrutem intelektualnym, starym, zdziadziałym wrakiem, skończonym emerytem, który - jak wcześniej zdradzał - ma spore problemy z pamięcią i trzymaniem fasonu (patrz: włoskie buty).
Mi się wydaje, że Frost wygrywa dzięki zdecydowanemu osłabieniu przeciwnika w dwójnasób:
- po pierwsze: Nixon ma w istocie wyrzut sumienia, co go przytłacza i nie daje spokoju. Dodatkowo zaś dociera do niego fakt, że zmarnował swą życiową szansę (prezydenturę) i traci powoli perspektywy na jakiś pozytywny dla siebie obrót spraw i możliwość oczyszczenia się z zarzutów;
- po drugie: Nixon zdradza wyraźne symptomy jakiejś demencji starczej, przestaje panować nad zachowaniem, mimiką, emocjami (patrz: nocna rozmowa, kulminacyjne sceny wywiadu), nie potrafi tak doskonale jak wcześniej posługiwać się chwytami retorycznymi, jak również przestaje owijać w bawełnę!, a zaczyna mówić na temat, wyrażając swe kontrowersyjne poglądy na temat rządów.
Dla mnie ten facet po prostu jest już zmęczony i niejako sam się poddaje, więc w gruncie rzeczy nie można tu mówić w ogóle o zwycięstwie Frosta - jest to raczej klęska Nixona, w której dane jest bezpośrednio uczestniczyć Frostowi.
Tu też bardzo dobrze ukazane są mechanizmy, jakimi rządzą się media: prywatnie możesz być nikim, ale - czasem za sprawą przypadków i zrządzenia losu - możesz się wykreować poprzez twój wizerunek medialny i niejako stać się "kimś". To stara prawda, o której wiedzieli już starożytni Grecy.
Dokładnie, zgadzam się w 100%. Zarzucenie filmowi jego schematyczności jest raczej nieporozumieniem ponieważ film jest oparty na faktach :)
Mnie również przez większą część filmu denerwował sztuczny uśmieszek Sheena. Patrząc jednak z perspektywy całości, wydaje mi się, że Sheen celowo tak odegrał swoją rolę.
Po pierwsze Frost był przed tym wywiadem w zasadzie komikiem. Jego pracą był uśmiech.
Spotkanie z Nixonem na kilka miesięcy przed wywiadem w jego rezydencji nie pokazało mu jak inteligentnym i spostrzegawczym człowiekiem jest Nixon.
Przy pierwszym wywiadzie nie za bardzo wiedział jak się zachować. Podpuszczany przycinkami przed wywiadem chciał pokazać, że mu to nie przeszkadza, jednak przeszkadzało - trudno było uśmiechać się szczerze.
Bez dwóch zdań podczas trzech pierwszych wywiadów był zbity z tropu, więc biorąc pod uwagę jego wcześniejsze doświadczenie - próbował nadrabiać miną i uśmiechem. Dopiero potem zdał sobie sprawę, że nie da rady przygwoździć Nixona, jeśli nie przygotuje się porządnie i jeśli nie będzie miał czegoś naprawdę mocnego.
Warto zauważyć, że po nocnym telefonie Nixona - uśmieszek zniknął. Pojawił się jedynie później na przyjęciu, jednak wtedy też chyba nie był prawdziwy. Końcowe pytanie Nixona o autentyczność jego radość z przyjęć było bardzo trafne - myślę, że Frost nie powiedział wtedy prawdy. W końcu każdy coś ukrywa.
Naprawdę świetny film, który ma olbrzymią szansę stać się ponadczasowym klasykiem. Nie często się zdarza, że ekranizacja oparta właściwie tylko i wyłącznie na dialogach może tak trzymać w napięciu i ciekawić widza. Do tego naprawdę oryginalna fabuła(do tej pory nie widziałem niczego podobnego a już nawet nie na tym poziomie)
Do tego ŚWIETNA rola Scheena.
Nie rozumiem jak można krytykować tę kreację. Moim zdaniem aktor ten zagrał naprawdę świetnie, mimika ograniczająca się do głupkowatego uśmieszku całkowicie się zmienia w momencie kiedy zmienia się również przebieg konfrontacji głównych bohaterów. Jak ktoś słusznie zauważył, Frost był komikiem a więc człowiekiem, którego uśmiech jest głównym atutem, na pewno nie był on obyty w obcowaniu z ważnymi osobistościami a już na pewno nie z kimś takim jak prezydent USA. Do tego w początkowych starciach Frost został przyparty do muru, uśmiech był dobrą miną do złej gry, nie mógł pokazać jak bardzo miażdżą go argumenty Nixona więc próbował zatuszować to właśnie uśmiechem co oczywiście w perspektywie takiej klęski nie mogło mu się udać. Zauważcie jak Scheen potrafi odmienić swoją postać w momencie a także po rozmowie telefonicznej z Nixonem. Telefon ten daje mu kopa i pozwala uwierzyć w to, że jeszcze da się wygrać ten pojedynek. Całkowicie poważnieje w momencie telefonicznego monologu prezydenta a także podczas ostatecznego starcia. Jak dla mnie naprawdę dobra rola.
A co do przebiegu tegorocznych oskarów to owy film takiego Slumdoga to zjada odbytem. Tyle.
Również i w mojej ocenie film jest rewelacyjny. Prawdziwe, dobre, mądre kino. Doskonale zagrane. To niej łatwy film i stą pewnie nie dla każdego. Moim zdaniem mocno niedoceniony.
"dobre, mądre kino" - powalająca siła argumentów, dlatego ten film jest właśnie dla ciebie:))paradoksalnie dowidzisz mojej tezie w wiodącym wątku
Ale czy przeciętna gra Sheena to powód, by dać 5 pkt tylko ? Jak dal mnie zdecydowanie za mało, chociaż gadasz z sensem w sumie.
Oglądałem Unthinkable gdzie Sheen zagrał świetnie, tutaj zdecydowanie poniżej oczekiwań. A sam film niestety nie był za ciekawy. Nie wymagam od twórców by koloryzowali historię chociaż i tak tyo zrobili. Po prostu kiepski temat na zrobienie filmu moim zdaniem. Jedyna zaleta jest taka, że zainteresowałem się watergate i samą osobą Nixona. 5/10 to oena adekwatna do jakości. Nie uważam, że był słaby, był średni.
Dla mnie ten film był o czymś innym. Był o sile prawdy. O tym że niedoświadczony i jak się zdaje, niezbyt wybitny dziennikarz (a może nawet ogólniej, człowiek) może pokonać wybitną osobę jeśli będzie miał po swojej stronie prawdę. Uwielbiam ten film, nie mam zastrzeżeń do gry aktorów, są niezwykle wiarygodni
Muszę przyznać, że film był imponujący w każdym aspekcie. Mogę tu wymieniać scenografię (świetnie oddającą klimat), dialogi między bohaterami (Bob Zelnick udający Noxona, czy były prezydent Stanów Zjednoczonych wyjaśniający Frostowi dlaczego powinien ożenić się z obywatelką Monako) czy oczekiwania poszczególnych postaci odnośnie tego wywiadu i zmiana nastawienia w jego trakcie (Nixon swoją przepustkę do powrotu z politycznej pustyni zamienił na spowiedź). Najbardziej jednak podobała mi się gra aktorska, która sądząc po komentarzach, wzbudziła liczne kontrowersje. Nie zgadzam się z opinią autora tematu, odnośnie gry Sheena. Początkowo może irytować jego "niezbyt rozbudowana" mimika koncentrująca się na sztucznym uśmiechu od ucha do ucha, używanego przezeń całą karierę medialną. Jednak w miarę poznawania postaci, zaczynamy rozumieć, że tak z pewnością zachowywał się David Frost, ze swoim początkowym, bardzo luźnym podejściem do tego wywiadu (pod względem przygotowań oczywiście). Podobnie jak Nixon chciał powrócić na szczyt. Trzeba zauważyć, że w miarę poznawania przeciwnika i rozwoju akcji wachlarz jego min i gestów powiększa się i staje dużo bardziej szczery, aniżeli miało to miejsce wcześniej. Kulminacją tego jest początek wywiadu - zszokowana mina Frosta, komentowana zza kadru przez Kevina Bacona. Drobne gesty jak: ruchy warg, drżenie brwi, ułożenie dłoni są tu dopracowane do perfekcji i to dzięki nim, uznaję grę obu panów za największy atut tego świetnego filmu.
Tak mnie zdziwila ta wypowiedz, ze az obejrzalam film ponownie, bo z tego co pamietalam, to wlasnie Sheen zrobil na mnie wieksze wrazenie i musze przy tym pozostac. Mysle, ze jest to kwestia jakiegos filtru wrazliwosci i moze do mnie/nas przemawia inne aktorstwo, inne zachowanie. Dla mnie Langella posluzyl sie w tej kreacji pewnymi sprawdzonymi chwytami, ktore dla widza sa jasne i bardzo czytelne, stad pewnie takie zachwyty nad jego rola. Niestety, im bardziej chcialam je zrozumiec, tym bardziej mnie denerwowal;) Widzialam mnostwo falszu. Gdybym miala na tyle wiedzy, kwalifikacji i pewnosci siebie, ocenilabym aktorstwo Langelli jako poprawna, profesjonalnie, solidnie wykonana robote, ktorej brak jednak jakiejs swiezosci i autentycznosci. Wszystko, co widzialam gdzies juz mi sie obilo o oczy;)
Powtarzam, moze to kwestia gustu i upodoban, aktorstwo to nie matematyka, ale to wlasnie Sheen bardziej mnie przekonal, wydawal mi sie o wiele bardziej "przejety" tym, o czym mowil, w glupich usmieszkach widze zaklopotanie, brak pewnosci siebie, w glupich minach(bo ma taki wyraz twarzy;) - "Boze, co za wstyd, po co mi to bylo?", a pod koniec autentyczne zaskoczenie, ale i wspolczucie dla tego zyciowego bankruta. Jego srodki ekspresji wzbudzaly jakies moje emocje, czego nie moge powiedziec o Langelli.
I oczywiscie ja tylko wyrazam moje odczucia, nikt nie musi sie ze mna zgadzac, nawet ci, ktorym tez podobal sie Sheen, bo moze mieli zupelnie inne powody.
Czego sie w kazdym razie nie da filmowi i aktorom zarzucic, to tego, ze nie wzbudzaja kontrowersji. Tu sie chyba mozemy zgodzic - jest nad czym dyskutowac;)
Według mnie obie kreacje były świetne! Wzruszyłam się na końcu, gdy Nixon grany przez Langellę przyznaje, że jego polityczne życie jest skończone. I ten wstrząs na jego twarzy, gdy zdał sobie sprawę, pytany przez Frosta o obywateli amerykańskich ( dotąd myślał tylko o sobie), że skrzywdził wielu ludzi, społeczeństwo. Majstersztyk!
Nixon Langelli jest postacią złożoną. Trzeba mistrzostwa, żeby tak zagrać. Budzi skrajne emocje - przynajmniej we mnie. Z jednej strony dostojność, inteligencja, poczucie humoru i dystans do siebie wzbudzają u widza sympatię i szacunek, z drugiej strony kompleksy, co wychodzi w rozmowie telefonicznej i podczas spotkania prywatnego, a także kłamstwo i uwikłanie w przestępstwo budzą litość. Z jednej strony silny człowiek, z drugiej zniedołężniały staruszek...
Frost grany przez Sheena jest też genialnie wykreowany. Niezbyt wybitny, lubiący splendor, kobiety i zabawę wesołek, ale z drugiej strony pełen atencji dla prezydenta i jakiejś szlachetności. Był jedynym, który nie ocenił go, nie rzucił się na niego jak szakal, chociaż mógł. Myślę, że postać Frosta zagrana przez Sheena świetnie pokazuje nieskomplikowaną, entuzjastyczną osobowość tego dziennikarza i coś ze swoistej szlachetności. Ja przynajmniej tak to odbieram.
Dla mnie film jest genialny od strony psychologicznej i naprawdę dobrze zrobiony - brawa za dbałość o szczegóły.
Nie ma nawet czego dodawać do tego postu:) Wszystko napisałaś, co chciałam ja napisać:) Mnie Nixona również było żal, taki sympatyczny człowieczek.:D Zreszta Langella jest dla mnie wybitnym aktorem, znam go z wielu filmów i zazwyczaj gra czarne charaktery.
Powinni zrobić taki film nt Jaruzelskiego... zastanawiam się czemu nikt jeszcze na ten pomysł nie wpadł, czy mamy aż tak dennych, mało inteligentnych dziennikarzy, którzy boją się starcia z ,, Czarnym Charakterem" PRL-u? ;]